26 marca 2021, 08:00
Michał Borowicz: Każdy ma prawo do swojej opinii, ale fakty są tylko jedne
Już osiem wirtualnych konferencji poświęconych tematowi szczepionek na COVID-19 odbyło się z udziałem polskich specjalistów z zakresu medycyny i nauk biologicznych. Takie spotkanie odbyło się również w ramach POSK Online. Nagranie dostępne na platformie YouTube obejrzało już ponad półtora tysiąca osób. Jednym z ekspertów  w czasie tego spotkania był dr Michał Borowicz, lekarz od 12 lat pracujący w przychodniach w Peterborough. O tym, dlaczego warto się szczepić mówi w rozmowie z Magdaleną Grzymkowską.

Czy z Pana obserwacji wynika, że rzeczywiście znacząca część Polaków jest oporna szczepionkom? 

– Nie mam podstaw, by sądzić, że jest to większość. Nie są mi znane żadne statystyki dotyczące samych Polaków. Są natomiast dane dotyczące innych grup mniejszościowych i grup społecznych, które wskazują, że grupy emigrantów mają mniejsze zaufanie do instytucji państwowych. Taki zmniejszony poziom zaufania do organów wiąże się ze zwiększonym poziomem wahania i niepewności co do programów zdrowia publicznego, takimi jak programy szczepionkowe.

Często ma Pan do czynienia z Polakami?

–  W mieście Peterborough, gdzie pracuje od 12 lat, może być nawet 10 tysięcy Polaków. W przychodniach: Paston Health Centre i Werrington Health Centre może być zapisanych kilkuset Polaków. Myślę, że 10-15% moich konsultacji to konsultacje z Polakami. Konsultacja z lekarzem ma często charakter personalny, wręcz intymny, więc rzeczywiście przyjmuje więcej Polaków, którzy wolą rozmawiać o problemach swojego zdrowia w swoim języku ojczystym. Myślę, że jest mi łatwiej zyskać ich zaufanie, bo rozumiem nie tylko bardziej ich język, ale kulturowe uwarunkowania ich chorób.  Cieszę się, że mogę oferować takie usługi, bo wielu jest imigrantów, u których komunikacja musi się opierać na tłumaczu w telefonie i jest to oczywiście zawsze mało satysfakcjonujące dla obu stron.

Czy widzi Pan różnice w podejściu między Polakami, Brytyjczykami i innymi nacjami? 

– Wahanie przed szczepionkowe i obawy są rzadziej występujące u rodowitych Brytyjczyków i częściej u mniejszości lub grup imigrantów. Ale nie są to różnice bardzo wielkie.  Co ciekawe, nie ma wśród tych grup spójności, dlaczego mają obawy w stosunku do szczepionek. I tak nieprawdziwa opinia o utracie płodności dominuje u jednych, a obawa przed abortowanymi płodami u innych, a jeszcze u innych obawa przed 5G. Jedni się obawiają, że szczepionki wywołują za dużą odporność, inni zdecydowanie za małą. Czasami problemy napędzają komentarze polityków, którzy nie zasięgnąwszy opinii swoich doradców naukowych, nie potrafią interpretować danych.

Czy zdarzyło się doktorowi rozmawiać z pacjentem, który był szczególnie odporny na argumenty przemawiające za szczepieniem? 

– Miałem kilka ciężkich konsultacji z osobami, które miały duże obawy w stosunku do szczepień dla swoich dzieci.  Są trzy główne tematy przewodnie, które zazwyczaj poruszają pacjenci obawiający się o szczepionki. Bezpieczeństwo szczepionek, ich skuteczność i ich indywidualna potrzeba szczepień. Są to jak najbardziej racjonalne obawy, które również ja, jako lekarz, mam co do każdego leku czy terapii, która zalecam. Różnica między mną a pacjentem polega na tym, że jestem w stanie dokładnie zrozumieć dane badań medycznych i ocenić ryzyko, skuteczność i potrzebę. I jeżeli chodzi o szczepionki, a w szczególności szczepionki na Covid19, to ten profil bezpieczeństwa wypada dobrze. Ich skuteczność jest wysoka i jest zarówno indywidualna, jak i społeczna potrzeba, by jak najwięcej osób się zaszczepiło jak najszybciej. 

Jaki jest najczęściej powtarzany mit na temat szczepionki? 

– Jeżeli chodzi o mity i zatwardziałych „anti-vaxerow”, którzy posiadają swoje kanały na Youtube, czy w osoby w mediach społecznościowych, rozsyłające nieprawdziwe informacje, to ciekawym faktem jest ich bardzo duża heterogeniczność. I tak mamy teorie o modyfikacji DNA, o chipach i 5G, które będą nas kontrolować, o płodach ludzkich wykorzystywanych do produkcji. Argumenty, które są przedstawiane często jednostronnie, jeszcze częściej są kompletnie fałszywie. Na szczęście, dość łatwo się je obala i można wykazać ich totalny brak logiki i po prostu absurd. Każdy ma inne obawy, ale te obawy, jeżeli nie zostaną skonfrontowane, będą miały na nas wpływ i mogą zmienić nasze nastawienie. Trzeba zaznaczyć, że ludzie, którzy kreują fałszywe źródła informacji, często czerpią z tego korzyści. 

Dlaczego łatwiej nam uwierzyć „ekspertom” z YouTube niż lekarzom? 

– W kołach naukowych biomedycznych i medycznych zdajemy sobie sprawę z dość dużej przepaści informacyjnej między człowiekiem bez biologicznego wykształcenia, a kimś kto je posiada. Ogromny postęp informacji stwarza duże trudności w komunikowaniu tej nowoczesnej wiedzy dla szerszej grupy społeczeństwa. Zaznaczam, że żadna dziedzina nie zmienia się tak radykalnie. Wielu naukowców jest za bardzo zapracowanych, by brać udział w edukacji czy publicznej debacie, inni nie mieli dostatecznie dobrego przeszkolenia w komunikacji w niespecjalistyczny sposób i ich przekaz jest niezrozumiały. Myślę, że ludzie, którzy rozprzestrzeniają szkodliwe opinie często tworzą argumenty, które tworzą jakaś logiczną racjonalizującą całość, często komunikują się w nieskomplikowany sposób opisują skomplikowane rzeczy, które są zazwyczaj trudne do zrozumienia. Często zawierają niestety kluczowe logiczne błędy, które łatwo zdemaskować. Niestety trzeba dodać, że od pierwszego ruchu antyszczepionkowego, który powstał 1885, często na czele tych to ruchów stali dystyngowani naukowcy lub lekarze, którzy mimo swojej wiedzy doszli do błędnych konkluzji lub byli motywowani wręcz kryminalnymi poczynaniami, tak jak Dr Andrew Wakefield w stosunku do szczepionki MMR lub też innymi bardziej lub mniej uzasadnionymi uprzedzeniami. Czytałem artykuł profesora, który brał pod uwagę bardzo wybiórcze informacje, które na dodatek nie były aktualne. Pamiętajmy, że w agencjach, które licencjonują i monitorują dostęp leków i szczepionek dla ludności pracują naprawdę wyjątkowo mądre osoby. Wszechobecne cyfrowe systemy zbierania i analizy informacji dotyczących efektów ubocznych leków i szczepionek powodują, że ryzyko związane z przyjmowaniem medycznych produktów jest najmniejsze w historii.

Czy w dobie nowych technologii można zatem mówić o zmierzchu nauki i autorytetu lekarza? 

– Absolutnie nie wydaje mi się, że nadchodzi zmierzch nauki lub autorytetu lekarzy. Myślę, że komputery są fantastycznym narzędziem dla nas lekarzy i naukowców, dają nam naprawdę po raz pierwszy w historii dostęp do najnowszych danych i informacji na każdą chorobę na bieżąco. Zaznaczę, że nie ma wśród najczęstszych 20-30 chorób takiej, której leczenie i diagnostyka nie zmieniła się znacznie od czasów, kiedy ukończyłem studia, czyli tylko 15 lat temu. Ciągła edukacja jest nasza nieodzowną koniecznością. Niestety w rękach laika „doctor Google” często prowadzi do błędnych konkluzji. Wielu „samo diagnostyków” dowiaduje się, że większość symptomów może być symptomami raka. Więc ten okres przed fachową konsultacją często spędzają w dużym stresie. W internecie jest też wiele rzetelnych informacji, ale sam proces diagnostyczny na razie lepiej zostawić fachowcom. Jeżeli chodzi o pacjentów, to niestety największym problemem są tacy którzy, prywatnie mieli konsultacje i tu ktoś im zasugerował drogie badanie. 

Czy zagląda Pan na media społecznościowe? Czy czyta Pan te artykuły nafaszerowane fake newsami i komentarze domorosłych wirusologów?

– Nie mam niestety odwagi w tych mediach zajmować stanowiska, bo jest wiele osób bardzo wrogich i sfrustrowanych. Wchodzenie z nimi w dialog rzadko przynosi pozytywne efekty. Co innego moi pacjenci, których edukacja jest moim obowiązkiem. Co więcej, o ile ludzie z absurdalnymi punktami widzenia nie mieli okazji spotkać innych ludzi z tak samo absurdalnymi poglądami w życiu, to w obecnych czasach mogą się spotkać w sieci i w swoich absurdalnych opiniach i konceptach się utrwalić. Psychologowie już od dawna wiedzą, że lubimy informacje, które potwierdzają nasz punkt widzenia i dyskredytujemy informacje, które są z nim sprzeczne. To „błąd potwierdzenia”. Należy pamiętać także o efekcie Krugera Dunninga. Jest to udokumentowane zjawisko, które pokazuje, że niewykwalifikowane osoby zajmują mocne stanowisko i znacznie przeceniają swoje kompetencje, ignorując wiele aspektów problemu. Z drugiej strony ekspertom brakuje pewności siebie i zaniżają ocenę swoich umiejętności. Widzę narastający problem związany z tym, jak łatwo dezinformacja się rozwija, jak łatwo ludzie są przekonani do błędnych punktów widzenia, myślę, że to problem, z którym będziemy się musieli zmierzyć w najbliższych latach. O ile każdy ma prawo do swojej opinii, to fakty są zazwyczaj tylko jedne. Myślę, że zdecydowanie brakuje ludzi, którzy będą tłumaczyć specjalistyczna wiedzę i osiągnięcia szczególnie z zakresu medycyny w laicki sposób. 

Czy mógłby Pan się odnieść do ostatnich doniesień o incydentach zatorowo-zakrzepowych po przyjęciu szczepionki AstraZeneca? 

– Śledzę ten problem bardzo dokładnie i po kolejnym przeanalizowaniu danych, z którymi miałem się okazję zapoznać jest mi trudno dojść do wniosku, że szczepionka może mieć wpływ.  Trzeba pamiętać, że choroby zatorowo-zakrzepowe to jedna z najczęstszych śmiertelnych chorób. Ogólnie jedna czwarta osób umiera z powodu chorób zatorowo-zakrzepowych. Przypadków nieśmiertelnych jest jeszcze więcej. Kiedy szczepimy miliony osób dziennie, to niestety część z tych osób może umrzeć krótko po szczepieniu, ale szczepionka nie miała na to wpływu. Taka jest na chwilę obecną interpretacja danych, które wskazują, że występowanie zatorów nie zmienia się w populacji zaszczepionej w stosunku do populacji nieszczepionej. Jest to bardzo duży zbiór danych.

Rozmawiała: Magdalena Grzymkowska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_