10 marca 2021, 22:30
„Zbawienna” pandemia
Wyobraźmy sobie, że rok temu nie wydarzyło się to, co zdominowało życie na całym świecie. A więc nie pojawił się wirus COVID-19. Co wtedy zdominowałoby pierwsze strony gazet? Z pewnością byłby to brexit.

Przez kilka lat Wielka Brytania żyła w cieniu brexitu. Brytyjczycy śledzili przebieg obrad w Izbie Gmin, oglądali protesty przed Pałacem Westminsterskim, licznie brali udział w antybrexitowych protestach. I nagle wszystko skończyło się. Już nie ma o czym dyskutować, ani przeciwko czemu protestować. Brexit, po roku przejściowym, stał się faktem. Pierwsze dni roku 2021 były spokojne. Brexitowcy mówili: „Wszystko w porządku, tak jak przewidywaliśmy”. W kilka dni później okazało się, że opustoszały półki sklepowe w Irlandii Północnej. Antybrexitowcy zakrzyknęli: „Ostrzegaliśmy, że tak będzie!”. W bezpandemicznej rzeczywistości zdjęcia ogołoconych półek znalazłby się na pierwszych stronach gazet, a w telewizyjnych programach informacyjnych wywiady z kupującymi skarżącymi się na brak ich ulubionych produktów byłyby na porządku dziennym. Minister spraw zagranicznych Dominic Raab lekceważyłby problem: „To normalne trudności wynikające z ząbkowania”.

Rybacy, którzy mieli trudności ze sprzedażą swoich towarów do Europy zawołali: „Zostaliśmy oszukani” i zapowiadali, że przywiozą tony ryb, ostryg i małż przed siedzibę premiera. Gdyby nie pandemia z pewnością by to zrobili. Centrum Londynu zapachniałoby morzem. Byłby to z pewnością pierwszoplanowy „news” gazet i przekazów telewizyjnych. W obliczu pandemii problemy rybaków nie były ważne.

Politycy irlandzcy, zwłaszcza unioniści, orzekli: „Zostaliśmy oszukani”, ale ich głos nie brzmi już tak donośnie w Izbie Gmin jak było to po wyborach 2017 r. Rząd może spokojnie lekceważyć jeszcze niedawnego cichego koalicjanta. To nie dziwi, bo dla obecnego premiera brexit był ważniejszy niż to, co dzieje się w Irlandii. Boris Johnson, jeszcze jako minister spraw zagranicznych, został podsłuchany, jak w niewybrednych słowach wyrażał się o tej części Zjednoczonego Królestwa. Pomijając przekleństwa, stwierdził, że siła robocza Irlandczyków „jest zbyt mała”, by warto było się z nimi liczyć. Jego podejście do rybaków jest podobne – znikomy procent dochodów. Gdyby nie pandemia z pewnością obrady lokalnego parlamentu Irlandii Północnej byłyby burzliwe i między zwolennikami pozostania w Zjednoczonym Królestwie, a opowiadającymi się za przyłączeniem Ulsteru do republiki irlandzkiej doszłoby do starcia. Być może przeniosłoby się to na ulice Belfastu.

Od wejście w życie brexitu minęły dwa miesiące. To zbyt krótki czas na podsumowania. Konsekwencje podjętej decyzji będą widoczne za lat pięć, a może dziesięć. Jednak dla większości tych, którzy z konsekwencjami brexitu muszą zmagać się na co dzień, perspektywa lat jest zbyt odległa i myślą raczej w kategoriach miesięcy. Brytyjscy eksporterzy narzekają przede wszystkim na papierkowe formalności. Wielkie firmy mogą sobie pozwolić na zatrudnienie specjalistów od papierkowej roboty. Małe przedsiębiorstwa, właśnie takie, które dominują w przemyśle rybnym, zastanawiają się, czy im się to wszystko opłaca.

Warto w tym miejscu przypomnieć, że jednym z haseł brexitowej kampanii była zapowiedź zniesienia ograniczających przedsiębiorczość unijnych przepisów. 

Brexitowcy wkrótce po referendum przepowiadali wspaniałą przyszłość i trudności związane z irlandzką granicą nazywali „przesadzonymi”. Później ton przepowiedni nieco się obniżył. Pod koniec 2020 r. mówili „Nie będzie aż tak źle, jak przewidują nasi przeciwnicy”. Obecnie milczą.

Pandemia zmieniła wszystko. Przedstawiciele rządu mogą oddychać z ulgą, że nikt nie pyta ich o porozumienia handlowe, jakie miały się posypać z Kanady, Nowej Zelandii, USA, a nawet Chin. Dziennikarze nie zadają niewygodnych pytań na temat rozmów z Unią Europejską na temat usług finansowych, co nie znalazło się w umowie handlowej zawartej pod koniec grudnia 2020 r.

Unia Europejska zniknęła ze stron gazet. Jeśli pojawia się, to w negatywnym kontekście. Wciąż chętnie przypomina się błędną decyzję Ursuly von der Leyen o wstrzymaniu dostaw szczepionek z państw unijnych do Irlandii Północnej, pomimo że natychmiast została cofnięta i nigdy nie weszła w życie.

Po wyborach 2016 r., gdy stało się jasne, że brexit stanie się faktem, jego zwolennicy mówili antybrexitowcom: „Przestańcie płakać i narzekać. Zaakceptujcie rzeczywistość”. Teraz, gdy ktoś ich pyta co dobrego przyniósł breexit, mają jedną odpowiedź: „Z powodu pandemii nie można oceniać skutków tej decyzji. Na to przyjdzie czas, gdy wrócim do normalności”, a w duchu zapewne cieszą się, że nad brexitem zapanowała cisza.

Jeden skutek pandemii jest z pewnością pozytywny. pozytywny skutek pandemii. Otóż w Wielkiej Brytanii nie zdominowanej przez COVID-19 w mediach brylowałby Nigel Farage. Właśnie zlikwidował kolejna partię i stanął na czele nowej. Brexit Party przekształciła się w Reform UK Party. Jak powiedział ma dwa cele: krótkoterminowym jest walka z lockdownem, który „jest gorszy niż choroba, okrutny i niepotrzebny”, a ważniejszym i dalekosiężnym, politycznym, zniszczenie Unii Europejskiej. Dobrze, że z powodu pandemii rzadko zabiera głos publicznie.

Julita Kin

 

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_