Była świetną szachistką, zdobywała tytuły mistrzyni Polski juniorek. Później bywało różnie, ale teraz, po 15 latach przerwy, powróciła do rywalizacji po tym, jak zdiagnozowano u niej autyzm i ADHD. O swoim nie tylko szachowym życiu Ella Vine opowiada Piotrowi Gulbickiemu.
Dawniej szachy miały status królewskiej gry.
– I tak jest nadal. Od wieków cieszą się one dużym prestiżem ze względu na szeroki wachlarz wariantów, możliwości, strategii, gdzie logiczne myślenie decyduje o sukcesie. Do tego stopnia, że w okresie zimnej wojny pomiędzy Wschodem a Zachodem rywalizacja szachistów urosła do rangi politycznej. W radzieckich szkołach była to gra obowiązkowa, świetnie funkcjonował system selekcji, dzięki czemu wyławiano talenty, z których wyrastali wielcy mistrzowie, cieszący się powszechnym szacunkiem. Mecze o światowy championat przyciągały uwagę milionów ludzi na całym świecie. ZSRR wiódł prym w tej rywalizacji, jednak w 1972 roku, w meczu stulecia, Borys Spasski przegrał z Amerykaninem Bobbym’m Fisherem co nie tylko przerwało hegemonię radzieckich mistrzów, ale też uaktywniło amerykańską propagandę sukcesu, jednocześnie wpływając na ogromny wzrost zainteresowania tą grą w USA.
Po upadku komunizmu moda na szachy nieco podupadła, ale obecnie znów przeżywają one renesans. Wśród młodych ludzi bardzo popularny jest aktualny mistrz świata Norweg Magnus Carlsen, a amerykański serial „Queen’s Gambit”, który miał premierę w październiku ubiegłego roku, stał się prawdziwym hitem. Jego akcja rozgrywa się w latach 50. i 60. ubiegłego stulecia, przedstawiając fikcyjną historię cudownego dziecka, Amerykanki Elizabeth „Beth” Harmon, która zmagając się z przeszłością i nałogami pragnie zostać najlepszą szachistką świata. Świetna, trzymająca w napięciu produkcja, którą obejrzałam już pięć razy, tym bardziej, że trochę identyfikuję się z główną bohaterką.
Dlatego postanowiłaś wrócić do grania?
– To był jeden z impulsów. Ale jednocześnie zbiegło się to z badaniami, które wykazały u mnie autyzm i silne ADHD. Problemy ze skupieniem się, motywacją, skaczące myśli, nieprzywiązywanie wagi do szczegółów – te symptomy, które towarzyszyły mi od zawsze, znalazły w końcu swoją diagnozę. Nie ukrywam, że byłam w szoku – jak to, mistrzyni szachowa z czymś takim?
No właśnie.
– Zaczęłam zgłębiać temat i okazało, że bynajmniej nie jestem jednostkowym przypadkiem. Wspomniany już Bobby Fischer z czasem zwariował, co moim zdaniem było pokłosiem autyzmu i innych współistniejących chorób, w tym nerwicy, obsesji, lęków. Podczas gry przeszkadzał mu każdy szept, nawet tykanie zegara, dlatego mógł występować jedynie w oddzielnym pokoju, bez widzów, gdzie panowała absolutna cisza.
Zaburzenia psychiczne miał też nieoficjalny mistrz świata w latach 1858 – 1860 Paul Morphy, a o obecnym championie Magnusie Carlsenie krąży opinia, że cierpi na zespół Aspergera. Co prawda on sam się do tego nie przyznaje, jednak obserwując go wydaje się, iż tak właśnie jest. Często zamyka się w sobie, odpływa, patrzy dookoła niewidzącym wzrokiem.
Co ciekawe, podobne problemy dotyczą również ludzi z innych branż, chociażby Richarda Bransona czy Steve’a Jobsa. Zaczęłam się tym wszystkim interesować nie tylko ze względu na swój przypadek, ale również mojego 12-letniego obecnie syna, który dwa lata temu zachorował na autoimmunologiczne zapalenie mózgu, ma autyzm i wymaga całodobowej opieki. Nie chodzi do szkoły, ma trudności ze współżyciem z ludźmi, a jednocześnie testy wykazały u niego ponadprzeciętną inteligencję. Na przykład świetnie sobie radzi w grach komputerowych.
Powyższe czynniki zadecydowały o tym, że po 15 latach postanowiłam wrócić na poważnie do szachów.
W tym okresie zupełnie nie grałaś?
– Sporadycznie, jedynie kilka partii. Po przeprowadzce do Anglii były inne priorytety – rodzina, dziecko, praca. Aż nadszedł ten moment, kiedy spontanicznie zapisałam się do udziału w mistrzostwach Wielkiej Brytanii, które odbyły się w grudniu ubiegłego roku i z powodu koronawirusa były rozgrywane online. Z teorią oraz nowinkami byłam na bakier, dlatego bazowałam głównie na instynkcie, ale wyniki przeszły moje najśmielsze oczekiwania. W blitzu, czyli szachach szybkich, gdzie zawodnik ma trzy minuty na partię, zajęłam siódme miejsce, będąc o krok od brązowego medalu, natomiast w rapid chess (10 minut na partię) uplasowałam się na ósmej pozycji.
Jest się z czego cieszyć.
– Byłam bardzo zdziwiona, że tak dobrze mi poszło, a przy okazji zauważyłam zmianę w moim stylu gry w stosunku do tego, co było wcześniej. Teraz nacieram ostro, od pierwszego ruchu chcę zamatować przeciwnika, nie zważając na strategię i niuanse techniczne na których dawniej bazowałam. I właśnie to mi się podoba – czuję się wolna, bo gram tak, jak chcę, a efekty są widoczne. Wystarczy powiedzieć, że jeden pojedynek wygrałam już po 9 ruchach, a drugi po 11, co na tej rangi zawodach praktycznie się nie zdarza.
Zamierzam iść dalej za ciosem i w bieżącym roku chcę sięgnąć po medal. Oczywiście, sama improwizacja do tego nie wystarczy, będę musiała potrenować, najlepiej pod okiem dobrego fachowca, ale najważniejsze, że mam wytyczony cel. Kocham rywalizację, w każdym aspekcie, gdyż napędza mnie to do działania.
Jak zaczynałaś swoją szachową przygodę też tak było?
– Na początku, jako 8-latka, doświadczyłam zimnego prysznicu. Pamiętam to jak dziś – zbliżały się Święta Bożego Narodzenia, nudziło mi się, bo szkoła była zamknięta i wówczas tata, który ma drugą kategorię szachową, zaczął uczyć mnie grać. Wynik pierwszych dwóch partii był taki, że straciłam wszystkie figury, podczas gdy on żadnej. Nie załamałam się jednak, a nawet zmotywowało mnie to jeszcze bardziej i szybko zaczęłam robić postępy. W domu rozgrywaliśmy rodzinne turnieje, w których uczestniczył dziadek, a czasami kuzyn i wujek; zapisałam się również do klubu Miedź w mojej rodzinnej Legnicy. Jako 9-latka zagrałam w pierwszym turnieju, odnosząc kilka zwycięstw, a rok później wystartowałam w mistrzostwach Polski juniorów. Impreza trwała aż 11 dni i zakończyła się moim niespodziewanym triumfem. W kolejnych latach na imprezach tej rangi jeszcze dwukrotnie zdobywałam złoto i tyleż razy brąz, co tak mnie rozochociło, że trzecie miejsca na podium uważałam za porażkę, liczyło się tylko zwycięstwo. Ostatni raz wygrałam krajowy championat juniorek mając 14 lat, a w międzyczasie uczestniczyłam w mistrzostwach świata i Europy, plasując się odpowiednio na 21 i 8 miejscu w swojej grupie wiekowej.
Świetny początek, ale później, w gronie seniorów, nie było już tak kolorowo.
– Wiązało się to z brakiem systematycznego treningu. W okresie dojrzewania stałam się rebeliantką, negowałam zastaną rzeczywistość, związałam się ze środowiskiem punków. Z czasem to się jakoś ułożyło, zaczęłam studiować, ale szachy przestały już być na pierwszym miejscu. Owszem, trochę grywałam w turniejach, brakowało jednak tej iskry i zapału, a mimo to przez sześć lat reprezentowałam barwy klubu z Görlitz, gdzie dojeżdżałam z Legnicy. Występowaliśmy w pierwszej i drugiej lidze niemieckiej, a ja w ten sposób dorabiałam do swojego budżetu. Nie były to wielkie pieniądze, ale zawsze – z jednej strony przygoda, a z drugiej kieszonkowe. Natomiast zaraz po studiach (skończyłam politologię i służby socjalne na Wyższej Uczelni Zawodowej w Legnicy) wyemigrowałam do Anglii. Był rok 2007, chciałam trochę finansowo stanąć na nogi i wrócić do Polski, żeby zostać dyplomatą, gdyż zawsze interesowałam się polityką, ale pozostało to w sferze marzeń. Urodził się syn, a ja zostałam na Wyspach na dobre. Najpierw mieszkałam w Thurrock, by dwa lata temu zakotwiczyć w Peterborough.
W Anglii próbowałaś sił w polityce.
– Przez pięć lat działałam w Partii Pracy, startowałam nawet bez powodzenia w wyborach do rady miasta. Czułam się w swoim żywiole, na co dzień skupiając się głównie na działalności charytatywnej. Byłam przewodniczącą Fibromyalgia Action UK (organizacja wspierała chorych na fibromialgię), prowadziłam Fundację Pomocy Polakom w UK (za co dostałam wyróżnienie od polskiego senatu), natomiast obecnie, pracując z domu, jestem dyrektorem Global Kidney Foundation, która pomaga ludziom chorym na nerki. Za tę ostatnią działalność otrzymałam nagrodę od Zabardast Butterflies wręczoną w brytyjskim parlamencie.
W międzyczasie założyłam własny biznes, wprowadzając na rynek bieliznę marki Ella Vine, w której opracowałam patent na łatwiejsze zapięcie do pończoch. Ukończyłam też zarządzanie globalnym rozwojem na Open University oraz kurs w zakresie medycyny naturalnej.
Szeroki wachlarz.
– To tylko część rzeczy, jakimi się zajmowałam, gdyż trudno mi usiedzieć w miejscu (śmiech). Byłam na przykład modelką, zdobyłam też tytuł Miss Osobowości w konkursie Miss Generation. Fajna zabawa, jest co powspominać, ale teraz moim głównym celem są szachy. Rozmawiałam z przedstawicielami English Chess Federation, którzy są zainteresowani popularyzowaniem tej gry wśród osób mających autyzm i ADHD. Planuję napisać pod tym kątem książkę, a także otworzyć szkółkę online, by pokazywać, że szachy to coś więcej niż tylko ruchy bierkami. Rozwijają wiele cech i umiejętności, które później przydają się w życiu, czego sama na własnej skórze doświadczyłam…