Crossfiterka, dziennikarka, podróżniczka. Maggie Szczepańczyk ma 23 lata i głowę pełną pomysłów na życie. Jej konto na Instagramie obserwuje 78 tysięcy ludzi. O swoich pasjach i marzeniach rozmawia z Magdaleną Grzymkowską.
Twój ojciec był dwukrotnym mistrzem karate, więc można śmiało powiedzieć, że zamiłowanie do sportu masz w genach.
– To prawda! Cała moja rodzina jest bardzo aktywna. Moja mama zawsze pływała. Jak miałam mniej więcej 8 lat, startowałam w swoich pierwszych (i jak się później okazało ostatnich) zawodach pływackich. Zdobyłam trzecie miejsce, więc całkiem nieźle. Tylko wtedy wyjechaliśmy do Anglii i na tym moja kariera pływacka się zakończyła. Poza tym w młodym wieku chodziłam na zajęcia karate u taty, ale traktowałam to bardziej jak dobrą zabawę. Jak przyjechaliśmy do Anglii, zaczęłam uprawiać lekkoatletykę. Biegałam na 200 metrów. Później, jak mi się to troszeczkę znudziło, zmieniłam to na bieg przez płotki, a jeszcze później spróbowałam moich sił w skoku w dal i skoku wzwyż. No tylko ze skokiem wzwyż trochę mi nie wyszło. Chociaż zajmowałam dobre miejsca na zawodach, zawsze stawałam na podium, to z moim wzrostem 164 cm nie miałam szans zrobić kariery zawodowej. Sześć lat temu, jak byliśmy w Grecji, akurat były zawody w Crossfit Games. Myśleliśmy sobie: „Co to takiego ten crossfit? Zobaczmy.” I tak się stało, że z tatą zaczęliśmy oglądać i cały tydzień oglądaliśmy te zawody. Po powrocie do domu poszliśmy na siłownię crossfitową. I jak tylko spróbowałam, to wsiąkłam w to! Profesjonalnie uprawiam crossfit dopiero od dwóch lat, ale wcześniej startowałam w zawodach niższej rangi. W 2019 roku startowałam w zawodach na Cyprze. To były moje pierwsze międzynarodowe zawody. I fajne było to, że startowałam z tatą. Mogliśmy wspierać siebie nawzajem. A w 2020 roku startowałam w mistrzostwach Europy. Nie zajęłam wysokiego miejsca – bo było to miejsce 52, ale samo to, że się dostałam na te zawody, to było dla mnie wielkie osiągnięcie.
Twój profil na Instagramie śledzi ponad 70 tys. osób.
– Sama nie wiem, jak to się stało! Zaczęło się od wstawiania zdjęć, filmików z treningów. Jak już miałam pomiędzy 10 a 14 tys., to zaczęli się do mnie odzywać sponsorzy. Odkąd mam tak mniej więcej 50 tys., to zaczęło się to bardziej rozwijać. Mam podpisany kontrakt z Olimpem, producentem suplementów dla sportowców oraz dwiema dużymi amerykańskimi markami odzieży sportowej Born Primitive oraz The Barbell Cartel.
Mimo że wyjechałaś z Polski jako dziecko, pięknie mówisz po polsku. Jak się odnalazłaś na emigracji?
– Od bardzo młodego wieku chodziłam na prywatne lekcje angielskiego w Polsce. Jednak jak poszłam tu do primary school, to rzeczywistość okazała się inna, bo w Polsce uczą bardziej amerykańskiego angielskiego. Więc jak tutaj do mnie zaczęli mówić tym brytyjskim angielskim, to kompletnie nie wiedziałam, o co chodzi. Mniej więcej rok zajęło mi nauczenie się poprawnie mówić po angielsku. Ale stres towarzyszył mi aż poszłam do secondary school, gdzie zaczęłam pisać eseje, gdzie musiałam dysponować tym językiem angielskim na co dzień. A na studia poszłam w Szkocji, więc to też jeszcze trochę inna rzeczywistość. Ale jeżeli chodzi o te początki, to nie było aż tak ciężko mi się zaaklimatyzować. Od razu znalazłam znajomych, od razu się mną zajęli w szkole. Nauczyciele dawali mi bardzo dużo pomocy, jeśli chodzi o naukę języka angielskiego. Na pewno moim rodzicom było ciężej, przyjeżdżając z Polski, praktycznie nie znając angielskiego, od razu idąc do pracy i próbując zająć się rodziną, domem, pracą, wszystkim jednocześnie oraz ucząc się jeszcze angielskiego tutaj.
Aktualnie jesteś trochę w rozkroku między Anglią a Szkocją.
– Studiuję w Szkocji, pod Glasgow, ale w czasie pandemii mieszkam w Anglii, w okolicach Birmingham. Zawsze powtarzam, że chciałabym mieszkać w różnych miejscach, a nie tylko w jednym. Bardzo lubię podróżować. Po raz pierwszy wyjechałam za granicę sama, jak miałam 18 lat. Pojechałam do pracy w mediach dla crossfitu w Madrycie. Jak wróciłam, powiedziałam mamie mamie: „Ja chcę to robić, ja chcę to robić cały czas!”. I tak co roku wyjeżdżałam w okresie wakacyjnym. Byłam w Berlinie, potem w Chicago, Wisconsin… W tych wszystkich miejscach pracowałam dla crossfitu, dla stacji telewizyjnej CBS. Na studia wybrałam najpierw sport, jednak nie spodobało mi się to i postanowiłam, że pójdę na dziennikarstwo w Szkocji. Jak miałam mniej więcej 10 lat, to z rodzicami pojechaliśmy do Szkocji na krótkie wakacje pod namiot. Oczywiście pogoda była typowo szkocka, bardzo dużo deszczu, ale widoki tak mi się spodobały, że wiedziałam, że chcę tam wrócić. Uwielbiam Loch Lomond, skradło moje serce od pierwszego wejrzenia. Na tym jeziorze znajduje się kilka małych wysp, a na jednej z nich żyją kangury! Można wynająć sprzęt, kajaki lub deskę SUP i spędzić aktywnie dzień na wodzie. A widoki są cudowne. To takie miejsce, które każdy powinien odwiedzić.
Co byś poleciła osobom, które chcą zacząć się więcej ruszać? Czy crossfit jest dobry dla osób początkujących?
– Jak nie ma lockdownu, to najlepiej po prostu dołączyć do siłowni, a jak się chce zacząć trenować crossfit to dołączyć do siłowni crossfitowej. Tam zaczyna się od zajęć grupowych, a później, jak się już przyzwyczaisz do ruchów, nazw crossfitowych, to wtedy możesz sam zacząć trenować. W crossficie łączy się bardzo dużo rzeczy: gimnastyka, ciężary, też jest bardzo dużo biegania, pływania i innych rzeczy. I to daje niesamowity zastrzyk energii! W czasie lockdownu nie trzeba mieć dużo sprzętu, żeby zacząć swoją podróż ze sportem. Najważniejsze jest, żeby zmotywować się i wyjść z domu pobiegać, nie musi być to długie bieganie, nie musi to być od razu 10 km. Wystarczy przebiec sobie jedną milę i człowiek już jest zadowolony, naładowany endorfinami. Jeżeli pada, nie chce się wychodzić, to można ćwiczyć w domu. Wiem, wiem, mi też się czasem nie chce! Ale dla mnie dużą motywacją jest oglądanie filmików i zdjęć innych osób, które trenują na Instagramie czy YouTubie.
Jak sport wpływa na naszą psychikę?
– Jeżeli chodzi o takie intensywne trenowanie, to trzeba pamiętać o tym, żeby… robić sobie przerwy. Czy to są dwa dni, czy jeden dzień. Często zapominamy o tym, że przerwa jest potrzebna. Tak samo jak ciało, musi odpocząć też i umysł. W czasie pandemii trenowanie pomaga zachować dobre samopoczucie. Jeżeli pracujemy cały dzień w domu, na kanapie, to się okazuje, że nic tak naprawdę nie zrobiliśmy dla siebie. Dla mnie jeden krótki trening dziennie wystarczy, żeby poczuć się dobrze.
Jak lockdown zmienił Twój zwykły dzień?
– Pracuję i studiuję teraz z domu, więc wstaję nieco później niż zwykle, gdzieś tak w godzinach 8-9. Jem owsiankę, po śniadaniu piszę artykuły. Około południa robię trening na zewnątrz, np. podnoszę ciężary lub ćwiczę na drążku. Po tym treningu zazwyczaj jest obiad: kurczak, ryż i brokuły, taki standard. Ale teraz pozwalam sobie na troszeczkę więcej takiego „normalnego” jedzenia, bo nie ma na razie żadnych zawodów na horyzoncie. Po tym obiedzie znowu pracuję trochę nad artykułami. Wieczorem robię jeszcze jeden trening: bieganie, rozciąganie się, brzuszki, pompki. Potem jest kolacja, jest ona bardzo podobna do obiadu. Staram się jeść trzy posiłki dziennie. Oprócz tego wychodzenie z psem na spacery trzy razy dziennie. Gdyby nie lockdown, chodziłabym na siłownię, na basen. Przez pandemię zmieniła mi się struktura dnia, trudno odnaleźć swój rytm. Myślę, że wiele osób tak ma.
A czy pozwalasz sobie czasem na małe, słodkie przyjemności? Na przykład kawałek czekolady?
Ojej, ciągnie (śmiech). Uwielbiam słodycze, lody Ben & Jerry, pączki… W ogóle uwielbiam jedzenie. Uwielbiam chodzić do restauracji. Uwielbiam spędzać czas w kafejkach. Zawsze byłam przeciwniczką tego, że jeżeli zjesz coś, co nie jest zdrowe, to potem musisz się ukarać i zrobić mocny trening. Nie, nie lubię czegoś takiego. Jeżeli na co dzień prowadzisz zdrowy tryb życia, trenujesz prawie codziennie, 5-6 razy w tygodniu, nie musisz się martwić tym, że raz pozwolisz na chwilę zapomnienia. Wszyscy jesteśmy ludźmi.
Jakie są Twoje plany i marzenia, jak już się skończy pandemia?
Jeżeli chodzi o crossfit, to gdzieś tam w odległych planach są zawody na wyższym szczeblu. Oczywiście będę chciała znowu wrócić na mistrzostwa Europy, zdobyć dużo wyższe miejsce. Jeżeli chodzi o takie marzenia prywatne, to na pewno chcę podróżować po całym świecie. Jeszcze nie byłam w Tajlandii, Australia jest na liście… Mam sporo znajomych z Australii. Jeżeli chodzi o mieszkanie gdzieś na świecie, to mam już dokładny plan, ale odkąd byłam w Szkocji, to zawsze ciągnęło mnie z powrotem, więc to też taka możliwość, że przeprowadzę się z powrotem do Szkocji, ale mogę wylądować w kompletnie innym kraju. Zawsze myślałam, że Grecja, może Hiszpania, bo w pewnym sensie nic mnie tutaj nie trzyma oprócz rodziny. Poza tym studiuję dziennikarstwo, chciałabym kontynuować moją karierę dziennikarską. Zobaczymy, co z tego wszystkiego wyjdzie (śmiech).