So… where are you from?” To pytanie od zawsze wywoływało we mnie podskórne napięcie. Wszystkie końcówki nerwów stają wówczas na baczność. Jak na klasówce z geografii, myśli się kotłują: którą odpowiedź wybrać? Która będzie prawidłowa? Która zadowoli mojego rozmówcę? Mogę odpowiedzieć na przykład, że urwałam się z choinki. Lub że przybywam do ludzkości z innej galaktyki w pokojowej misji. Ale to tylko gra na zwłokę, bo po chwili śmiechów-chichów i tak czeka mnie pytanie: „OK, but where are you REALLY from?”
Ludzie przykładają wielką wagę do tego pytania. Ale czy naprawdę to, skąd pochodzimy, definiuje to, kim jesteśmy? Ja w zależności od nastroju i okoliczności czuję, że jestem z Europy, ze Szkocji, z planety Ziemi, z Warszawy, z Wielkiej Brytanii, z Polski, z Edynburga, z Pragi, z Leith (kolejność przypadkowa). I co tu wybrać? Odpowiedzieć na to pytanie, to jak opowiedzieć komuś, kogo dopiero się poznało, historię swojego życia. To dużo bardziej złożone niż włożenie całego człowieka do jednej ciasnej szufladki.
Rozumiem, że to pytanie to często grzeczność, taki wypełniacz, z braku pomysłów na inne pytania lub po prostu ciekawość. Jednak bez względu na intencje to pytanie zwykle zawęża percepcję drugiej osoby i ustawia ją w już wykreowanej w głowie rozmówcy wizji świata. Tak niestety działa nasz mózg, który lubi drogę na skróty. Najczęściej, gdy powiem, że jestem z Polski (bo mimo wszystko tak najczęściej odpowiadam), słyszę odpowiedź: „Polska? Znam! Byłem w Krakowie”. Ta reakcja pokazuje, że rozmówca ma już zawężoną wizję Polski do jednego miasta. Natomiast jeśli pytanie „skąd jesteś” byłoby podyktowane sympatią i chęcią poznania się lepiej, to tak wyobrażałabym sobie tę reakcję: „Dużo słyszałem o Twoim kraju. Opowiedz coś o Polsce”. Jakie to daje możliwości rozwoju rozmowy!
W Szkocji mam wrażenie, że to pytanie pada nieco rzadziej. Tutaj imigranci są bardzo ciepło witani. Trochę to wynika z pragmatyzmu, bo taki mały kraj jak Szkocja potrzebuje rąk do pracy, a trochę z szczerej radości, gdy na swojej drodze spotyka się innego człowieka, a nie kolejną owcę…
Ale gdy to pytanie już padnie, mówiąc, że jestem z Polski, czuję pewien dysonans. Bo jaki jest limit, który należy „odmieszkać”, żeby być „skądś”? Moi rozmówcy, aktywiści zachęcający Polaków do głosowania w wyborach lokalnych przekonują, że nie ma takiego limitu. Jeśli mieszkasz tu i teraz, to znaczy, że jesteś u siebie i masz prawo decydować, co się dzieje w Twojej społeczności.
W 2016 roku grupa szkockich aktywistów takie też hasło sobie obrała na akcję profrekwencyjną przed wyborami do Parlamentu Europejskiego: „Jesteś u siebie. Zagłosuj.” Ówczesny konsul generalny w Edynburgu, Dariusz Adler powiedział wtedy: „chcąc żyć w społeczeństwie, które spełnia nasze oczekiwania i zapotrzebowania, powinniśmy brać udział w wyborach. Udział w głosowaniu obywateli mieszkających w danym państwie to podstawa demokracji.”
O ile w Anglii skutecznie działa Polish Migrants Organise for Change, to w tym roku w Szkocji zabrakło takiej akcji aktywizującej Polaków do udziału w wyborach. Trudno powiedzieć, czy to wynika z tego, że polska społeczność w Szkocji jest już wystarczająco świadoma swoich praw, czy zabrakło charyzmatycznego lidera lub liderki, którzy by pociągnęli taką kampanię. Dwie czołowe postaci stojące za akcją „Jesteś u siebie. Zagłosuj” dalej działają, ale trochę na innych polach: Joanna Zawadzka, jako aktywistka walczącą z dyskryminacją i przemocą wobec kobiet, a Dorota Peszkowska, jako doradczyni imigracyjna, pomagająca Polakom w aplikacjach do Settlement Scheme. Obie mają ręce pełne roboty.
Niemniej jednak udział w wyborach jest ważny. Zegar tyka, czas na rejestrację jest do poniedziałku. Od tego, ile Polaków zarejestruje się do głosowania, zależy, czy będziemy postrzegani jako przyjezdni, interesujący, może trochę egzotyczni, ale wciąż obcy, czy jako pełnoprawni członkowie społeczeństwa, którzy na pytanie „skąd jesteś”, będą w stanie bez kompleksów odpowiedzieć, że stąd.
Ostatnio na trekkingu w Pentlandach w pobliżu Edynburga spotkałam innego miłośnika szkockich gór. Wymieniliśmy się uprzejmymi uwagami na temat pogody i piękna natury. W końcu on zapytał: „Where did you come from?” Po chwili wahania odpowiadam, że z Polski. Na co on mówi: „To musisz być bardzo zmęczona, bo to kawał drogi!” Widać w górach nie ma znaczenia, skąd jesteś, lecz którym szlakiem idziesz.
Magdalena Grzymkowska