29 stycznia 2021, 09:00
Mirabelkowa puszka się zapełnia. Przez internet każdy może się dorzucić
„Mirabelki, ten bardzo dziwny rok kończymy, jak zwykle, zbiórką na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy! Jest to już nasza szósta wspólna akcja. Kto chciałby czynić honory i wrzucić grosik jako pierwszy?” takimi słowami Michał Reimer, wieloletni wolontariusz WOŚP z Londynu, zachęca do hojności użytkowników Facebooka.  W jego wirtualnej puszce aktualnie znajduje się już 1485 funtów, a do końca kwesty zostało jeszcze kilka dni. Dlaczego warto pomagać? Czy uda mu się pobić rekord w tym roku? I skąd się wzięły „mirabelki”? O tym rozmawia z Magdaleną Grzymkowską.

LINK DO MIRABELKOWEJ ZBIÓRKI

Londyński finał WOŚP to co roku prawdziwa petarda. Zawsze przyciągał tysiące rodaków na fantastyczny koncert i przynosił rekordowe przychody do zbiórki pieniędzy w szczytnym celu. W tym roku jednak to będzie wyglądało trochę inaczej.

– Na wstępie trzeba oddać honor Dagmarze Chmielewskiej, która rozkręciła WOŚP w Londynie. I to dzięki niej londyński sztab to jest obecnie taka potęga! Wszyscy pamiętamy i bardzo doceniamy jej energię i zdolności organizacyjne. Niestety kilka lat temu wyjechała do Polski, a w tym roku pałeczkę przejął Rafał Półtorak, który stanął przed wielkim wyzwaniem, jakim było zorganizowanie finału w czasie pandemii. Moim zdaniem świetnie sobie z tym poradził i trzymam za niego kciuki w kolejnych latach. Oby mógł się jeszcze wykazać w normalnych czasach! W tym roku będzie koncert online, będzie aukcja na Zoomie prowadzona przez Agnieszkę Michalską.

Popularność WOŚP-u widać po imponującej liście puszek stacjonarnych dostępnych w polskich sklepach. W samym Londynie i okolicach jest ich aż 150! Dlaczego Polacy na Wyspach tak chętnie się angażują w WOŚP?

– Myślę, że w większości czujemy Polakami, mamy w Polsce znajomych, przyjaciół, rodziny, niektórzy chcą w przyszłości wrócić do Polski, więc Polska i sprawy polskie są i zawsze będą bliskie naszemu sercu. Fundamentem demokracji jest społeczeństwo obywatelskie, którego podstawą jest nie tylko chodzenie na wybory, ale też tworzenie organizacji społecznych, dzięki którym udowadniamy, że bierzemy odpowiedzialność za nasz kraj. Bez takich akcjii jak WOŚP Polska nie będzie krajem demokratycznym.

Jak zaczęła się Twoja przygoda z WOŚP-em?

– Pochodzę z Tarnowskich Gór. Do Wielkiej Brytanii przyjechałem w 2010 roku, pracuję w firmie, która handluje whisky. Jak tylko „się ogarnąłem” po przeprowadzce do Wielkiej Brytanii, to chciałem udzielać społecznie, więc zacząłem się działać przy WOŚP-ie i w KOD UK. To właśnie Dagmara wciągnęła mnie do sztabu i zachęciła do tego, żeby zbierać datki do puszki. A pomysł o tym, żeby zbierać pieniądze przez Facebooka, to mi Joanna Gos podała. I jedno, i drugie zacząłem dość ostrożnie, ale szybko to zaczęło się rozkręcać. Już po pierwszej internetowej kweście wiedziałem, że nie będzie można z tego rezygnować, bo to jest olbrzymi potencjał. Do zwykłej puszki ludzie wrzucali monety, funta, dwa funty, jakieś pensy, rzadko kiedy był to banknot. Natomiast przy zbiórce przez internet 5 funtów to jest minimum, a 50 funtów  dość często się zdarza. I do takiej zbiórki online może się dorzucić każdy, bez względu na to, gdzie się znajduje. W tym roku pieniądze zbieram do 3 lutego. I wszystko wskazuje na to, że pobiję swój rekord z zeszłego roku! Gdy jeszcze tradycyjna kwesta była możliwa stałem co roku w tym samym miejscu pod polską kaplicą na Willesden Green i tam zawsze zbierałem datki w niedzielę po mszy. W tym roku kaplica jest zamknięta, a i tak w czasie lockdownu nie można kwestować na ulicy. Na szczęście tę tradycyjną puszkę zapełnią mi znajomi, którzy przez cały rok wrzucali do słoika drobne kwoty. 

Co roku swój apel o datki na WOŚP zaczynasz od sympatycznego zwrotu: „Mirabelki”. Skąd się to wzięło? Dlaczego swoich darczyńców nazywasz Mirabelkami?

– A tak po prostu. Miało być słodko i miło. I to było pierwsze słodkie słowo, jakie wpadło mi do głowy (śmiech).

Z jakim odbiorem spotykasz się wśród Polaków na Wyspach, jeżeli chodzi o WOŚP?

– Nie zawsze było kolorowo. Pewnego razu jeden z księży tak nas „objechał” za to, że stoimy z puszką pod kościołem, aż moja narzeczona, z którą kwestowałem, rozpłakała się i od tamtej pory nie brała udziału w akcji. Ale generalnie odbiór jest raczej pozytywny i to widać w uśmiechach, dobrych słowach, które padają z ust darczyńców. Dużą hojnością wykazują się zwłaszcza przedstawiciele londyńskiej opozycji oraz członkowie facebookowej grupy Polonia UK, za co szczególnie wdzięczny jestem Annie Półkośnik, za promocję mojej zbiórki w tej grupie. I oczywiście co roku na finałach zawsze była niesamowita atmosfera. Te przyjaźnie, które zawiązują w czasie WOŚP-u, to są przyjaźnie na całe życie. Z Dagmarą cały czas jesteśmy w kontakcie. Inną osobą, która poznałem dzięki WOŚP-owi to Angelika Adams, która działa w Romford i Londynie i to na wielu polach: robi różne akcje charytatywne w ciągu roku, działa z harcerzami, odwala kawał dobrej społecznej roboty. Inną osobą jest Joanna Fight, która mimo że wróciła do Polski, cały czas działa przy londyńskiej orkiestrze, zajmuje się PR-em i marketingiem, robi grafiki, kręci filmy. Ale takich osób w londyńskim sztabie jest dużo, dużo więcej…

A czy wśród darczyńców są Brytyjczycy? Lub osoby innych narodowości?

– To jest ciągle problem, ponieważ nie-Polacy nie wiedzą, o co chodzi. Z mojego doświadczenia wynika, że co roku tylko może dwóch, trzech osób innych narodowości dorzuci się do zbiórki. Myślę, że wciąż mamy problem wyeksportowaniem poza granice Polski tego skarbu narodowego, jakim jest WOŚP. To mi przypomina trochę historie fantastycznych polskich zespołów, jak O.N.A czy Myslowitz, które mogłyby z powodzeniem zrobić karierę na Zachodzie, ale nigdy to nie wypaliło. Wciąż nie umiemy promować tego, co jest naszym największym sukcesem. Już pomijam, że jest grupa ludzi, która otwarcie krytykuje działalność WOŚP. 

29. Finał WOŚP odbywa się w bardzo trudnych czasach. Czy Twój udział w zbiórce charytatywnej w jakiś sposób poniósł Cię na duchu?

– Oczywiście, że podniósł! Zawsze podnosi, bo pokazuje to, czego wszyscy dyktatorzy się boją: że ludzie, jak chcą, to potrafią się zmobilizować i zjednoczyć w imię słusznej idei. I to jest w tym wszystkim najpiękniejsze!

LINK DO MIRABELKOWEJ ZBIÓRKI

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_