W kapitalizmie nie ma rzeczy, której nie można byłoby kupić. A w dobie pandemii nie ma rzeczy, której nie można byłoby kupić na Amazonie. Na liście najdziwniejszych rzeczy, jakie można kupić na tej platformie znalazły się: m.in. mydło o zapachu bekonu, stodoła z blachy falistej i opakowanie żywych biedronek. Ale to nie wszystko. W przystępnej cenie 30 funtów można też sobie kupić cztery litery. I to nie byle jakie! Cztery litery, które można sobie postawić przed nazwiskiem. A mianowicie „Lord” albo „Lady”.
Jak to zrobić? Bardzo prosto. Wystarczy kupić kawałek ziemi w Szkocji. Do wyboru mamy kilka lokalizacji w tym między innymi w Glencoe czy Blackwood. Mały kawałek, o wymiarach stopa na stopę, czyli około 30 na 30 centymetrów. To znaczy można kupić większy, za 150 funtów, za takie pieniądze można kupić nawet 3 metry kwadratowe. Do aktu własności ziemi dołączany jest certyfikat nadania tytułu szlacheckiego. Elegancki, na czerpanym papierze, z pieczęcią, herbem i wzorem autentycznego tartanu, z którego więksi zapaleńcy mogą uszyć sobie kilt. Lepszego pomysłu na biznes sam Adam Smith by nie wymyślił. Ale jakby powiedział ten szkocki ojciec współczesnej ekonomii: jest popyt, jest podaż. Firma zajmująca się dystrybucją szkockich tytułów szlacheckich Highland Titles podaje, że już 200 tysięcy z całego świata kupiło takie nieruchomości. Najczęściej są to nabywcy pochodzący z dawnych kolonii angielskich: Stanów Zjednoczonych, Kanady i Australii.
Sprzedawanie zainteresowanym tak zwanych „pamiątkowych działek ziemi” (ang. „souvenir plot of land”) nie jest pomysłem nowym ani wyjątkowym, podobny proceder odbywa się w Anglii i w Walii. Przykładowo pierwsze wydanie albumu The Good Earth Band Manfreda Manna z 1974 roku reklamowano w ten sposób, że wraz z siedmioma utworami kupujący nabywali jednocześnie stopę kwadratową ziemi w Llanerchyrfa w środkowej Walii.
Działki pamiątkowe to idealny prezent dla kogoś, kto jest szczególnie przywiązany do danego kraju, w którym nie mieszka lub ma sentymentalny stosunek do ojczyzny swoich przodków. Dochód ze sprzedaży tej ziemi zostaje przeznaczony na utrzymanie i konserwację terenów zielonych i ochronę przyrody w tym regionie. Highland Titles nazywa to „alternatywną formą fundraisingu”. Nabywca może swój teren odwiedzić w dowolnym terminie i postawić stopę na swoim kawałku Szkocji (bo żadnej nieruchomości raczej się na niej postawić nie da…).
Posiadanie ziemi na własność może to się wydawać szczególnie atrakcyjne dla kogoś, kto mieszka w kraju, gdzie wtargnięcie na prywatny teren (ang. trespassing) jest wykroczeniem. Ciekawe, czy kupujący na własność ziemię w Szkocji Amerykanie mają świadomość tego, że tutaj to prawo nie obowiązuje… I bez względu na to, czy ziemia jest moja czy twoja, każdy może na nią wejść i dopóki nie popełnia żadnych czynów zakazanych, nie możemy go stamtąd wyrzucić…
Razem z kawałkiem pamiątkowej ziemi kupujący otrzymują certyfikat nadania odpowiednio tytułu „lord” lub „lady”. Termin „laird” był historycznie zastosowany wobec każdego właściciela posiadłości w Szkocji przez tych, którzy żyli i pracowali na tej ziemi. Czyli wszyscy parobkowie pracujący w polu, służba domu, i ich rodziny nazywali tym tyłem pana lub panią na włościach. A termin „laird” jest w Szkocji synonimem określenia „lord” lub „lady”. Jeszcze w XX wieku używało się tego zwrotu wobec właścicieli ziemskich, obecnie też żartobliwie można tak powiedzieć o swoim szefie (analogicznie do typowo angielskiego sformułowania „boss” czy „guv”). Można byłoby się spodziewać, że żaden rozsądny szkocki nuworysz nie pokusiłby się o nazywanie się „lordem” w oficjalnych dokumentach. A jednak…
Mieszkająca w Australii Karen McLean (imię zmienione na potrzeby felietonu) jest zdania, że zakup maleńkiej działki w Szkocji poprawił jej poziom życia. „Swojego tytułu Lady Karen of Glencoe używam go, gdy melduję się w hotelu. To niesamowite, jaką to ma siłę! Przeważnie dostaję lepszy pokój i inne udogodnienia, i jestem traktowana z honorami. Swój tytuł mam także na mojej karcie kredytowej. Gdy robię rezerwację w restauracji zawsze dostają najlepszy stolik, a kelnerzy zwracają się do mnie: My Lady”, opowiada w jednym z wywiadów.
A co na to wszystko Court of the Lord Lyon – urząd heraldyczny dla Szkocji? Zdanie urzędu pozostaje nieprzejednane: Każdy, kto chciałby otrzymać prawdziwy tytuł szlachecki, musi mieć w Szkocji dom i znaczące zasługi dla tego kraju. Ponadto oferowane przez internet działki są zbyt małe, aby można je było zarejestrować w rejestrze gruntów, a zatem posiadanie pamiątkowej działki nie czyni nikogo prawnym właścicielem ziemi w Szkocji. Czyli podsumowując, kupione na Amazonie tytuły nie mają żadnej wartości prawnej.
Biorąc pod uwagę powyższe argumenty, autorka pisząca te słowa zastanawia się nad zmianą swoich danych osobowych na Lady Magdalena of Leith. A certyfikat na czerpanym papierze sama sobie wydrukuję, oszczędzając 30 funtów. Jak prawdziwa Szkotka.
Magdalena Grzymkowska