Renata Bułat: stylistka, fryzjerka, właścicielka salonu „Renilondon hairdresser”. Jest również założycielką grupy płetwonurkowej „Z singlem pod wodą”. Pochodzi z Miastka w województwie pomorskim, ukończyła zarządzanie w Wyższej Szkole Zarządzania i Finansów we Wrocławiu. Od siedmiu lat mieszka w Londynie, znak zodiaku – Skorpion.
Życiowe motto…
„Odważni nie żyją wiecznie, ostrożni wcale”. Kierując się tą maksymą ciągle szukam nowych wyzwań. Mam na koncie skoki na bungee i spadochronie, latanie balonem, udział w spływach kajakowych, a także zdobywanie szczytów górskich, z których na pierwszy wspięłam się 14 lat temu w Kanadzie, w Górach Skalistych, w temperaturze -30 stopni Celsjusza. Przypłaciłam to lekkim odmrożeniem palców u rąk, ale bynajmniej nie zniechęciło mnie to do kolejnych wypraw.
Hobby…
Podróżowanie po świecie i nurkowanie, co zresztą się ze sobą wiąże. Moja podwodna przygoda zaczęła się 11 lat temu w Meksyku na Jukatanie, pierwszy patent zrobiłam w Egipcie, a potem kolejne w różnych częściach globu. Obecnie nurkuję z akwalungiem do głębokości 40 metrów, rozkoszując się magią podwodnego świata. Doświadczyłam wielu ciekawych historii, chociażby tej w Dżibuti, gdzie spotkałam się oko w oko z rekinami muskającymi mnie niczym swój przyszły posiłek. Podgryzały płetwy, krążyły wokół, ale nie wykazywały krwiożerczych zamiarów i chyba przypadliśmy sobie do gustu. Pod wodą najbardziej fascynuje mnie cisza oraz obserwowanie tajemnic ukrytych w głębinach.
Mężczyzna…
Biblijny Adam. Człowiek, który zapoczątkował historię rodu ludzkiego. Zawsze kiedy o tym myślę, powracają egzystencjalne pytania: kim jesteśmy, dokąd zmierzamy i jak to się stało, że w ogóle istniejemy. Odpowiedź na nie zapewne poznamy dopiero po śmierci, która nie musi być końcem, a dopiero początkiem.
Potrawa…
Kotlet schabowy i zupa pomidorowa z makaronem przyrządzane przez moją mamę. Ilekroć jadę do rodzinnego domu, na myśl o tych przysmakach i wspólnym krzątaniu się w kuchni, leci mi ślinka.
Natomiast najbardziej nietypowymi daniami, jakie jadłam, były prażona szarańcza i jeżowiec w Tajlandii, które mimo hucznych zapowiedzi i zachwalania przez lokalnych mieszkańców okazały się zupełnie bez smaku. Z kolei na Filipinach spróbowałam duriana, a niezbyt przyjemny zapach tego owocu prześladuje mnie do dziś. Za to wszystko rekompensują kanadyjski stek i tamtejszy indyk na Dzień Dziękczynienia. Palce lizać!
Marzenie…
W przyszłości chcę być fajną, wesołą babcią, która sporo czasu będzie spędzać z wnukami, opowiadając im o swoich przygodach i zarażając pasją do odkrywania świata. Na pewno nie będziemy się nudzić.
Mam też nadzieję, że pływając w Oceanie Atlantyckim uda mi się spotkać narwala, a także zanurkować pod lodem, żeby jeszcze bardziej doświadczyć surowej natury.
Zwierzę…
Od dziecka miałam różne stworzenia – od świnek morskich, po koty, króliki i ptaki, chociaż te ostatnie wypuszczałam na wolność. W końcu przyszła pora na pieska, buldoga francuskiego o imieniu Essej. To dzięki niemu zrozumiałam jak można tęsknić mocno i prawdziwie, bez słów. To on sprawił, że biegłam do domu, żeby dać mu jeść i wyjść razem na spacer. Przyjechał ze mną z Polski do Londynu i nawet nauczył się szczekać po angielsku reagując na tutejszą mowę. Śmieszny, brzydki, piękny psiak, który był przy mnie na dobre i złe przez 11 lat.
Chwila…
Ta nad brzegiem jeziora Lednik w Miastku. Szkoła podstawowa, wagary, kolega Romek. Podczas rozmowy wspólnie doszliśmy do wniosku, że w przyszłości będziemy wolnymi ptakami, obieżyświatami i nic nas przed tym nie powstrzyma. I rzeczywiście, sprawdziło się.
Natomiast niedawno, będąc na chorwackiej wyspie Vis i siedząc o zmroku w łódce, poczułam niezwykły przypływ szczęśliwości. Wiatr we włosach, szum fal, gwiazdy rozświetlające niebo – czego chcieć więcej…
Piotr Gulbicki