Mieszkają w vanie, podróżują, po drodze pracują. – To nie tylko przygoda, ale też sposób na życie – mówi Piotrowi Gulbickiemu Maciej Kapuściński, któremu pod dachem Renault Mastera towarzyszy jego partnerka Joanna Gnat.
Dobrze się mieszka w samochodzie?
– Całkiem fajnie. Miejsca jest wystarczająco dużo, żeby rozprostować kości, brakuje tylko przestrzeni na dodatkowe gadżety, chociażby rozkładany kajak, który chętnie bym sobie kupił. Jednak, co najważniejsze, w klasycznym domu jest nudno, a w vanie ciekawie. Dużo się przemieszczamy, parkując w okolicy, gdzie akurat pracujemy, albo w miejscach niejednokrotnie zapierających dech w piersiach ze względu na niesamowite widoki – na wzgórzach, w lasach, nad jeziorami. Najczęściej jednak na plaży, gdzie rano, po przebudzeniu, nowy dzień wita szum fal i śpiew ptaków. Śniadanie i kawa w takiej atmosferze mają niepowtarzalny smak.
Nie obawiacie się, że możecie paść ofiarą napadu?
– Auto niczym specjalnym się nie wyróżnia, w związku z czym nie budzi większego zainteresowania. Zresztą co można by z niego ukraść, skoro nie przewozimy cennych rzeczy… Natomiast raz zainteresowali się nim policjanci. Tyle że nie w Wielkiej Brytanii, a w Polsce, gdzie przez kilka miesięcy przebywałem. Funkcjonariuszy zaciekawił samochód na angielskiej rejestracji, z panelami słonecznymi na dachu, stojący dwa dni w pobliżu mostu nad Dunajcem. Pytali co tutaj robię, gdzie mieszkam, czym się zajmuję, ale odjechali, kiedy im wszystko opowiedziałem. Innym razem, również w ojczyźnie, do drzwi zapukała kobieta, która szukała swojego zaginionego syna, a ja pomogłem jej go odnaleźć.
Van jest twoim domem od dawna.
– Od dwóch lat, ale czuję się tak, jakbym mieszkał w nim przez większość życia. Na Wyspy, a dokładnie do Gloucester, przyjechałem w 2016 roku na zaproszenie mieszkającej tam siostry Aleksandry. Na początku zahaczyłem się przy drukowaniu listów na poczcie. Niezbyt wymagająca praca, ale nudna, więc szybko włączyła się moja kreatywność i namówiłem Olę na nagrywanie filmów z lekcjami angielskiego. Szło nam całkiem nieźle, a w międzyczasie zacząłem przygotowywać reportaże o Polakach, którzy odnieśli sukces w UK i relacje z imprez, emitowane głównie w internetowej Telewizji Polonijnej.
Sporo wówczas jeździłem, najczęściej między Gloucester a Londynem, ale też w inne zakątki, praktycznie po całej Wielkiej Brytanii. Duże odległości i godziny spędzane za kierownicą powodowały, że niewiele zwiedziłem i często zanim wróciłem do domu musiałem się przespać na tylnym siedzeniu, gdyż oczy same mi się zamykały ze zmęczenia.
Po dwóch latach mieszkania z siostrą postanowiłem się w końcu usamodzielnić i zacząłem szukać pokoju do wynajęcia w Londynie, jednak ceny nawet za niewielkie klitki, gdzieś na obrzeżach stolicy, były astronomiczne. Wtedy trafiłem na vlogi amerykańskich i angielskich vanlifersów, czyli ludzi żyjących na stałe w vanie, jakie zamieszczali na kanale YouTube. Od razu wiedziałem, że to coś dla mnie. Pozostawało tylko znaleźć odpowiedni samochód, który będzie odpowiadać moim potrzebom. W serwisie eBay wypatrzyłem Renault Mastera i zaczęła się zabawa.
Ale nie od razu w nim zamieszkałeś.
– Najpierw musiałem go odpowiednio przystosować. Nie pracowałem wtedy na pełny etat, więc większość czasu poświęcałem na przeróbki auta, co zajęło mi około trzech miesięcy. W środku zbudowałem prysznic, toaletę, łóżko i szafę, natomiast szafkę kuchenną kupiłem z Ikei, ale i tak trzeba ją było docinać na wymiar. Zamontowałem też zbiornik, który może pomieścić 180 litrów wody.
Dzięki izolacji termicznej latem nie jest nadmiernie gorąco, natomiast zimą wystarczy delikatne grzanie, żeby utrzymać przyjemną temperaturę. Pomieszczenie zostało wykończone pianką akustyczną, co poza eleganckim wyglądem daje dodatkowe wyciszenie oraz ocieplenie. Z kolei na dachu umieściłem panele słoneczne, które są bardzo cieniutkie, więc zupełnie ich nie widać. Do tego dwa okna dachowe. Z zewnątrz samochód wygląda jak typowy dostawczak co jest ogromną zaletą, bo nie zwraca na siebie uwagi. Nazywam go „Niewidzialny”.
Takie cacko to duże koszty?
– Wszystko zależy czego oczekujemy i ile pracy własnej w to włożymy. Cena może oscylować w granicach 3 tysięcy, ale równie dobrze 30 tysięcy funtów. W moim przypadku było to 10 tysięcy, chociaż z obecną wiedzą i doświadczeniem wyszłoby taniej. Natomiast bardzo ważną kwestią są koszty życia na czterech kółkach, będące zdecydowanie niższe niż w domu. Woda w większości stacji benzynowych w Wielkiej Brytanii jest za darmo, oszczędzamy także na prądzie, który pobieramy z paneli słonecznych.
Ciekawe rozwiązanie.
– Zapewne nie każdemu takie życie by odpowiadało, ale dla mnie to super sprawa, bo zawsze czułem w sobie podróżniczą żyłkę oraz upodobanie do niebanalnych działań. W dzieciństwie byłem raczej spokojnym, ale aktywnym chłopcem, co przejawiało się tym, że miałem bujną wyobraźnią. I to mi pozostało do dziś – adrenalina, brak zamulania, coś więcej niż tylko praca i dom.
Wychowałem się w duchu przygody. Pochodzę z Koszarawy w pobliżu Żywca, tato, który prowadził firmę przewozową, zabierał nas na bliższe i dalsze wycieczki swoją Nyską. Jeździliśmy całą rodziną, razem z mamą, siostrą i dwójką braci, zwiedzając zamki, skanseny, różne ciekawe zakątki. Nie tylko w Polsce, ale również w pobliskiej Słowacji.
Później przyszła proza życia. Zarabiałem pracując w pizzerii, gdzie byłem kucharzem, a po ukończeniu policealnej Beskidzkiej Szkoły Sztuki Użytkowej, na kierunku fotografia, otworzyłem firmę w branży foto-wideo. Niestety, szybko dopadły mnie realia polskiego przedsiębiorcy i wiążący się z tym ogromny fiskalizm, dlatego postanowiłem wyemigrować do Anglii.
Ale wróciłeś nad Wisłę.
– W maju ubiegłego roku, po trzech latach pobytu na Wyspach, pojechałem moim vanem do Tarnowa, gdzie dostałem ofertę pracy jako operator kamery i montażysta w lokalnej telewizji. Byłem w niej też reporterem oraz pełniłem obowiązki menedżera. Większość czasu w tamtym okresie mieszkałem w samochodzie, w wolnych chwilach zwiedzając okolicę, żeby jak najwięcej zobaczyć. Jedynie na trzy zimowe miesiące wynająłem pokój, a w międzyczasie na potańcówce poznałem Asię, która dziś jest moją drugą połówką.
Zaimponował jej twój styl życia?
– Początkowo nie była do niego przekonana, miała trochę obaw przed mieszkaniem w kamperze, ale spróbowała i – jak zapewnia – nie żałuje. Z wykształcenia jest absolwentką zarządzania przedsiębiorstwem Wyższej Szkoły Biznesu w Tarnowie, ale z artystyczną duszą, gdyż malowała obrazy, które sprzedawała. Głównie abstrakcje, chociaż nie tylko. Niestety, obecnie nie może tej pasji kontynuować, gdyż w vanie brakuje miejsca na płótna, sztalugi czy farby, za to nagrywamy wspólnie vlogi, które umieszczamy na YouTube na naszym kanale „Kawalerka na kółkach”. Pod tą nazwą funkcjonujemy również w mediach społecznościowych.
Odbieracie na tych samych falach.
– Zdecydowanie. Lubimy podobną muzykę, podróże, wyzwania, dobrze się nam ze sobą tańczy. Większość rzeczy robimy razem, w czym odnajdujemy dużo satysfakcji i zadowolenia. Łączy nas także to, że oboje mamy po 32 lata.
Nie chcieliście zostać w Polsce?
– Ogólnie było fajnie, jednak tamtejsza wypłata w zderzeniu angielskim kredytem, jaki zaciągnąłem na kupno i modernizację kampera, to zupełnie inna rzeczywistość, dlatego powrót do UK był nieunikniony. Zdecydowaliśmy się na ten krok w marcu bieżącego roku i od tamtej pory wspólnie podróżujemy, po drodze imając się różnych zajęć. Pikowaliśmy zamówienia dla Zary w Northampton, pracowaliśmy w sortowni na poczcie w Exeter, przy produkcji sera i pakowaniu czekolady w Skelmersdale pod Liverpoolem. Obecnie w Yeovil, w hrabstwie South Somerset, pieczemy ciastka w pobliżu naszej ulubionej plaży.
Pracujemy zawsze razem i mamy kilka zasad – jeśli jakieś zajęcie nam nie odpowiada, albo się znudzi, to zwijamy manatki i jedziemy dalej, szukając innej możliwości zarobku.
Dobra szkoła życia.
– Właśnie kończę spłacać ostatnią ratę za vana, więc nie jest źle. A po drodze oczywiście zwiedzamy. Przez ostatnie dwa lata przejechałem 25 tysięcy mil. Z dużym sentymentem wspominam szczególnie północną Walię, Lake District oraz plaże przy West Bay w hrabstwie Dorset i w pobliżu Crosby w hrabstwie Merseyside. Te miejsca mają swoistą magię – krajobrazy, klimat, przyroda. No i ludzie – bardzo serdeczni, witający przybyszów z otwartymi ramionami. Niebawem powinien ukazać się e-book, w którym opisuję, jak żyje się w kawalerce na kółkach.
Zima zbliża się szybkimi krokami.
– Dlatego w listopadzie planujemy wyprawę do Tarnowa, żeby zostać tam na Święta Bożego Narodzenia, a co będzie później, zobaczymy. Sytuacja na świecie nie wygląda różowo, epidemia koronawirusa mocno daje się we znaki, wszystko drożeje. Jeśli nie będzie pracy w ojczyźnie, trzeba będzie dłużej zostać w UK. Może pomieszkamy w kamperze, może wynajmiemy mieszkanie, a może jedno i drugie ze sobą połączymy. Vanlife to wolność, więc zrobimy co nam będzie w duszy grało…