W mojej książce opisuję rzeczywistość, która funkcjonuje w innym, równoległym wymiarze. W tym świecie wszystko jest możliwe – mówi Piotrowi Gulbickiemu Kinga Langley, autorka powieści „Harper i zagubiona wiedza”.
Książka ukazała się w polskiej wersji językowej.
– Zarówno w formie drukowanej, jak i elektronicznej. Cieszy się bardzo dużą popularnością wśród czytelników, dlatego chciałabym, żeby została przetłumaczona na angielski, opublikowana w Wielkiej Brytanii oraz Stanach Zjednoczonych, a następnie też w innych krajach i językach. Myślę, że ma duże szanse odnieść międzynarodowy sukces, o czym świadczy dotychczasowe zainteresowanie, wysokie miejsca w rankingach oraz opinie recenzentów, z których wielu nie kryje swojego zachwytu pisząc, że jest tak samo świetna, jak „Harry Potter”. Trudno o lepszą rekomendację.
Również okładka przypomina sagę J.K. Rowling.
– Owszem, gdyż to jedna z moich ulubionych historii. Podążając śladami przygód czarodziejów i wykreowanego przez brytyjską pisarkę baśniowego świata nie mogłam się oderwać od czytania, jednak okładka i magiczny klimat to jedyne podobieństwa, gdyż moja powieść ma zupełnie inną fabułę. Główna bohaterka, poza trzema pierwszymi literami imienia, nie ma nic wspólnego z Harry’m. Trzynastoletnia Harper za sprawą zagadkowego wehikułu zostaje przemieniona w złotego orła i trafia do krainy, w której legendy przeplatają się z prawdą, a zjawiska z pogranicza magii okazują się realne. Dzięki sile umysłu można tam przenosić ciężkie głazy i porozumiewać się telepatycznie, latające kufry służą cennymi radami, a największymi wrogami bohaterów są ich wewnętrzne blokady oraz strach. W Świecie Ptaków wszystko jest możliwe.
Świecie Ptaków?
– Te skrzydlate stworzenia od zarania dziejów są obecne w symbolikach różnych kultur i zawsze były traktowane ze szczególnym szacunkiem, jako bliskie niebiosom. Rzeczywistość pokazana w mojej książce funkcjonuje w innym, równoległym wymiarze, w którym żyją wszystkie ptaki – zarówno te każdego ranka o wschodzie słońca wracające na ziemię, jak i te, które już wymarły w świecie ludzi i nie mogą do niego przyfrunąć, niemniej mają tam swój dom i żyją w nim tak długo, jak tylko zapragną. To świat, gdzie panuje harmonia, a jego mieszkańcy ubolewają nad nieodpowiedzialnym zachowaniem człowieka, który bez skrupułów eksploatuje matkę ziemię doprowadzając planetę do zniszczenia. Ptaki mają postać ludzką, ale z wyraźnymi cechami charakterystycznymi dla swojego gatunku.
Pomysł zrodził się pod wpływem obserwacji natury?
– Też, ale nie tylko. Mieszkając przez 11 lat w Szkocji (najpierw w Glasgow, a potem w Edynburgu), często myślałam o napisaniu książki dla młodych czytelników, która byłaby wyjątkowa i posiadała wartościowy przekaz. Spacerując średniowiecznymi uliczkami edynburskiego Starego Miasta również i mnie udzieliła się magiczna atmosfera tego miejsca, gdzie tworzyli wspomniana już J.K. Rowling, a także Arthur Conan Doyle, autor wielu znakomitych książek, w tym o Sherlocku Holmesie. Zza każdego rogu wyłaniały się opowieści o czarownicach palonych na stosach, duchach oraz tajemnicach, których w szkockiej stolicy nie brakuje, a im więcej myślałam o przelaniu tego na papier, tym częściej nawiedzały mnie sny, niczym z fantastycznego filmu. Zaczęłam je spisywać, czego pokłosiem były dwa zeszyty pełne różnych historii, które później wkomponowałam w moją książkę.
Ale wyprowadziłaś się z Edynburga.
– Po ośmiu latach mieszkania tam, w 2017 roku wyszłam za mąż za Spencera, amerykańskiego strażaka, i przeprowadziłam się do Palm Beach County na Florydzie, gdzie przyszła na świat nasza córeczka. Szukając możliwości prowadzenia dodatkowego biznesu rozpoczęliśmy współpracę z zakotwiczoną w Szkocji Polką, co – jak się okazało – naraziło nas na duże straty finansowe. Poza rozczarowaniem i utratą pieniędzy próbowałam zrozumieć sens pojawienia się owej osoby w moim życiu i szybko doszłam do wniosku, że powinnam skoncentrować się na sobie oraz własnych marzeniach, zamiast ciągle pomagać innym. W maju 2019 roku, po otrzymaniu od nieuczciwej kontrahentki niegrzecznego maila, coś mnie tknęło, a do głowy zaczął napływać potok myśli. Jak natchniona usiadłam do komputera, żeby je spisywać, a one układały się w jedną logiczną całość. Taki był początek historii Harper, która narodziła się na Florydzie, ale jej ziarno zostało zasiane w Edynburgu, gdzie zaczyna się akcja książki. A dokładnie w jego urzekającej dzielnicy, położonej u podnóża Góry Artura, w której pobliżu mieszkałam. Co ciekawe, w sąsiedztwie mojego ulubionego artysty z czasów młodości, rapera i aktora Vanilli Ice’a oraz rezydencji późniejszego amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa, od której dzieliło mnie zaledwie 20 minut drogi. To bardzo specyficzna okolica, o której na kartach powieści piszę w ten sposób: „Formalnie nie była to wioska, lecz część dużego miasta nad Morzem Północnym, która już dawno została włączona do aglomeracji przez urzędników ratusza. Jednak kilkaset lat wcześniej, kiedy na świecie żyło znacznie mniej ludzi, była to osobna miejscowość z własnym kościołem, cmentarzem i wiekową gospodą, nad której drzwiami nadal wisiała tabliczka z informacją, że jest to najstarszy pub w całej Szkocji. Znajdowało się tam również całkiem spore jezioro, wokół którego licznie gromadziło się różnego rodzaju ptactwo”.
Ile trwało spisanie przygód Harper?
– Zaczęłam w maju 2019 roku. Moja córeczka miała wówczas roczek i opieka nad nią zajmowała mi gros czasu, a jednocześnie w owym okresie z pasją czytałam „Sherlocka Holmesa” oraz „Opowieści z Narnii” C.S. Lewisa, żeby bliżej przyjrzeć się pisarskiemu stylowi tych dzieł. Miałam głowę pełną pomysłów, jednakże ograniczenia czasowe sprawiały, że pisanie szło wolniej niż początkowo przypuszczałam, tym bardziej, że na początku ubiegłego roku mój mąż uległ poważnemu wypadkowi, w wyniku którego złamał kręgosłup w czterech miejscach. Po dziesięciu dniach pobytu na intensywnej terapii szpital wystawił firmie ubezpieczeniowej rachunek na ćwierć miliona dolarów, a ta odmówiła dalszego finansowania leczenia Spencera i jego rehabilitacji. W tej sytuacji przywiozłam go do domu, stając się jego i naszej córeczki jedynym opiekunem. Na pewien czas musiałam zapomnieć o dalszym pisaniu książki, ale z nową werwą wróciłam do tego w maju, po trzytygodniowych medytacjach, w których uczestniczyłam na zaproszenie mojej znajomej z Miami Beach. Zgodziłam się na to z ciekawości, a efekt był zdumiewający – ponownie spłynęła na mnie fala natchnienia i wspaniałych pomysłów, które dzień po dniu zapisywałam, dzięki czemu we wrześniu mogłam postawić ostatnią kropkę na kartach książki. W księgarniach ukazała się w lutym bieżącego roku.
Jej dopełnieniem są spotkania autorskie.
– Prowadzę je online w szkołach podstawowych w Polsce, a także polonijnych placówkach edukacyjnych w różnych krajach. To część projektu opracowanego przeze mnie oraz grupę pedagogów, którego celem jest propagowanie wartościowej rodzimej literatury, wprowadzanie odbiorcy w świat wartości moralnych oraz kształtowanie nawyku czytelnictwa wśród najmłodszych. Każde dziecko otrzymuje w prezencie książkę „Harper i zagubiona wiedza”, na podstawie której wykonuje jakąś pracę plastyczną. Następnie wezmą one udział w międzynarodowym konkursie o tej samej nazwie, w którego kapitule zasiadają portrecistka koronowanych głów, mieszkająca w Londynie Basia Hamilton, malarka młodego pokolenia z Florydy Justyna Kisielewicz oraz właścicielka największej firmy medycznej w Polsce Beata Drzyzga. W tym gronie miał być również niestrudzony podróżnik Aleksander Doba, pierwszy człowiek na świecie, który trzykrotnie przepłynął kajakiem Atlantyk, ale niestety zmarł 22 lutego podczas zdobywania najwyższego szczytu Afryki – Kilimandżaro. Zabraknie go więc fizycznie, jednak na pewno będzie nam towarzyszył duchem.
Z piórem miałaś do czynienia już wcześniej.
– Pochodzę z Tomaszowa Mazowieckiego, gdzie mieszkałam 30 lat. Ukończyłam zarządzanie na Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie, po czym pracowałam jako dziennikarz sportowy w lokalnej Telewizji TORO, a później dyrektor Fundacji „Tomaszowski Inkubator Przedsiębiorczości”. Przez pięć lat pisałam i realizowałam programy pomocowe dla dzieci, młodzieży oraz osób bezrobotnych, niestety trudna sytuacja na rynku pracy sprawiła, że w 2006 roku musiałam wyjechać z Polski. Nie był to łatwy czas, ale dziś z dumą mogę powiedzieć, że na emigracji zrealizowałam wiele ciekawych przedsięwzięć. Wydawałam na przykład magazyn dla Polonii „Pangea”, prowadziłam Międzynarodowy Klub Biznesu, natomiast od czterech lat realizuję projekt Ambasada Biznesu, promując przedsiębiorczych Polaków mieszkających na obczyźnie. Jego częścią są ekskluzywne wydarzenia, jakie organizuję, oraz wydawana corocznie książka „Inspiracje Polek i Polaków na świecie”…