To najstarsze miasto w Walii na pewno zadziwi nas mnogością kościołów i kaplic przeróżnych wyznań i denominacji. Jak zwykle jednak najciekawsze jest to, co trudno określić. W pięknym miejskim parku założonym w 1900 roku znajdziemy kamienny krąg zbudowany z granitowych głazów ze schodkami i niewielkim podium. Nie jest to jednak autentyczny, prehistoryczny pomnik dawnej cywilizacji, ale miejsce, gdzie odbywają się współczesne obrzędy druidów oraz miały swój początek słynne walijskie festiwale Eisteddfod. Carmarthen, chociaż wygląda solidnie, spokojnie i zwyczajnie, ma swoje magiczne tajemnice.
Konkurs dla bardów
Nazwa Carmarthen po walijsku Caerfyrddin oznacza „Fort Merlina”, czarnoksiężnika z legendy o królu Arturze. On to posadził w mieście dąb, który miał wywróżyć upadek miasta: „When Merlin’s Oak comes tumbling down/ Down shall fall Carmarthen town”, czyli „Gdy upadnie Dąb Merlina/ Klęska miasta się zaczyna”. Zapobiegliwi mieszkańcy wzięli sobie do serca tę przepowiednię i gdy tylko drzewo zaczęło się pochylać ze starości, wykopali je i w pozycji pionowej umieścili pomiędzy podporami. Resztki słynnego dębu, który nigdy nie upadł, znajdują się obecnie w miejskim muzeum. Tam też znajdziemy rzymską monetę pochodzącą z roku 75 n.e. Miejscowość, zwana wtedy Moridonum, była bowiem kolonią cesarstwa rzymskiego, częścią prowincji Brytania. Po Rzymianach w Carmarthen pozostał jeden z siedmiu ocalałych amfiteatrów w Wielkiej Brytanii. W roku 1094 kolejni okupanci, czyli Normanie, wznieśli zamek, którego fragmenty możemy wciąż znaleźć w miejskim pejzażu. Wkrótce pojawili się tam mnisi benedyktyńscy, a następnie franciszkanie, którzy wznieśli wspaniałe klasztory. Okolica była doskonale zagospodarowana, urodzajne pola dostarczały żywności, a na pastwiskach pasły się stada owiec, których wełna przynosiła bogactwo miastu. Powstała wówczas słynna „Czarna Księga Carmarthen”, nazwana tak nie z powodu „ciemnych” treści, ale koloru okładki. To najwcześniejszy ocalały do naszych czasów manuskrypt w języku walijskim opisujący poetycko bohaterskie historie miasta. Niestety w latach 1347-49 plaga dżumy zdziesiątkowała mieszkańców i wyludniła okoliczne wioski. Dopiero sto lat później miasto zaczęło podnosić się z tej klęski i zorganizowano pierwsze, najwcześniejsze spotkanie walijskich poetów i bardów zwane Eisteddfod (1451). Był to swoisty festiwal sztuki słowa, któremu patronowała miejscowa arystokracja. Wyłaniała ona zwycięzców, a całe miasto uczestniczyło w celebrowaniu tego wydarzenia. Niestety w roku 1538, po reformach Henryka VIII, zostały zniszczone klasztory, a co za tym idzie nastąpiła reorganizacja struktury miasta. Od tego czasu na długie lata zaprzestano organizowania Eisteddfod.
Religijny zawrót głowy
Wiek XVIII to okres wzmożonego ruchu w mieście. Kursowały stąd bowiem regularne dyliżanse do Londynu. Przy dobrej pogodzie i z silnymi rumakami można było dojechać do stolicy w zaledwie… dwa dni. Na jednej z najstarszych ulic, Spilman Street, było aż 11 zajazdów i tawern, a hotel Spilman istnieje do dziś. Nazwa pochodzi od nazwiska bogatego mieszczanina, do którego należało wiele domów w mieście. Miasto stało się centrum sądownictwa dla południowo-zachodniej Walii, co wpłynęło na jego rozwój. Wkrótce słynny architekt, John Nash, który mieszkał w Carmarthen, zaprojektował nowoczesne więzienie (1792 r.). Na placu przed budynkiem odbywały się publiczne egzekucje oglądane przez setki gapiów. W tym okresie zaczął rozwijać się przemysł drukarski. Dzięki temu powstawało mnóstwo religijnych broszur propagujących coraz liczniejsze, nowe wyznania protestanckie. Można powiedzieć, że miasto kwitło religijnie i zamiast ortodoksji panowała swoboda interpretacji myśli biblijnych. Kaplice powstawały jak grzyby po deszczu, a większość z nich funkcjonuje do dziś. Przy ulicach centrum znajdziemy kilka kaplic nonkonformistów, baptystów, kongregacjonalistów, niezależnych, kalwinistów i metodystów. Prawdziwy religijny zawrót głowy i aż dziw bierze, że wszystkie te odłamy funkcjonowały i funkcjonują w zgodzie na takim małym terytorium. Oczywiście nie brakuje parafialnego kościoła anglikańskiego, którym jest 800-letni St. Peter z kamienną wieżą, górującą nad miastem. W miejscu, na którym stoi, istniał kiedyś kościół normański, a jeszcze wcześniej odbywały się celtyckie obrzędy. Być może wkrótce zostanie ponownie otwarty dla zwiedzających, gdyż w środku znajdziemy mnóstwo ciekawych pomników. Na pewno warto wiedzieć, że jest tam grobowiec wnuczki króla Jerzego III, Charotty Dalton (zm. w 1832 r.). Otóż, gdy król był jeszcze księciem Walii, poślubił on w sekrecie pannę Hannah Lightfoot, córkę kupca tekstylnego z Londynu. Mieli razem troje dzieci, ale już po dwóch latach tego małżeństwa Jerzy III pojął kolejną małżonkę, nie troszcząc się o rozwód z poprzednią. Był więc, zapewne nie jedynym, królewskim bigamistą. Jedna z córek jego i Hannah poślubiła Jamesa Dalton z Carmarthon i z tego związku pochodzi królewska wnuczka pochowana w kościele St. Peter.
Arcydruid i welodrom
W kaplicy kongregacjonalistów (Congregational or Independent Chapel) przy ulicy Lammas w latach 1910-1947 pastorem był poeta i dziennikarz wielebny Dyfnalt Owen. W 1954 roku został wybrany na arcydruida (Archdruid) Walii. Obecnie unowocześnione obrzędy odbywają się w parku. Ubrany na biało arcydruid stoi w centrum i prowadzi ceremonie stowarzyszenia zwanego Gorsedd. To organizacja zrzeszająca nowoczesnych bardów, poetów, literatów związanych walijskim językiem. Spotkania są wyznaczane w różnych miejscach i w różnych odstępach czasu. Ostatnie w Carmarthen odbyło się w roku 2013. Ale nie tylko druidzi korzystają z parku w tym mieście. Znajduje się tam bowiem najstarszy betonowy… welodrom, czyli kolisty tor do jazdy na rowerze, ze ścianami pod skośnym kątem. Była to kontrowersyjna inwestycja miejska z 1900 roku. Okazała się ona wbrew pozorom trafna, bowiem wkrótce w Carmarthen pojawili się nie tylko cykliści-entuzjaści, ale także światowe sławy tego sportu. Wyścigi rowerowe podniosły prestiż miasta i przyciągały znaczną liczbę turystów. Żeby jeszcze bardziej ożywić ruch, w roku 1911 reaktywowano festiwal Eisteddfod. Dwanaście tysięcy osób uczestniczyło w zmaganiach walijskich bardów i poetów, a także chórów w specjalnie zbudowanym na terenie parku pawilonie. Dzięki temu tradycja ta znów ożyła i obecnie tego typu festiwale odbywają się co roku w różnych miastach Walii. Ostatni odbył się w stolicy tego kraju Cardiff, a zmagania 6000 uczestników oglądało około 150 tysięcy widzów! W roku 2020 jak wiele imprez festiwal przeniósł się do przestrzeni wirtualnej. Obecnie przyciąga nie tylko osoby, które znają język walijski, ale także dzięki tłumaczeniom, wielu innych fanów. Walia w ostatnich latach odzyskuje swoją tożsamość i szczególnie po brexicie coraz bardziej niechętnie odnosi się do kolonizacyjnej idei Zjednoczonego Królestwa. W Carmarthen język walijski słyszy się na ulicach, a reaktywowana w tym mieście kultura uświadamia, że Walia to nie Anglia, nawet po wiekach restrykcji i zapomnienia mieszkańcy tego regionu pamiętają i kontynuują swoje tradycje.
Tekst i zdjęcia: Anna Sanders