To, co dzieje się w ostatnich tygodniach w przestrzeni publicznej silnie rezonuje w naszej codzienności chaosem myśli, słów i emocji. A dzieje się to w dramatycznym dla nas wszystkich czasie pandemii, czasie wielkiego zagrożenia dla naszego życiowego bezpieczeństwa zarówno w skali lokalnej, jak i światowej. Niezawodne media rejestrują wydarzenia, nadając im różnorodne formy ekspresji, wyposażając w siłę przekazów, którym ulec musi ich odbiorca niezależnie od swoich stronniczych fascynacji…
Wszystko to rozgrywa się w pandemicznych kontekstach naszego bytowania, co (nie) powinno stanowić priorytet(u) dla tych, którzy podejmują decyzje organizujące nasze życie w najróżnorodniejszych jego przejawach. I tak w kontekście pandemicznych przeżyć w ostatnich tygodniach rozgorzały wydarzenia stanowiące o organizacji naszego życia społecznego nierzadko obnażając jego destrukcję. Protesty kobiet przeciwko ustawie antyaborcyjnej, marsze zbuntowanych środowisk młodzieżowych, fizyczne ataki na siebie wzajem, bezczeszczenie symboli wydawałoby się na trwale zapisanych w naszej duchowości, agresywny język nienawiści, coraz silniej pobrzmiewający w społecznej przestrzeni, obnażane (nie)prawdy środowisk kościelnych i… przywołane kilka dni temu pamięcią Polaków, Święto Niepodległości, która pobrzmiewa w naszych sercach i umysłach od 102 lat. I to święto, tak ważne dla naszej niepodległościowej tradycji, niestety mijać musiało – czyżby musiało? – w atmosferze konfliktowych starć, złowrogich słów i gestów, samochodowych zgrzytów, bo Marsz Niepodległości miał być „marszem” samochodowym, ale scenariusz okazał się inny.
Ja i moje pokolenie, nie przeżywaliśmy wojen, powstań, ale narażeni zostaliśmy na perfidię czasów komuny. Dzisiaj ja i związani ze środowiskami akademickimi moi koledzy, akademiccy nauczyciele, przeżyliśmy już nie po raz pierwszy wstrząs mentalny. Staliśmy się bowiem – tak oni, jak i inni- świadkami upadku pewnego etosu, który utrwaliła w ich duchowości, wydawało się, na zawsze – rodzina, międzypokoleniowy przekaz i edukacja.
Dzieje naszego narodu, w ich tyrtejskich obrazach przeszłości, były tyleż dramatyczne w swym heroizmie, co jednoznacznie wzniosłe w ich odbiorze i tym międzypokoleniowym przekazie. To właśnie przekaz ich dziejowych narracji, w umysłach i sercach większości obywateli utrwalał narodowe sacrum w Bogu, Honorze i Ojczyźnie, pojęciach wydawałoby niezniszczalnych na wieki. I nawet, jeżeli podważaliśmy i podważamy sens różnych dowódczych decyzji, które zdaniem pewnej części społeczeństwa oskarżać można o przyczynę ofiar i męczeństwa, to moralne oceny ludzkich postaw i niezaprzeczalne ich skutki w odzyskiwanej wolności, na różnych etapach naszych dziejów, stały się symbolicznym, wielkim narodowym dobrem. Utrwaliła je narodowa kultura w najróżnorodniejszych formach jej zapisu. Zgromadziliśmy przez wieki, nieśmiertelny kulturowy potencjał, który stanowi o naszej narodowej tożsamości. Ale i w tym imponującym, kulturowym zapisie jest wiele słów o nas samych, słów, których gorzkie sensy wydają się odżywać w scenariuszach dziejów także i tych najnowszych. Słów, które muszą prowokować do gorzkich analogii między nami wtedy i teraz.
W jednym z listów adresowanych do Michaliny z Dziekońskich Zaleskiej, Cyprian Norwid pisze: Polak jest olbrzym, a człowiek w Polaku jest karzeł (…) Jesteśmy żadnym społeczeństwem. Jesteśmy wielkim sztandarem narodowym… Trudno w słowach tych, w obliczu ostatnich wydarzeń, nie dostrzec towarzyszących nam dzisiaj wrażeń i myśli,rodem ze słów wielkiego Cypriana. Dzisiaj, gdy możemy żyć w wolnym Kraju, uczyć się demokracji, cieszyć wolnością słowa, która jest dobrem bezcennym, nie zawsze niestety szanowanym, gdy wielkie, rozpoznawalne na świecie Ikony polskości, autorytety historii i teraźniejszości potrafimy brutalnie detronizować, upokarzać się sami we własnych oczach i oczach świata. I choć smutne to i niebezpieczne dla nas, możemy powtórzyć za wielkim Cyprianem: ideał sięgnął bruku… Czyżby także i dziś odezwał się bardziej w Polaku Karzeł niż Olbrzym?… A młode pokolenia, z którymi prawie nie prowadzimy dialogów, debat, dyskursów, choć często widać, jak młodzi są tego spragnieni, czy pozwalać będą na brutalną detronizację polskich i światowych autorytetów, desakralizację wielkich indywidualności i ich wartości, tak ważnych dla nas i dla świata? Zachowania wielu młodych ludzi, poziom ich refleksji wskazują, że pragną rozmawiać dzisiaj inaczej, niż kiedyś o Polsce i świecie. Nie wolno nam tego zmarnować…
Ewa Lewandowska-Tarasiuk