Kłamcy, manipulanci, ludzie udający kogoś, kim nie są. – Moja sztuka jest specyficzna, ale płynie prosto z serca. Dzięki niej uzewnętrzniam swoje emocje – mówi Marta Chrostowska w rozmowie z Piotrem Gulbickim.
Londyn to inspirujące miasto.
– Zdecydowanie. Uwielbiam jego wielonarodowość, koegzystencję kultur z różnych zakątków świata, możliwości rozwoju, jakie daje. Świetnie się tu czuję, chociaż do brytyjskiej stolicy trafiłam trochę przez przypadek, kiedy jako zakochana po uszy 19-latka wyjechałam za moim ówczesnym chłopakiem. Był rok 2013, decyzję podjęłam spontanicznie, kiedy po ukończeniu liceum ogólnokształcącego w Szczecinie moja aplikacja na studia na Middlesex University została rozpatrzona pozytywnie. Rzuciłam wszystko, nie dokończyłam nawet kursu na prawo jazdy. Początki jednak okazały się niezbyt przyjemne, ciężko było mi się zaaklimatyzować, tym bardziej, że szybko rozstałam się z moją drugą połówką. Byłam zdana tylko na siebie, w obcym kraju i wtedy ukojenie znalazłam w malarstwie.
Pod wpływem miejsca?
– Bardziej życiowych doświadczeń i postrzegania świata. Motywem przewodnim mojej twórczości stali się ludzie, którzy kłamią, manipulują i są zbyt słabi, żeby stawić czoła swojemu prawdziwemu „ja”. Portretowałam ich jako klaunów, błaznów, stańczyków, uzewnętrzniając to, co czułam. Taka swoista forma terapii.
Będąca następstwem niespełnionej miłości?
– Też. Gorące uczucie, złamane serce – wiele osób tego doświadcza, jednak ja przeżywałam to zbyt mocno. Za dużo dusiłam w sobie emocji, bólu, smutku i rozczarowania, a na domiar złego wśród znajomych nie było nikogo, komu mogłabym zaufać i otwarcie porozmawiać. Zawiodłam się na wielu ludziach, których uważałam za przyjaciół, a uczucie rozgoryczenia potęgowała negatywność świata.
Negatywność świata?
– Wojny, głód, ataki terrorystyczne, ludzkie tragedie. To jeden z powodów, dla których nie oglądam telewizyjnych wiadomości, które epatują tego typu informacjami. Nie mówiąc już o różnego rodzaju manipulacjach. Wolę tego nie słuchać, zdając się na pozytywne aspekty życia.
W swoich obrazach nawiązujesz do karnawału w Wenecji.
– Inspirują mnie noszone tam stroje, maski, ich kolorystyka, sposób zaprojektowania. No i fakt, że uczestnicy tego wydarzenia przybierają dowolne pozy, za którymi chowają prawdziwą twarz.
Na moją wyobraźnię mają również wpływ kultury Chin i Japonii, astrologia, a także filmy fantasy. Zła królowa z „Królewny Śnieżki”, Maleficent, Daenerys Targaryen, Cersei Lannister – postacie, którymi się inspiruję, tworząc własnych bohaterów, można długo wymieniać. Staram się jednak nie szufladkować, dlatego jednym z moich ulubionych obrazów jest ten, który powstał w 2015 roku, kiedy byłam na praktykach w ramach programu Erasmus na Polytechnic University of Valencia. Pierwszy raz malowałam na powietrzu, uwieczniając na płótnie przepiękne kolorowe domki stojące przy jednej z ulic dzielnicy El Cabanyal. To najlepsza pamiątka, jaką mogłam przywieźć z Hiszpanii.
Niedawno twoja praca zajęła drugie miejsce w konkursie plastycznym zorganizowanym przez Związek Lotników Polskich w Wielkiej Brytanii.
– Z czego bardzo się cieszę. Była ona prezentowana na wystawie poświęconej 80. rocznicy Bitwy o Wielką Brytanię, która odbyła się we wrześniu w Galerii Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego w Londynie, a przedstawia Dywizjon 303 broniący Tower Bridge. Wcześniej, w marcu, planowałam swoją pierwszą indywidualną ekspozycję, niestety epidemia koronawirusa pokrzyżowała te zamierzenia.
Sztuką zainteresowałaś się dopiero na Wyspach?
– Od kiedy pamiętam byłam z nią za pan brat. Wychowałam się w twórczej atmosferze – moi rodzice z wykształcenia są konserwatorami zabytków architektonicznych i dzieł sztuki, zawsze coś tworzyli, malowali, a ja próbowałam ich naśladować. W bliższej i dalszej rodzinie nie brakowało malarzy, architektów, ludzi utalentowanych artystycznie. Myślę, że urodziłam się z kreatywnością w genach – w czasach podstawówki lubiłam szyć maskotki, w gimnazjum robiłam kartki świąteczne, a w okresie licealnym dużo rysowałam, wygrywając nawet kilka lokalnych konkursów plastycznych. Później poczułam głód malowania, chociaż nie byłam pewna czy potrafię to robić. Nad pierwszym obrazem, przedstawiającym dwie postacie z mojej ulubionej gry komputerowej z dzieciństwa „The Neverhood”, zaczęłam pracować jeszcze w Polsce, ale dokończyłam go w Londynie i to był impuls, żeby dalej podążać tą drogą. Działalność twórczą łączyłam ze studiami. Ukończyłam zarządzanie w turystyce i język hiszpański (otrzymałam nawet nagrodę dla najlepszego studenta na roku i stypendium), a potem, po obronie licencjatu, kontynuowałam naukę na kierunku marketing cyfrowy. Studiowałam na Middlesex University, jednocześnie pracując jako kelnerka w prywatnym klubie Home House.
Dużym artystycznie bodźcem było dla mnie czytanie biografii słynnych artystów, takich jak Pablo Picasso, Vincent van Gogh czy Edvard Munch, a jako że podróże są moją drugą pasją, postanowiłam odwiedzić miasta z nimi związane. Byłam w Maladze, gdzie urodził się Picasso, a potem w Museo del Prado w Madrycie, w którym znajduje się wiele jego dzieł. Przechadzałam się po holenderskim miasteczku Nuenen, w którym przez dwa lata mieszkał i tworzył Van Gogh, z kolei w Muzeum Narodowym w Oslo miałam okazję zobaczyć „Krzyk” Muncha. W ogóle Europę zjeździłam wzdłuż i wszerz, będąc łącznie w 28 krajach i kilkudziesięciu miastach.
Które z nich zrobiły na tobie największe wrażenie?
– Salzburg i Hallstatt w Austrii urzekły mnie czystością i bajecznymi, kolorowymi domkami, wyglądającymi jak z obrazka. A do tego przepyszne lokalne jedzenie. Z kolei w Oslo czas płynie jakby wolniej, panuje błogi spokój, a niebo spogląda na ziemię głębokimi, wyrazistymi kolorami. Natomiast w Salonikach w Grecji mieszkańcy są bardzo mili i pomocni, a widoki zapierają dech w piersiach.
Z reguły podróżuję sama, traktując to jako formę wyciszenia i ucieczkę od codzienności. Wtedy sprawdza się w praktyce moja samoorganizacja.
Byłaś też w Chinach.
– Dwukrotnie. Pierwszy raz w 2017 roku, w ramach czterotygodniowej wymiany kulturalnej. Mieszkałam w Hangzhou, studiując język chiński na Zhejiang University, uznawanym za jeden z najlepszych w tym kraju. Wyjazd był sponsorowany przez British Council i przeznaczony dla najlepszych studentów brytyjskich uczelni.
Wrażeń nie brakowało – zakochałam się w lokalnej kulturze, tak różnej od naszej, zaczęłam interesować się astrologią i Feng Shui, czyli sztuką balansowania energii. Po powrocie do Londynu robiłam nawet kartki z chińskimi znakami zodiaku, sprzedając je w jednym ze sklepów papierniczych w dzielnicy China Town.
Ponownie do Państwa Środka zawitałam dwa lata później, tym razem na dwumiesięczne praktyki, podczas których pomagałam przy projekcie związanym z budową siłowni z bambusa w jednej z wiosek. Mieszkałam w Szanghaju, który jest moim ulubionym miastem – bardzo zaawansowanym technologicznie, z wysokimi, nowoczesnymi budynkami i szalonym życiem nocnym. Jest tam o wiele więcej ekskluzywnych klubów i imprez niż w Londynie, a do tego są one bardzo tanie. Chińskie inspiracje widać w mojej sztuce.
Ale nie tylko malowaniem się zajmujesz.
– Inną formą artystycznego wyrazu jest dla mnie modeling. Interesowałam się nim od dziecka, chciałam zostać profesjonalną modelką, ale mój wzrost (169 cm) według wielu osób był ku temu przeszkodą. Wielokrotnie słyszałam, że jestem za niska czy niewystarczająco szczupła, bynajmniej jednak nie robiło to na mnie wrażenia. Im bardziej mówiono, że czegoś nie mogę, tym bardziej zmotywowana byłam, żeby to osiągnąć.
Mieszkając jeszcze w Polsce uczęszczałam na sesje zdjęciowe i castingi, ale to wyjazd do Londynu również w tym aspekcie okazał się przełomem. Zaczęłam występować na wybiegach, między innymi podczas London Fashion Week, moje zdjęcia publikowano w „The Mob Journal”, „Fab UK Magazine” czy „Daily Mail”. Współpracowałam z ciekawymi projektantami i markami, wśród których są Pierre Garroudi, Unique Dress Queen, Yana Flame, U Dig Project, Silver Rose Corsetry.
Poprzedził to udział w konkursie piękności Miss Poland UK & Ireland 2018. I pomimo tego, że dostałam się tam tylko do półfinału, to otworzył mi on wiele drzwi, chociażby możliwość pracy jako modelka przy kalendarzu promującym film „Dywizjon 303”.
Idąc za ciosem na początku bieżącego roku wzięłam udział w wyborach Miss International UK, zdobywając tytuł Miss Greater London International 2020. Dzięki temu będę reprezentować brytyjską stolicę podczas finałowej rozgrywki, niestety z powodu koronawirusa impreza została przełożona na przyszły rok.
Na brak zajęć nie narzekasz.
– Obecnie większość czasu poświęcam na malowanie i modeling. Współpracuję też z markami Rimmel London, Sally Hansen czy MaxFactor promując ich produkty na Instagramie, przeznaczone głównie do makijażu i paznokci.
Żyjemy w dziwnych czasach, ale mam nadzieję, że niebawem wrócimy do normalności i uda mi się dostać pracę w galerii Clarendon Fine Art Gallery, znajdującej się na statku wycieczkowym Queen Elizabeth II, dzięki czemu będę mogła łączyć swoje dwie największe pasje – sztukę i podróżowanie. Mam 26 lat, wszystko dopiero przede mną…
Wierek3
Świetny wywiad. Ciekawa, młoda osoba.