Ostatni weekend wolności. Spotykamy się na lunchu z poczuciem, że nie wiadomo kiedy znowu będziemy miały okazję pójść wspólnie do restauracji. Kilka kobiet. Ploteczki, relacje z tego, jak radzimy sobie w dobie zamknięcia i co zrobić, by nie zwariować. Wzdychamy, że znowu będziemy siedzieć w domu. Wszystkie jesteśmy w wieku, z którym wiąże się podwyższone ryzyko ciężkiego przebiegu choroby wywołanej wirusem Covid-19.
– Z tym wirusem jest tak jak w tej bajce Andersena „Nowe szaty króla”. Wszyscy mówią, że jest, a nikt go nie widział – mówi jedna. – Czy któraś z was zetknęła się bezpośrednio z osobą chorą?
Mówię o czterech zarażonych na wiosnę w miejscu pracy mojej córki. Wtedy dyrekcja, nie czekając na decyzję rządu, podjęła decyzję o wysłaniu pracowników do domów. Do dziś wszyscy tak pracują.
– No może i są zachorowania, ale czy ktoś wam bliski zmarł? – dodaje druga.
– Tak, kuzyn moich znajomych mieszkający w Ameryce – wtrącam się znowu.
– Pewno był stary i chory i nie wiadomo, na co umarł. Tam wszystkim w domach opieki wpisują, że koronawirus, bo wtedy rząd płaci kilkanaście tysięcy dolarów, a nikt nie sprawdza przyczyny zgonu – tonem osoby wszystko wiedzącej dorzuca trzecia.
– Nie. Miał 26 lat i na nic nie chorował.
Patrzą na mnie podejrzliwie i już wiem, że więcej nie będę się odzywać. Posłucham.
Rozmowa natychmiast schodzi na przyczyny pandemii. Wszystkie wiedzą, że „coś tu jest nie tak”, z tym tylko, że źródła choroby widzą różnie. Dla jednej z nich jest to typowa chińszczyzna wypuszczona z laboratorium. Dla drugiej – chorobę wymyśli rządzący światem, aby kontrolować ludzi. Temu służy między innymi aplikacja telefoniczna, której celem jest ustalanie kontaktów osoby zakażonej. A tak naprawdę chodzi o to, by wiedzieć o ludziach jak najwięcej – z kim się spotykają, dokąd chodzą itp. Swego czasu były protesty przeciwko kamerom w miejscach publicznych, a teraz jakoś nie słychać, by ludzie sprzeciwiali się „wielkiemu bratu”, który nas obserwuje.
– Nie zainstalowałam tej aplikacji – mówi jedna z moich koleżanek. – Na wszelki wypadek zostawiam telefon komórkowy w domu. Po co mam być obserwowana?
Po kilku minutach rozmowy wszystkie są zgodne: rządy wielu krajów są manipulowane przez wielkie firmy informatyczne, które chcą przejąć od polityków rządy nad światem. To one kontrolują, co jest przekazywane i nie dopuszczają informacji podważających zagrożenie koronawirusem. To te firmy skumały się z gigantami farmaceutycznymi i szukają jakoby szczepionki. A wiadomo, że wszelkie szczepionki ograniczają zdolności umysłowe człowieka. Podobno niemieckiego lekarza, który oskarża rządy o wywoływanie niepotrzebnej paniki, odesłano z Wielkiej Brytanii do domu, gdy chciał przemawiać na jednym z wieców protestacyjnych przeciwko zamknięciu kraju.
I tak toczy się ta nasza rozmowa. To znaczy, one mówią, snując coraz bardziej fantastyczne teorie, a ja milczę i zastanawiam się, czy to tylko Polacy są skłonni do wierzenia w najróżniejsze teorie spiskowe? Coś w tym chyba jest. Lata komunizmu nauczyły nas, że rzeczywistość jest inna niż ta, którą prezentują nam ludzie władzy, a spiski mają na celu uczynienie z nas „idealnych obywateli”, czyli takich co nie słyszą, nie widzą i nie mówią. Nawet żyjąc wiele lat w krajach niedotkniętych komunizmem, coś z tego zostaje.
Po powrocie do domu otwieram internet. Szukam informacji o spiskowych teoriach związanych z pandemią. Jest ich całe zatrzęsienie. Tytuł tego felietonu pochodzi z różnych artykułów, jakie na ten temat znalazłam.
Słowo „infodemia” pojawiło się w raporcie Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). To zbitka dwóch słów – informacja i pandemia. Pomimo że minęło od tego raportu ponad pół roku, infodemia trzyma się tak mocno, jak i wirus. Nie pomógł list otwarty grupa lekarzy, epidemiologów i pracowników służby medycznej z całego świata, apelujący do administratorów platform społecznościowych, m.in. Facebooka, Google i Twittera o podjęcie działań w celu „powstrzymania napływu błędnych informacji zdrowotnych i wywołanego przez nie kryzysu zdrowia publicznego”. Jak wiadomo, plotka i fake newsy rozprzestrzeniają się szybciej niż prawda, która bywa nudna, jak nawoływanie do częstego mycia rąk.
Grupa badaczy z kilkunastu krajów opracowała pod szyldem Amerykańskiego Stowarzyszenia Medycyny Tropikalnej i Higieny raport na temat wpływu infodemii na zdrowie publiczne. Wyszczególnili trzy kategorie materiałów: plotki (niezweryfikowane informacje), stygmatyzację (treści, z powodu których osoba napiętnowana może doświadczyć dyskryminacji) i teorie spiskowe.
Te ostatnie to plandemia. Taki tytuł nosi filmik („Plandemic”), jaki pojawił się w internecie jako zapowiedź dłuższego dokumentu mającego „ujawnić prawdę”. Przekaz jest prosty: pandemia została zaplanowana, a szczepienia to tylko pretekst do czipowania i przejęcia kontroli nad ludźmi.
Natomiast słowo „koronaściema” użył na Twiterze Tadeusz Kubicki, prezydent Zielonej Góry. W kilka tygodni później wszystko odwołał – zachorował i wiedział już, jak straszna jest to choroba.
Żałuję, że nie opowiedziałam o tym wszystkim swoim koleżanką, ale nie wiem, czy przyjęłyby te informacje. Wolały mówić, że „bardziej szkodliwe” od samego wirusa jest noszenie maseczek, bo „wdychamy z powrotem” swoje własne zarazki. Wychodząc z restauracji, włożyłam, ostentacyjnie, swoją. Popatrzyły na mnie ze zdziwieniem i dezaprobatą. Trudno. Przeżyję. Chyba że złapię wirusa.
Katarzyna Bzowska