Jeden z niedawnych felietonów poświęciłam wizerunkowi imigrantów z Europy środkowo-wschodniej w literaturze brexitowej. Pisałam, że są bohaterami drugiego planu, przedstawiani stereotypowo, jako osoby podejmujące prace, jakich nie chcą wykonywać Brytyjczycy. Postanowiłam powrócić do tego tematu, gdyż jest w tym obrazie imigrantów ze wschodniej części Europy coś jeszcze.
Uderzyło mnie to, gdy czytałam powieść „Winter” Ali Smith, drugą z serii „Czterech pór roku” tej autorki. W przeciwieństwie do innych książek typu Brexlit tu imigrantka ze wschodniej Europy zajmuje jedną z czołowych pozycji i z pewnością nie jest osobą stereotypową. Ma dwadzieścia kilka lat. Jest lesbijką, ubraną niekonwencjonalnie, a za biżuterię służą jej liczne kolczyki – w uszach, nosie, na ustach. Urodziła się w Chorwacji. Po wojnie (czytelnik nie dowiaduje się co to była za wojna) jej rodzina wyemigrowała do Kanady. Tam skończyła szkołę, ale jej niezbyt zamożnych rodziców nie było stać na opłacenie studiów. Zdecydowała się wyjechać do Europy. Wciąż miała chorwacki paszport, gdy Chorwacja została członkiem Unii Europejskiej, mogła zamieszkać w Londynie. Pracowała i studiowała. Wszystko zmieniło się po referendum brexitowym. Straciła większość prac, a co za tym idzie – nie miała wystarczająco dużo pieniędzy, by płacić za mieszkanie. Gdy rozpoczyna się powieść sypia w magazynie między pudłami. W dzień myje się w łazience biblioteki. W końcu otrzymuje zakaz wstępu właśnie z powodu wykorzystywania tamtejszej toalety. To uniemożliwia jej czytanie książek.
Pojawia się na stronach powieści, gdy siedzi na przystanku autobusowym. Za kilka dni jest Boże Narodzenie. Nie wie, gdzie je spędzi. Jest przemarznięta. Mężczyzna w średnim wieku zaczyna z nią rozmawiać i proponuje wyjazd do swojej matki mieszkającej w Kornwalii. Art. (skrót imienia od Arthur) miał jechać z dziewczyną, ale właśnie się pokłócili. Za kilkudniowy wyjazd proponuje nowo poznanej Lux (prawdopodobnie jest to zmyślone imię) tysiąc funtów. Jedyny warunek, to ma używać imienia Charlotte.
Sophia, matka Arta, przyjmuje Charlotte/Lux z wrogością, przede wszystkim dlatego, że dziewczyna mówi po angielsku z obcym akcentem. Z czasem jednak właśnie ta młoda dziewczyna z obcego kraju zdobywa jej zaufanie. Matka Arta to pozornie kobieta sukcesu, która dorobiła się dość dużych pieniędzy. Jest samotna, depresyjna, jej stosunki z synem nie układają się dobrze, podobnie jak i ze starszą siostrą. Iris to przeciwieństwo Sophii. Można o niej powiedzieć, że zawodowo zajmuje się protestowaniem i pomocą potrzebującym. W młodości protestowała przeciwko wojnie w Wietnamie, później przeciwko pociskom amerykańskim, które umieszczono na terenie Wielkiej Brytanii, a w chwili, gdy toczy się powieść, przebywa w Grecji, gdzie pomaga uchodźcom z Syrii. Podczas świąt dwie starsze kobiety wspominają młodość. Ich spojrzenie na wydarzenia z dawnych lat są odmienne.
Jeden ze wspomnieniowych rozdziałów zaczyna się od stwierdzenia: „W najkrótszy dzień grudnia 1981 roku…” Wiadomo, co dla Polaków oznacza grudzień 1981. Po przeczytaniu tego zdania pomyślałam: „Czyżby Iris znalazła się wśród uczestników marszu, który przeszedł ulicami Londynu?” Nic podobnego! Właśnie tego dnia przyjechały buldożery, by zburzyć istniejący od września tego roku obóz na Greenham Common zorganizowany przez kobiety protestujące przeciwko zainstalowaniu w znajdującej się tam bazie RAF pocisków typu cruise.
To właśnie po przeczytaniu tego fragmentu uświadomiłam sobie, że w świadomości większości Brytyjczyków protesty mieszkańców państw zza Żelaznej Kurtyny przeciwko komunistycznym władzom nie istniały. Jeśli nawet pojawiały się na pierwszych stronach gazet, to na krótko, a w dobie brexitowego referendum były odległe i zapomniane. Dlatego też tak łatwo było przekonać znaczącą część brytyjskiego społeczeństwa, że należy się tych przybyszy znikąd pozbyć.
Niestety, tej luki nie wypełniają powieści typu Brexlit. Jeśli pojawiają się w nich emigranci z tej części Europy, to właściwie nie wiadomo skąd się wzięli. Przyjeżdżają do Wielkiej Brytanii, bo pochodzą z biednych krajów. Szukają lepszego życia. I tylko tyle. Ale dlaczego nagle zdecydowali się na emigrację? Jaka jest historia krajów, z których pochodzą? Nie wiadomo. Ta część Europy najwyraźniej jest brytyjskim pisarzom mało znana i nie interesują się jej historią.
Nie jest to nowe zjawisko. Patrzenie na Europę wschodnią jako na tę gorszą trwa od kilku stuleci, przynajmniej od XVIII wieku, kiedy to wiele krajów tej części europejskiego kontynentu znajdowało się pod rządami imperium otomańskiego, rosyjskiego lub austrowęgierskiego. Polską i innymi państwami, które zniknęły z mapy Europy, nikt się specjalnie nie przejmował. Pojawiły się po I wojnie światowej, ale okres międzywojenny był zbyt krótki, aby mogły utrwalić się w świadomości Zachodu. Później patrzono na nie jako na monolit, chętnie zapominając o tym, że znalazły się w sowieckim bloku decyzją wielkich mocarstw, mają różnorodną historię i kulturę.
Edward Said, zmarły w 2003 r. profesor literatury na Uniwersytecie Columbia w książce „Orientalizm” pisał, że zachodni Europejczyk myśląc o Wschodzie ustawia się w pozycji „lepszego”. W podobny sposób myślą o Europie środkowej i wschodniej, co pokazał Henry James w opowiadaniu „Travelling companion”, gdy przebywającego w Wenecji narratora ktoś pyta ze wzrokiem skierowanym na wschód „A co tam jest za horyzontem?” i słyszy w odpowiedzi: „Grecja, poza tym wszystko inne”. Państwa Europy środkowej i wschodniej są tym „wszystkim innym”. Powieści typu Brexlit tylko to podejście utrwalają.
Katarzyna Bzowska