08 lutego 2021, 09:00
Czy wiecie, że Szkoci mają 421 określeń na śnieg?
Zimno. Mgliście. Ponuro. Aura o tej porze roku w Szkocji nas nie rozpieszcza. W języku szkockim (tak, tak, szkocki i angielski to nie ten sam język) jest nawet specyficzne określenie na taką posępną pogodę: dreich. Słowo to jest tak często używane, że dwa lata temu zostało wybrane jako najpopularniejsze według Scottish Book Trust. 
Parę dni temu spadł snaw, czyli po szkocku śnieg, wywołując ogólnokrajową euforię. Każdy nawet pomniejszy pagórek w Edynburgu i okolicach został niemal natychmiast oblężony przez dzieci i dorosłych pragnących nacieszyć się białym szaleństwem. W mgnieniu oka również wykupiono wszystkie takie essential products jak sanki, więc każdy zjeżdżał, na czym tylko się dało: na kartonach, na reklamówkach albo po prostu na czterech literach. W edynburskich parkach powstało kilka śnieżnych rzeźb wątpliwej wartości estetycznej, a każdy mieszkaniec przynajmniej raz został trafiony śnieżką. Taka pociecha i przerwa w pandemicznych troskach.

Można by pomyśleć, że Szkocja, znajdując się tak daleko na północy, śniegu powinna mieć co roku pod dostatkiem. Otóż wcale nie! Klimat Szkocji jest przeważnie umiarkowany i oceaniczny. Ma tendencję do dużej zmienności, ale rzadko bywa ekstremalny. Dzięki temu, że Prąd Zatokowy otula Szkocję od strony Atlantyku jest tu dużo cieplej niż w innych miejscach na tej samej szerokości geograficznej, np. na Kamczatce w Rosji lub Labradorze w Kanadzie. Opady śniegu są mniej powszechne na nizinach, ale stają się coraz częstsze wraz z wzrostem wysokości. W niektórych częściach highlandów jest nawet do 105 dni ze śniegiem w roku! Więc owszem śnieg jest, ale trzeba jechać daleko w góry. W tzw. Central Belt ciągnącym się od Edynburga do Glasgow, rzadko można go uświadczyć.

Trudno więc się dziwić ekscytacji związanej ze śniegiem. Jeśli wierzyć językoznawcom z Glasgow University Szkoci mają 421 określeń na śnieg. I na przykład feefle to śnieg puszysty, spadający z gracją wielkimi płatami, spitters to te małe lodowate kryształki, co boleśnie wbijają się w policzki, a flindrikin to taki śnieg, co leży gdzieniegdzie. 

W tym sezonie śniegu spadło już rekordowo dużo. Gdy w Pentlandach, paśmie niewysokich wzgórz w okolicy Edynburga, w ciągu dwóch dób spadło 30 cm śniegu, zarządzający parkiem ogłosili stan… zagrożenia lawinowego! Niestety wyciągi nie działają ze względu na pandemię, ale nie brakowało śmiałków, którzy byli gotowi z nartami pod pachą wdrapać się na Scald Law, najwyższą górę Pentlandów, a następnie zjechać ze szczytu po białym puchu!

Ale żeby się śniegiem nacieszyć, trzeba było się spieszyć. Nie tylko dlatego, że wiadomym było, że śnieg zaraz się rozpuści, ale również ze względu na długość dnia. Co prawda od przesilenia zimowego dzień systematycznie się wydłuża, to wciąż tak naprawdę jasno jest może 6 godzin. Słońce (o ile w ogóle widoczne zza chmur) ledwo, ledwo ostatkiem sił zawiśnie nad widnokręgiem, aby zaraz się zań schować. Pozostałe 18 godzin doby jest szaro-buro i mrok. Pamiętam, w jakim szoku byłam, gdy po raz pierwszy przyjechałam do Edynburga z Londynu i jak dostrzegalnie krótszy był dla mnie szkocki dzień. A im dalej na północ, tym krótszy. Jednak 400 mil robi swoje… 

Z badań wynika, że Szkoci są jednym z najbardziej pozbawionych słońca narodów na świecie. Tylko jedna na pięćdziesiąt osób na świecie żyje bardziej na północ niż Edynburg. Ma to swoje konsekwencje. W stosunku do Anglii w Szkocji krótsza jest średnia życia (zwłaszcza wśród mężczyzn) i częstsza zapadalność na sklerozę (o 50 proc.!), nie mówiąc już o jesienno-zimowej chandrze, czyli seasonal affective disorder (w skrócie, nomen-omen, SAD).

Jak się można było spodziewać, śnieg zniknął równie szybko i niespodziewanie się, jak się pojawił, zostawiając po sobie mokrą breję. Co prawda z ołowianych chmur paćka co chwilę coś na kształt śniegu, ale nie ma szans przetrwać w takiej formie dłużej niż kilka sekund. Wróciły szarość, ciemność i słota. Typowy dreich. Do tego jest przeraźliwie zimno, czyli pure baltic.

Jednak rodowity Szkot to prawdziwy optymista, jeśli chodzi o pogodę. Uważa, że nie ma czegoś takiego jak zła pogoda, tylko co najwyżej nieodpowiednie ubranie. A jeśli aktualna pogoda ci się nie podoba, wystarczy poczekać kilka chwil, bo zaraz się zmieni. „At least there’s nae midges”, skwituje na koniec. „Przynajmniej nie ma komarów”. 

I tego optymizmu my, Polacy, moglibyśmy się od nich uczyć.

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_