O tym, dlaczego warto głosować w wyborach lokalnych w Wielkiej Brytanii, z Krzysią Balińską i Natalią Byer z organizacją Polish Migrants Organise for Change (POMOC) oraz z Kamilem Arendtem z Polonia Express rozmawia Magdalena Grzymkowska.
W ramach przeprowadzonej przeze mnie sondy zapytałam Polaków w Wielkiej Brytanii, dlaczego będą lub nie będą głosować w wyborach lokalnych. Wśród argumentów za pojawiły się następujące: „Bo to moja szansa na wywarcie wpływu na brytyjskie władze”. „Bo chcę, aby moje dzieci i młodzież miały dostęp do udziału w sztuce i kreatywnych zajęciach”. „Bo chcę, żeby miejsce, gdzie mieszkam, było przyjazne wszystkim imigrantom”. „Bo to moje prawo i obowiązek”. „Bo mogę”. Zgadzacie się z nimi?
Natalia Byer: Wszystkie te argumenty są bardzo dobre. Takim argumentem, który być może wydaje się prosty, ale nie dla wszystkich jest oczywisty, to: „bo mogę”. Ja jestem zdania, że jeżeli życie i sytuacja dostarcza nam różnych możliwości decydowania, to po prostu należy taką możliwość chwytać obydwiema rękami. To bardzo silny motyw do głosowania, bo to, co się dzieje wokół nas, nas także dotyczy.
Kamil Arendt: Musimy pamiętać, że są to wybory lokalne, które mają największy wpływ na nasze codzienne życie. Od tego, kogo wybierzemy w tych wyborach, zależy to, czy na naszej ulicy będzie bezpiecznie, czy będzie czysto, czy nasze dziecko będzie miało miejsce w szkole, do której chcielibyśmy je wysłać, czy będziemy mieli dłużej czy krócej otwarte miejsca opieki zdrowotnej w dzielnicy. Takie bardzo praktyczne, konkretne rzeczy. Wydaje mi się, że to warto podkreślać. Mieliśmy ostatnio głośny przypadek morderstwa w Londynie, który chyba poruszył w szczególności kobiety. Ja też zacząłem myśleć o swoim bezpieczeństwie, o tym, jak się czuję na ulicach. To jest dobra okazja, żeby poczucie braku bezpieczeństwa, wykazać właśnie za pomocą tego głosu.
Krzysia Balińska: Warto dodać, że w tych wyborach wybieramy m.in. urzędnika, komisarza ds. przestępczości i policji W Polsce nie ma takiej funkcji, którą obywatele wybierają, żeby urzędnik czy urzędniczka sprawowali nadzór nad budżetem policyjnym czy dostępnymi usługami dla osób, które padły ofiarą przestępstwa. Żeby czuć się mieszkańcem danego miasta czy wsi, Londynu czy rejonu nie potrzebujemy obywatelstwa. Możemy czuć się związani z Polską i sprawami polskimi i z tego względu głosować w wyborach polskich, a jednocześnie oddać głos w wyborach lokalnych w Wielkiej Brytanii. Ten argument o tym, że głosuję, bo tutaj jestem, bo tutaj mieszkam, bo to jest mój dom, bo czuję się częścią tego miejsca to największy sukces udanej integracji imigranckiej.
Wśród argumentów przeciwko głosowaniu pojawiły się następujące: „Nie planuję tu zostać na stałe, więc nie czuję, że powinnam decydować za innych” albo „jestem tu za krótko, żeby głosować”.
Natalia Byer: Nawet jeżeli ktoś mówi, że „przyjechałam tutaj na krótko, za pięć lat wrócę”, to należy zwrócić uwagę, że teraz, kiedy te wybory się odbywają, to jesteś tu. Co drugi dzień wyrzucasz śmieci, albo twoje dziecko chodzi do szkoły, albo chodzi na zajęcia dodatkowe, albo latarnia się na ulicy popsuła. To są rzeczy realne, które się dzieją teraz i na które poprzez głosowanie masz wpływ. Bardzo częstym argumentem za niegłosowaniem, jest taki, że Polacy trochę utożsamiają tę postać radnego w Wielkiej Brytanii z postacią radnego w Polsce. Tymczasem to jest zupełnie inny system. Z mojego prywatnego doświadczenia mogę powiedzieć, że radna z mojej dzielnicy chyba nie może już na mnie patrzeć (śmiech). Mieszkam w Portsmouth, około 80 tys. mieszkańców. Ze wszystkim, co jest istotne, z każdym problemem biegnę do mojej radnej. Rozmawiam z nią często. Jest to stosunek partnerski. Nie wiem, co się stanie w przyszłości, może będę musiała wrócić do Polski, może nie, ale teraz jestem tu i chcę decydować o tym, co się dzieje ze mną i z moją społecznością w tej chwili.
Kamil Arendt: Wydaje mi się, że jak ktoś mówi, że nie czuje się związany z tym, co tutaj się dzieje, generalnie żyje mentalnie bardziej w Polsce i pewnie tam wróci za niedługo, to też może być powodowane tym, że system tutaj jest dość skomplikowany. Te szczeble są niejednorodne. Mamy w ogóle cztery różne kraje, w każdym te szczeble wyglądają inaczej, jeszcze są różne rodzaje hrabstw. Żeby wiedzieć, jakie wybory odbywają się w mojej okolicy, na kogo mogę głosować i czy w ogóle jakiekolwiek wybory są, trzeba poświęcić trochę czasu i czuć trochę związanym z tutejszym systemem politycznym. Niestety jest to bariera, którą próbujemy pokonać. Chcemy dotrzeć do ludzi z informacją, nie tylko zachęcić emocjonalnie, ale dać informacje, jakie wybory się odbywają i w jaki sposób mogę wziąć w nich udział.
Krzysia Balińska: Znam osobę, która jeszcze do niedawna miała wątpliwości, czy powinna w ogóle iść głosować w tych wyborach, bo jest tu dopiero dwa lata. To są dwa lata, podczas których ona płaci Council Tax czy składkę na National Insurance. To są dwa lata, kiedy kupuje kawę w lokalnej kawiarni, przekazuje jakieś datki na lokalne organizacje charytatywne, korzysta z usług zdrowotnych czy edukacyjnych, z transportu publicznego, z dróg. Nie ma żadnego okresu, który trzeba „odmieszkać”, aby „zasłużyć sobie” na prawo wyborcze. Więc jak najbardziej uważam, że z tego prawa trzeba korzystać. To prawda, że system nie jest najprostszy na świecie, do tego pandemia skomplikowała pewne sprawy, bo niektóre wybory zostały przełożone z 2020 r. Dlatego 30 marca odbyła się debata londyńska. I chciałam z tego miejsca zrobić wielki ukłon w stronę Marzeny Żukowskiej, bo to jej niesamowita praca, również Polonii Express i naszego wspaniałego partnera New Europeans UK. To była, o ile nam wiadomo, pierwsza w historii debata z kandydatami do rady miasta Londynu, która była tłumaczona na żywo na język polski i która była skierowana specjalnie do Polonii. To strasznie ważne, bo my cały czas mówimy o tym wyciąganiu Polaków i Polek do wyborów, a w kampanii chodzi też o to, żeby edukować lokalnych polityków brytyjskich, że jesteśmy elektoratem, który jest godny uwagi. To jest relacja, która musi odbywać się z dwóch stron, żeby ona się zadziała w sposób efektywny. Brytyjczycy muszą nas tu traktować nie tylko jako siłę roboczą, ale jako elektorat, jako osoby, które są na równych prawach ze wszystkimi innymi wyborcami. Często się zdarza, że niektórzy politycy nie do końca wiedzą, że obywatele UE mogą kandydować i startować w tych wyborach.
Za niechęcią do uczestnictwa w wyborach stoi także przeświadczenie, że polityka jest brudna sprawa, a politycy skorumpowani i nieuczciwi, a jak nie zagłosuję, to znaczy, że nie biorę w tym udziału.
Krzysia Balińska: Niestety, to nie działa w taki prosty sposób, bo powstrzymanie się od głosu też jest politycznym wyborem. Powstrzymanie się od głosu nie jest takim umyciem rąk, to bardziej powstrzymanie się od walki, oddanie wygranej zwycięzcy, bez względu na to, co o tym zwycięzcy myślimy. Dlatego ja zawsze zachęcam do głosowania, bo dokonanie własnego wyboru, wybranie najlepszego z możliwych kandydata jest aktywnym podejściem do polityki. Jest aktywnym zaangażowaniem w życie społeczności, aniżeli oddanie tej wygranej. Jest jeszcze jeden argument, który się pojawia: „ja nie będę tutaj głosować, bo jestem imigrantem i Anglikom na pewno się nie spodoba, że imigranci głosują”. Ja bym to nazwała postawą zinternalizowanej ksenofobii. Bo tak samo jak my mamy prawo do głosu w wyborach lokalnych tutaj, to w Polsce również Brytyjczycy, jak i inne osoby z państw UE mają prawo do głosowania w wyborach lokalnych, właśnie z tych powodów, o których cały czas mówimy – jesteśmy tutaj, to nas dotyczy, jesteśmy częścią tej społeczności, korzystamy z usług publicznych, mamy swój wkład w te usługi, nasz głos najzwyczajniej się liczy.
Kamil Arendt: Osoby, które tak uważają powinny zobaczyć naszą londyńską debatę, bo tam widać było jak na dłoni, że tutejsi politycy też chcą zabiegać o nasze głosy, że im zależy, że potrafią się nawet nauczyć paru słów po polsku, że dla nich głos to głos. Każdy głos, czy to Polaka, czy nie-Polaka, ma dokładanie taką samą wagę, a my też mamy swoje interesy, też powinniśmy chcieć o nie zabiegać. One niekoniecznie są takie same, nie musimy wszyscy Polacy mieć jednego zestawu poglądów politycznych. Ale na pewno politykom też będzie coraz bardziej zależało na tych głosach, bo jest nas tu dużo. Jeżeli będziemy brać udział w wyborach, to będziemy widoczni i nie będzie miejsca na takie sytuacje, że ktoś uważa, że nie mamy prawa głosu.
Natalia Byer: Zgadzam się, radni zdają sobie sprawę, że Polaków jest bardzo dużo. Jak rozmawiam ze swoimi lokalnymi radnymi, to nigdy nie usłyszałam od nich „nie zajmę się twoją sprawą, bo ty jesteś z Unii Europejskiej”. Właśnie wprost przeciwnie. Jeszcze 2 lata temu, jak zasugerowałam jednemu z radnych, że może być tak, że Polacy i obywatele UE stracą prawo do głosowania w wyborach lokalnych, to zobaczyłam w jego oczach po prostu panikę.
Kolejnym kontrargumentem jest: „nie głosuję, bo nie znam się na brytyjskiej polityce”.
Krzysia Balińska: Sama rejestracja wyborcza trwa 5 minut i nie jest zobowiązująca, więc to nie jest tak, że ktoś się zarejestruje teraz do wyborów, to będzie miał prawny obowiązek brać w nich udział. Jeśli jednak po 19 kwietnia zdarzy się tak, że być może komuś z czytelników jakiś kandydat przypadnie do gustu, ale nie będzie zarejestrowany do wyborów, to nie będzie miał możliwości wziąć w nich udziału. Dlatego nawet jeśli jeszcze nic nie wiecie o brytyjskiej polityce albo nikt wam się nie podoba, to namawiam do rejestracji, która jest darmowa i umożliwia wzięcie udziału w wyborach 6 maja.
Nie zapominajmy, że rejestracja w wyborach wpływa pozytywnie na wiarygodność kredytową, jak również dla osób, które nie zarejestrowały się jeszcze w Settlement Scheme, obecność w spisie wyborców to dodatkowe poświadczenie adresu zamieszkania. Z jakimi innymi argumentami przeciwko udziałowi w wyborach się spotkaliście? I jakbyście je obalili?
Kamil Arendt: Pogrupowałem te rzeczy, które ludzie poruszają, w trzy kategorie. Pierwsza kategoria to „nie głosuję, bo mój kandydat nie ma szans”. Druga: „mój kandydat i tak wygra, ma wielką przewagę, po co mam iść do głosowania”. I trzecia: „żaden z kandydatów mi nie pasuje, nie znajduję oferty dla siebie”. To są trzy bardzo dobre powody, ale odpowiedzią na nie nie jest nieoddanie głosu. Weźmy ten pierwszy przypadek. Jeśli mam ulubioną partię lub ulubionego kandydata, który nie ma szans na wygranie, to i tak warto oddać na niego głos. Nie ma głosów zmarnowanych. Bo wszyscy inni kandydaci śledzą, jaki program wyborczy przebija się do świadomości wyborców. Jeżeli coś będzie popularne, to oni sobie „pożyczą” ten program czy ten fragment programu i mogą go i tak wdrożyć. Dlatego mogą się dziać takie rzeczy, jak np. na poziomie krajowym w Wielkiej Brytanii konserwatyści wprowadzili małżeństwa jednopłciowe. To nie było w ich programie, ale zauważyli, że jest to coś popularnego i że można „podkraść” głosy innym dzięki takiemu pomysłowi. Teraz weźmy pod lupę sytuację, gdy wiemy, że nasz kandydat i tak wygra. Wtedy też warto głosować, bo im więcej głosów dostanie, to tym większy będzie jego margines bezpieczeństwa i tym mniejsza konieczność różnych kompromisów, koalicji lub rozmywania jego programu. I ten ostatni przypadek, w której nie ma kandydata, na którego chciałbym oddać głos. To wtedy trzeba iść i oddać głos nieważny. Głosy nieważne są też zliczane i jest to sposób na pokazanie tym, na których się nie głosuje, że ja byłbym w stanie oddać głos na któregoś z was, ale musicie się bardziej postarać, musicie coś zmienić, żebym ja ten głos oddał.
Jakie działania aktualnie prowadzicie lub planujecie w najbliższej przyszłości?
Krzysia Balińska: W tym momencie trwa akcja ulotkowa, którą prowadzimy wspólnie z Polonia Express. W polskich sklepach rozwieszamy plakaty z kod QR, prowadzącym do strony internetowej kampanii „She Votes/ Ona Głosuje”, gdzie jest opisany proces rejestracji wyborczej. 12 i 13 kwietnia odbyły się warsztaty dla wszystkich tych, którzy są zainteresowani relacją pomiędzy sztuką a polityką. 15 kwietnia POMOC wspólnie z New Europeans prowadziliśmy sesję na temat przewodnika wyborczego. Przewodnik wyborczy to taka interaktywna prezentacja, stworzona przez nas i New Europeans, która w bardzo prostym, notatkowym stylu skupia wszystkie informacje związane z obecnym cyklem wyborczym. Aktualnie bierzemy udział EU Politics Festival, organizowanym przez jedną z naszych organizacji partnerskich the3milion. W ramach tego festiwalu, który trwa do 19 kwietnia, jest dużo sesji na temat praw obywateli Unii Europejskiej po brexicie, na temat tego, czy obywatele UE powinni być uznawani jako mniejszość etniczna w Wielkiej Brytanii, czy nie, na temat tego, jak zacząć karierę w polityce w Wielkiej Brytanii, czy w pracy społecznej. Trwa również akcja „Moda na wybory”, w czasie której trzeba zrobić sobie zdjęcie w takim stroju, jaki ma się ochotę założyć na wybory, wrzucić na social media i opatrzeć hasztagiem #modanawybory. Chcemy w ten sposób pokazać, że głosowanie jest modne, żeby wybory mogą być trendy.
Natalia Byer: Jako doradczyni imigracyjna świadczę darmowe usługi w tym zakresie, więc jeśli ktokolwiek ma jakieś pytania albo problem ze swoim wnioskiem o aplikację w Settlement Scheme, może do nas napisać wiadomość. Moja praca do 30 czerwca będzie mocno skupiona właśnie wokół tego. Prowadzę także Narzędziownię Społeczną w języku polskim. Jest to projekt oddolny, którego podstawowym narzędziem jest wiedza i informacja. Mój projekt opiera się na tym, żeby stworzyć materiały w wersji digital i w wersji wydrukowanej na różne ważne tematy i na tych materiałach będą informacje, gdzie można udać się po pomoc, po poradę, na temat różnych serwisów, gdzie należy się kierować. Zakres tematyczny jest bardzo szeroki: jest to prawo pracy, zdrowie psychiczne, gdzie uzyskać pomoc, jeżeli doświadcza się przemocy domowej, informacja imigracyjna, informacje na temat tego, jak składać wnioski o zasiłki, gdzie uzyskać pomoc w nauce budżetowania, zarządzania własnymi finansami. Te materiały będziemy dystrybuować w różnych miejscach, gdzie Polacy bywają. To mogą być kościoły, szkoły, polskie sklepy, no i nasi różni partnerzy, z którymi współpracujemy.
Kamil Arendt: Dodam jeszcze tylko, że Polonia Express, która miała być jednorazową inicjatywą, dalej działa. Rok temu dwa tysiące ludzi powierzyły nam koperty z głosami, niezależnie od tego, na kogo głosowali. Musieli nam zaufać. Jesteśmy niepartyjni i niepolityczni, że robimy to dla demokracji i wyższej wartości. Udało nam się zbudować zaufanie i sieć wolontariuszy. Chcemy skorzystać z tego zaufania w najbliższym czasie, starając się też docierać do ludzi, do Polaków mieszkających tutaj na Wyspach i słuchać ich potrzeb, pytać o ich codzienne troski, w jaki sposób my możemy ich wspierać oraz jak możemy im pomóc zaangażować się w tutejszą politykę.