To kamienne miasteczko już w roku 685 było na tyle znane i duże, że odbył się tam…synod. Przybyli saksońscy królowie, biskupi i arcybiskupi. Ówczesnych władców i patriarchów kościoła zaprzątał problem ustalania porządku Świąt Wielkanocnych. Kościół celtycki przyjął regułę księżycową z kongresu w Arles (314), natomiast postępowy kościół rzymski sprawę nieco komplikował i przesuwał datę Wielkanocy o tydzień w razie wystąpienia „pełni paschalnej” w niedzielę. No cóż, dziś możemy tylko westchnąć do takich problemów. Wtedy one były jednak tak ważkie, że zaprzątały najtęższe umysły, a oficjalne dokumenty, notatki i postanowienia synodu opublikowano w roku 705, czyli… 20 lat później. Styl „slow life” panuje w Burford do dziś. Wystarczy przejść się ulicami tego historycznego miasteczka w Cotswolds, znajdującego się około 30 km od Oxfordu.
Złoty Smok i sarkofag
Kolejnym ważkim i starożytnym wydarzeniem, była Bitwa o Burford w roku 752. Walczyli Saksonie Zachodni z Królestwem Mercia (proto Anglicy). W annałach zapisano gęsim piórem, że w czasie tej na pewno krwawej i hałaśliwej bitwy poległ niejaki Ethelhum, dzierżący flagę „Złotego Smoka”, emblematu używanego przez ojca legendarnego króla Artura. To wydarzenie zapisało się na stulecia w wyobraźni mieszkańców Burford. Jeszcze w początkach XVII wieku celebrowali rocznice tej bitwy. Przygotowywali co roku nowego smoka i w noc świętojańską obnosili go po mieście, by potem spalić go na polu zwanym do dziś Battle Edge. W tym miejscu, w XIX wieku odkryto też potężny, hermetycznie zamknięty sarkofag, ważący ponad 800 kg! Ta kamienna skrzynia miała wymiary 0, 91 na 0,66 cm i zawierała świetnie zachowany szkielet z resztkami skórzanej zbroi. Nie wiadomo co się stało ze szkieletem, ale sarkofag spoczywa na przykościelnym cmentarzu. Przyuważył go tam romantyczny poeta Ossian i napisał takie oto strofy (w wolnym tłumaczeniu): „Czyjaż sława jest w tym grobowcu? Cztery wilgotne kamienie/ są dawnego wodza schronieniem! Zanućmy pieśni prastare i obudźmy wspomnienia omszałe!”. Nie tylko sarkofag może być natchnieniem w tej części Burford, ale także przepiękny i ciekawy kościół pod wezwaniem St John the Baptist, otoczony wysokimi, barokowymi grobowcami. Jego spiczasta, wysoka wieża dominuje nad miastem. Kościół zaczęto pomału wznosić w miejscu poprzedniego poświęconego budynku w roku 1175. Ta budowa trwała do 1500 roku, czyli 325 lat… Wtedy połączono wszystkie jego części i stworzono coś w stylu, który można opisać jako skomplikowany i niezwykły.
Indianie i płonący powóz
We wnętrzu kościoła znajdziemy kilka bardzo ciekawych kaplic oraz grobowce. Jeden z nich wybudował Henry Harman, balwierz Henryka VIII, który był z nim w tak zażyłych stosunkach, że jego podpis widnieje na testamencie króla. Na monumencie poświęconym sobie i wiernej żonie Agnes jest też przedstawionych szesnaścioro (!) dzieci tej pary; wszystkie wyglądają na zaledwie kilkuletnie. Harmana i jego żonę przeżyły bowiem tylko dwie córki. Sławę tego grobowca stanowią jednak figury Indian Amazońskich, pierwsze takie w Wielkiej Brytanii. Miało to zapewne związek z tym, że Harman wzbogacił się na handlu z Ameryką Południową. Co ciekawe, w grobowcu nie ma ciał, gdyż para zmarła siedem lat po jego wybudowaniu i została pochowana w pobliskiej miejscowości Tayton. W kościele znajdziemy też ślady po pierwszych „socjalistach” czyli grupie Levellers. Słynęli on z radykalnych, lewicowych poglądów i ich naczelnym hasłem była równość dla wszystkich obywateli. Byli to żołnierze, którzy pozbawieni żołdu, a także nadziei jego uzyskania, w czasie wojny domowej (1649) maszerowali po kraju pragnąc wzniecić rewolucję. Wojska rządowe otoczyły ich w pobliżu Burford, zamknęły w kościele, a następnie skazano prowodyrów na śmierć. Pozostali buntownicy zostali wprowadzeni na dach kaplicy, skąd mieli obserwować egzekucję. Możemy obejrzeć pozostawione przez nich graffiti a także tablicę z nazwiskami uwięzionych i skazanych. Do dziś Burford świętuje Levellers Day na pamiątkę tego rewolucyjnego ruchu. Okazały grobowiec Sir Lawrence and Lady Tanfield ma swoją legendę na mieście. Otóż byli oni tak nieuczciwi, pazerni i okrutni wobec swoich poddanych, że mieszkańcy Burfield po ich śmierci spalili podobizny chytrych małżonków. Po tym akcie zemsty nad miastem zaczął się pojawiać płonący powóz tej pary, a kto go zobaczył, tego dotykała klątwa. Na pomoc wezwano księdza, który podobno uwięził duchy w butelce i wrzucił ją do przepływającej przez miasto rzeki Windrush. Od tej pory, gdy rzeka wysychała mieszkańcy dolewali kubłami wody, aby feralna butelka nie wypłynęła. Imponujący grobowiec państwa Tanfield wypełnia całą, starą kaplicę św Katarzyny. Postawiła go Lady Tanfield, po śmierci męża w roku 1625, która z właściwą sobie arogancją nie spytała o pozwolenie. Po prostu pojawił się on tam pewnej nocy i do tej pory nielegalnie sobie stoi.
Bez pośpiechu
Ulice Burford są pełne pubów, istniejących i już nie prowadzących biznesu. Wiąże się to z tym, że najpierw było to miasto targowe, potem gdy podupadł handel wełną, stało się miastem przystankowym dla licznie kursujących dyliżansów. W XIX wieku zaczęto tam organizować konne wyścigi. Wyrabiano tam też dzwony: ostatni zakład zamknięto dopiero w 1947 roku. Możemy spokojnie założyć, że wszystkie okoliczne wieże kościelne są wyposażone w produkty z Burford, niektóre liczące nawet 300 lat. Największy miejski parking znajduje się tuż nad rzeką Windrush. Warto zrobić sobie malowniczy spacer wzdłuż jej leniwego nurtu. Natkniemy się z pewnością na najstarszy most w mieście: Burford Bridge. Jest on tak stary, że nawet nie wiadomo kiedy go zbudowano. Kroniki jednak wspominają, że jeszcze w roku 1322, Edward II przeznaczył sumę pieniędzy na jego naprawę. Zaś w roku 1574 dworzanin Simon Wisdom wraz z przedstawicielami korporacji kupców, powitał przy nim królową Elżbietę I. Miała ona bowiem w pobliskim Langley w Wychwood dom myśliwski, gdzie chętnie wypoczywała po trudach rządzenia. W Burford właściwie wszystko jest pradawne, stare i warte zobaczenia. To miejsce gdzie warto się wybrać na nadchodzącą wiosnę, która z pewnością przyniesie uwolnienie od obostrzeń i więcej słonecznego optymizmu. Powolne życie tego miasta na pewno nas bardziej zrelaksuje niż zamorskie podróże do słonecznych krain. Historia Burford potwierdza modną obecnie filozofię stylu „slow life”… gdyż tak właściwie to gdzie my się wszyscy śpieszymy?
Tekst i zdjęcia: Anna Sanders