31 grudnia 2020, 12:00
W szkocką kratę: Slàinte mhath!
W tym tygodniu snuję dalej moją opowieść o szkockich zwyczajach świąteczno-noworocznych. Bo jako że w Szkocji Boże Narodzenie jest relatywnie młodym świętem, a Nowy Rok świętuje się od wieków wyjątkowo hucznie, naprawdę trudno je od siebie oddzielić. Zacznijmy od tego, że w Szkocji nie ma czegoś takiego jak sylwester, czyli po angielsku New Year’s Eve. Jest Hogmanay. Językoznawcy się sprzeczają, czy pochodzi to od anglosaskiego haleg monath, oznaczającego święty miesiąc, czy od skandynawskiego hoggo-nott, oznaczającego przesilenie zimowe.

Obchody Hogmanay zaczynają się też nietypowo, bo już 30 grudnia. I jak już wspominałam w felietonie o świętach, wiele zwyczajów łączy się z wykorzystaniem życiodajnego ognia. W przeddzień sylwestra w Edynburgu odbywa się procesja składająca się z wielu tysięcy uczestników niosących pochodnie od Królewskiej Mili aż po Holyrood Park, gdzie pod Arthur’s Seat odbywa się koncert muzyki na żywo zwieńczony pokazem fajerwerków. Stonehaven w Aberdeenshire słynie z kolei z pokazu Fireballs. Na parę godzin przed Nowym Rokiem pół setki osób uprzednio dobrze przeszkolonych (nie próbujcie tego sami w domu!) przechodzi główną ulicą miasta, wymachując w powietrzu płonącymi kulami. Z kolei na zakończenie Yuletide, czyli okresu świątecznego, w Lerwick na Wyspach Szetlandzkich odbywa się największy festiwal ognia w Europie. Przez całą dobę można obserwować jeden wielki ognisty uliczny performance zakończony symbolicznym spaleniem repliki statku Wikingów.

W sylwestrową noc w dużych miastach Szkocji, ale przede wszystkim w stolicy odbywają się liczne koncerty i imprezy uliczne. To okazja, żeby potańczyć w blasku fajerwerków i wznieść toast na szkocką modłę: „Slàinte mhath!” Czyli: „Dobrego zdrowia!” Oj, w tym roku jakże nam się to wszystkim przyda!

Tuż po północy nie może się obyć bez wspólnego odśpiewania „Auld Lang Syne”. To ludowa pieśń pożegnalna (śpiewana była między innymi w Parlamencie Europejskim na pożegnanie brytyjskich europosłów w styczniu tego roku) i ma symbolizować pożegnanie ze starym rokiem. Na tę okazję ludzie łączą się, podając sobie skrzyżowane ręce i tworząc długie ludzkie łańcuchy. Ten wzruszający moment potęgują słowa, autorstwa szkockiego wieszcza Roberta Burnsa, które po polsku brzmią tak: „Za dawno miniony czas, wzniesiemy puchar ze szczerym sercem jeszcze raz”.

Strzeżcie się jednak tego, kto jako pierwszy wejdzie do Waszego domu po północy. Jeśli tą osobą, czyli tzw. first footer, będzie wysoki brunet, możecie odetchnąć z ulgą. To znak, że czeka Was szczęście w nowym roku. Jeśli blondyn, to zła wróżba. Ten przesąd ma swoje korzenie zapewne w czasach najazdów Wikingów, kiedy jasne włosy przybysza wieściły wojenną pożogę. Nie wiadomo tylko, jak ten zwyczaj odnosi się do rudych, których w Szkocji przecież nie brakuje… Bez względu jednak na kolor czupryny, każdy odwiedzający domostwo musi przynieść ze są chleb, black bun (ciasto trochę przypominające Christmas pudding), whisky oraz… kawałek węgla. Czyli produkty pierwszej potrzeby w każdym szkockim domu.

A gdy w końcu przychodzi Nowy Rok, czyli Ne’rday lub Neerday (a pamiętajmy, że to już trzeci dzień imprezy) na orzeźwienie Szkoci lubią wskoczyć sobie w chłodne morskie fale. I mówiąc „chłodne”, mam na myśli tak 6-7 stopni, jakie zwykle panują o tej porze roku w zatoce Firth of Forth. To tak zwany Loony Dook, czyli „Szalona Kaczka” przyciąga fanów nie tylko lodowatych kąpieli, ale też pomysłowych przebrań. Bo co to za frajda wejść do wody w zwykłych kąpielówkach? Lepiej to zrobić w stroju jednorożca, pieczonego indyka lub… Donalda Trumpa. Wówczas trudno ocenić, czy wyraz twarzy uczestników wyraża uradowanie z dowcipnego stroju, czy to tylko szczękościsk z zimna.

Wreszcie 2 stycznia to dzień na odpoczynek i dojście do siebie po trzydniowych zwykle suto zakrapianych obchodach. W Szkocji  w przeciwieństwie do reszty Wielkiej Brytanii jest to dzień wolny od pracy.

W tym roku te wszystkie atrakcje się nie odbędą.

Ani Loony Dook, ani Fireballs, nie będzie nawet pokazu sztucznych ogni.

Oficjalni organizatorzy Hogmanay robią co w ich mocy, aby podtrzymać radosny klimat tego święta w przedziwnym i smutnym roku 2020. Już 29 grudnia na placu przed zamkiem w Edynburgu odpalono tęczowe race układające się w napis: „Thank you”. To oczywiście hołd dla pracowników NHS, którzy w sylwestra będą pracować bez wytchnienia i nie w głowie im świętowanie. 

Następne części celebracji o wspólnym tytule „Fare Well” będą stopniowo ujawniane w kolejne dni aż do 2 stycznia. Jedną z nich jest pokaz świetlnych latających dronów połączony z muzyką i dźwiękiem. Nagranie z tego widowiska można zobaczyć na oficjalnej stronie internetowej Hogmanay.

Wykorzystano w nim fragmenty wiersza, w którym współczesna szkocka poetka Jackie Kay bez żalu rozstaje się z minionym rokiem. Cytuję go w oryginale:

 

This air has heather  and malt on its breath

as it sighs, puffed oot  after a year of death,

under the blue mask of its flag.  The Saltire’s been

a warning cross.  Dinny come too near.

 

And this air  has no been able to sing

the old familiar airs, or fitba chants, or hymns,

or blend it’s griefs in funerals for the dead,

or laugh its joys like confetti over the newly-wed.

 

But the lone piper fills the pipes with air,

our individual breaths blow oot in prayer,

wee church or secular, over these rooftops;

to travel endlessly and to not stop.

 

Z melodią szkockich dud i nadzieją na lepszy rok zostawiam Państwa w sylwestrową noc. Slàinte mhath!

Magdalena Grzymkowska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Magdalena Grzymkowska

komentarze (0)

_