16 maja 2021, 09:00
Każda z nas może po trosze obalać patriarchat
Każda z nas może po trosze obalać patriarchat, jeśli każdego dnia raz zwróci uwagę na jedną rzecz. Każda z nas może się do tego przyczynić. Bo to nie jest tak, że jedna osoba to zrobi – przekonują aktywistki z feministyczno-artystycznego kolektywu FARSA – Feminists Artywists Society in Action w rozmowie z Magdaleną Grzymkowską. 

Jak to się stało, że powstała FARSA?

Agnieszka Gągoł: Jak większość aktywistek feministycznych ze Strajku Kobiet zaczynałyśmy od organizacji prodemokratycznych. Przełom nastąpił po zawołaniu Marty Lempart na demonstracji we Wrocławiu, która powiedziała, że musimy zorganizować protest kobiet, wyjść na ulice w dniu roboczym, żeby ten protest został zauważony. Bo inaczej nikt nie będzie nas widział. 3 października 2016 roku odbył się był pierwszy i największy wówczas protest pod ambasadą, jaki miał wtedy miejsce (aż do protestu po 22 października zeszłego roku). Uczestniczyło w nim od 700 do 1000 osób. Pokłosiem tego strajku w 2016 roku był Międzynarodowy Strajk Kobiet, International Women’s Strike 7 marca 2017 roku. I ten protest my już świętowałyśmy jako FARSA. 

Izabela Sowula: Największym sukcesem FARS-y jest atmosfera siostrzeństwa, jaką udało nam się stworzyć. Jesteśmy dla siebie nawzajem wsparciem i pomocą nie tylko w działalności, w aktywizmie, ale też prywatnie. Ja jestem najstarsza, ale wiek nie gra roli. Każda z nas przechodzi przez podobne problemy i chociaż między mną a Magdą jest różnica prawie pokolenia, absolutnie tego nie czuję. 

A dlaczego FARSA? 

Sylwia Grzybek: Długo szukałyśmy właściwej nazwy dla naszej grupy. Słowo FARSA to początkowo komentarz do polskiej rzeczywistości. Polityczne wypowiedzi skłaniały nas do reakcji pełnej ironii i sarkazmu, miałyśmy jedynie ochotę odpowiadać na zdarzenia z perspektywy feministycznej. Nie wiedziałyśmy wówczas, że absurdy padające z ust polityków zamienią się w koszmar. Ostatecznie utworzyłyśmy nazwę oddającą charakter naszego działania – Feminists Artywists Society in Action, a FARSA stała się jej akronimem. Jesteśmy feministkami i artystkami działającymi aktywnie poprzez sztukę i aktywizm. Dziś mówimy o sobie skrótowo Femartywistki. Naszą pierwszą akcją, która zdefiniowała nas stuprocentowo, był performance w przestrzeni stacji King Cross St. Pancras w Londynie. Był to flash-mob feministyczny, w skrócie fem-flash. Działanie takie polega na wchodzeniu w przestrzeń miejską na kilka minut i w określony wcześniej sposób rozbijamy uliczny, miejski porządek. Naszym głównym celem jest skierowanie uwagi na ważny społecznie problem kobiet w Polsce i w innych częściach świata. Fem-flash jest akcją solidarnościową, symboliczną, upominającą się o wciąż niepełne lub łamane prawa kobiet.

Ty, Magdo, oprócz tego, że działasz w FARS-ie to jeszcze pracujesz dla Feminist Library w Londynie.

Magda Oljejor: Tak, od mniej więcej od pięciu lat. Biblioteka jest takim miejscem, gdzie oczywiście są książki i magazyny o tematyce feministycznej, ale przede wszystkim jest miejscem, które skupia różnego rodzaju feminizmy. Ze względu na pandemię biblioteka do niedawna pozostawała zamknięta niestety. W zeszłym roku założyłyśmy polski klub książki, o którego powstaniu myślałam dłuższy czas. W marcu przed pierwszym lockdownem udało nam się zorganizować jedno spotkanie w bibliotece, naszym gościem wtedy była Agata Sikora, autorka książki „Wolność, równość, przemoc”. Później już wszystkie były online. Ale ma to swoje plusy, bo dzięki temu łączymy się z aktywistkami z różnych krajów. Miałyśmy jedno spotkanie po angielsku, na które zaprosiłyśmy Klementynę Suchanow, żeby opowiedziała o swojej książce „To jest wojna”. Miałyśmy też mniejsze dyskusje, w mniejszym gronie. Na przykład rewelacyjną debatę o przemocy, która nie jest miłym tematem, ale każda z nas tego doświadczyła, jeśli nie osobiście to pośrednio. Bo każda kobieta ma jakąś znajomą, siostrę, kuzynkę, która przeżyła coś takiego. Zajmujemy się też prawami reprodukcyjnymi kobiet, prawami osób LGBTQ+, miałyśmy fajną dyskusję w naszym klubie książki o rasizmie. Jest taki słynny cytat, który mówi, że wszystkie opresje są ze sobą połączone. I nawet najmniejsze codzienne rzeczy, które wydają nam się naszym problemem – może rzeczywiście jestem za gruba, może powinnam się trochę bardziej pomalować, albo trochę krótszą spódniczkę założyć, albo trochę dłuższą – to wynikają właśnie z tej opresji. 

Długość spódnicy to efekt opresji?

Sylwia Grzybek: Tak jak powiedziała Magda: my żyjemy w pewnym systemie opresji. Zacznijmy od opresji języka, na który to właśnie jako FARSA bardzo zwracamy uwagę. Poprzez język, kiedy stosujemy jakieś żarty, w których ukryty jest seksizm, godzimy się na pewne sytuacje – przymykamy oko jako społeczeństwo. Kolejną fazą jest już przemoc słowna. Potem jest już odbieranie godności, a na końcu przemoc fizyczna. To piramida opresji. Z kolei ubiór to jest osobny konstrukt. Funkcjonujemy w społeczeństwie, a ubiór stanowi o naszej tożsamości. Ubiorem potrafimy podkreślić nasz status materialny, a często po prostu kontekst kulturowy czy kontekst sytuacyjny. Tymczasem kobiety mają cały czas z tyłu głowy, że będą oceniane – przez mężczyzn, przez inne kobiety, przez media. I to zwykle negatywnie. Decyzja o ubiorze, o ważnej formie ekspresji, jaką dysponujemy, nie jest w zupełności wolna. Jeżeli założymy za krótką spódnicę, jesteśmy zbyt rozwiązłe. Jeżeli założymy za długą, jesteśmy zbyt powściągliwe. My jako FARSA zwracamy na to uwagę, że musimy odwrócić tę sytuację. Kobieta ma prawo ubierać się tak jak chce, tylko świat, w którym żyje, jest dla niej nieprzyjazny. Temu światu powinniśmy zadać to pytanie: Dlaczego ta kobieta boi się? Dlaczego się wstydzi lub ma kompleksy? Z czego to wynika? Prawdziwym wzywaniem jest, aby to ocenianie po prostu odrzucić od siebie, nie przyjmować do wiadomości, że ktoś mnie ocenia. To jest system patriarchalny, który nas nauczył konkurować między sobą. Tkwimy w tym systemie i bardzo trudno jest się tego nauczyć. Zachęcamy do metody małych kroków, aby powoli eliminować pewne sformułowania, zachowania. Zwracać uwagę przyjaciółce, która mówi: „Dobrze wyglądasz, chyba schudłaś”. Bo to nie jest ostatecznie komplement, ponieważ w tym „komplemencie” zawiera się ocena: lepiej wyglądasz, bo schudłaś. To znaczy, że człowiek generalnie lepiej wygląda szczupły. My nie zauważamy na co dzień tych pułapek, w których tkwimy. Trzeba być czujnym na każdym kroku i starać się. My, nie tylko jako kobiety, ale jako ludzie, powinniśmy zwracać uwagę na inne istotne rzeczy, a nie na to jak wyglądamy.

Na przykład na to, że kobiety zarabiają mniej niż mężczyźni.

Izabela Sowula: W Wielkiej Brytanii różnica wynosi 15 procent, ale to jest średnia począwszy od sprzątaczek, a skończywszy na dyrektorach. Ile kobiet jest dyrektorami banków czy ogromnych korporacji? Tego uśrednione statystyki nie uwzględniają. Ostatnio czytałam dane, że w bankowości ta różnica między zarobkami kobiet i mężczyzn to dwie trzecie. Następna ciekawa statystyka: młode kobiety do 30 r.ż. zarabiają lepiej niż mężczyźni, ale około 30 r.ż. wiele z nich decyduje się na macierzyństwo, odchodzą z pracy, po czym wracają – jeśli mają szczęście – na to samo stanowisko, ale mają krótsze godziny pracy, więc automatycznie ich wynagrodzenie spada. Następna statystyka: w Stanach Zjednoczonych jest więcej CEO (pol. dyrektorów zarządzających – przyp. red.) o imieniu Dave niż kobiet: Dave – 4,6%, a kobiet – 4,3%. Dave! Tylko jedno imię! Mądra ekonomia patrzyłaby na to, że trzeba wykorzystywać wszystkie zasoby, możliwości. I kobiety, i mężczyźni mają je na pewno w tym samym stopniu. 

Dlatego patriarchat to nie jest to dobry system dla kobiet. A co z mężczyznami?

Sylwia Grzybek: Patriarchat nie jest dobry dla nikogo. Tylko mężczyźni noszą na swoich barkach innego rodzaju ciężar. Świat jest skonstruowany pod nich, więc ostatecznie głównymi ofiarami są kobiety. Natomiast to nie oznacza, że mężczyzna, który musi sprostać pewnemu wizerunkowi i statusowi, jaki od niego społeczeństwo oczekuje, na tym nie cierpi. Patriarchat to system, w którym nikomu ostatecznie nie jest dobrze. Te pytania, które sobie zadajemy, zaczynając od tego najniższego poziomu, od takich zwykłych codziennych rozmów czy zdarzeń, są bardzo ważne. Na przykład: czy nie reprodukuję pewnego stereotypu, mówiąc swojej przyjaciółce: „Jak ja wyglądam! Dzisiaj nikomu się nie pokażę!” Albo kierując taki komentarz do innej kobiety. Musimy pamiętać o siostrzeństwie, czyli: nie powiem ci nic niemiłego, bo sama bym nie chciała od ciebie tego usłyszeć. Nie będę konkurować z tobą, bo nie chciałabym, żebyś ty konkurowała ze mną. Bo my właściwie tylko tracimy energię na te rzeczy. Porozmawiajmy o czymś konstruktywnym, o czymś, co wniesie w nasze życie coś pozytywnego albo mądrego. Może porozmawiajmy o tym…

…jak obalić patriarchat?

Sylwia Grzybek: Chociażby! W naszym manifeście to jest jedno z wyzwań, które sobie zapisałyśmy. Każda z nas może po trosze obalać patriarchat, jeśli każdego dnia raz zwróci uwagę na jedną rzecz. Każda z nas może się do tego przyczynić. Bo to nie jest tak, że jedna osoba, jedna liderka to zrobi. To każda z nas musi się przyłożyć do tego przedsięwzięcia. Od nas wszystko zależy. Jeżeli widzimy, że ktoś jest w bardzo przemocowym związku, spróbujmy tej osobie pomóc. Mam koleżankę, która nawet nie była świadoma tego, że jeżeli jej partner bez przerwy deprecjonuje to, co ona robi i mówi, to jest forma przemocy. 

W czasie pandemii problem przemocy w rodzinie nasilił się.

Izabela Sowula: W ostatnim roku wzrosła zarówno liczba zgłoszeń, jak i przypadków śmiertelnych. Powodem tego jest pewnie zmiana warunków życia. Jak nas zamknięto w domach, to przemoc rośnie. Niektórzy żyją w trudnych warunkach, nie każdy ma osobny pokój dla siebie, nie ma, gdzie uciec. Niektórzy są na furlough, w domu siedzą cały czas. To jest jak z butelką coca-coli – potrząsasz, potrząsasz, nie wiesz, kiedy wybuchnie. Kiedy ludziom wentyl puści. Bardzo często kobiety, które są w związkach przemocowych czują, że nie mogą wyjść z tego kręgu zależności emocjonalnej. To jest psychiczne uzależnienie, do którego trzeba mieć pomoc kogoś z zewnątrz, kto wyciągnie rękę, pokaże do kogo pójść. 

Agnieszka Gągoł: To trudny temat, ale działają organizacje, które są w stanie pomóc, są także helplines, w przypadku Wielkiej Brytanii to jest numer 0808 2000 247.

FARSA była jednym z organizatorów słynnego protestu pod ambasadą 22 października 2020 r.

Agnieszka Gągoł: Razem z nami protest organizowały Dziewuchy Londyn, organizacja A Million, londyńskie Razem, organizacje antyfaszystowskie i prokobiece. Zbiegło sie to w czasie z zaostrzeniem ograniczeń covidowych. Nie miałyśmy prawa zorganizować tego zgromadzenia, więc musiałyśmy to zgromadzenie oficjalnie odwołać. Jednak ludzie i tak przyszli. W czasie protestów pod ambasadą zawsze było pięć, dziesięć może dwadzieścia osób, a jak przyszłam to już tam było około pięciuset. W pewnym momencie policja musiała zamknąć ulice. Tak jak wspominałam na pierwszy i największy protest kobiecy to było około tysiąca osób. Na ten protest przyszło około pięć tysięcy osób! Nie wiemy, ile dokładnie, bo nie byłyśmy w stanie policzyć. Jedyne, co mogłyśmy zrobić, to przedzierać się przez ten tłum i przypominać o maseczkach. Chyba tylko dwie osoby nie miały maseczek. Ludzie byli tak zdyscyplinowani, jak tylko może być zdyscyplinowany tłum bardzo świadomych obywateli. To było coś niesamowitego. Późniejszy protest na Piccadilly Circus, był dużo lepiej technicznie przygotowany, bo dostałyśmy nagłośnienie i wsparcie m.in. od organizacji. oP tych protestach, które odbiły się szerokim echem w Polsce zaczęłyśmy dostawać setki wiadomości dziennie. A pamiętajmy, że my wszystkie pracujemy zawodowo. Praca w FARS-ie to jest nasze hobby aktywistyczne, ale też obowiązek.

Niektórym nie podobają się wulgaryzmy na protestach.

Izabela Sowula: Ten język się zmienia, dlatego że kobiety postanowiły przestać być miłe. Co nie znaczy, że są chamskie. Brakuje możliwości porozumienia pięknym poetyckim językiem. No to co? Przestaniesz mówić, rozmawiać? Pojawiają się przekleństwa. Dla mnie to też był szok, jak zobaczyłam po raz pierwszy wulgarne transparenty. „O matko! Coś się dzieje”, pomyślałam. Ale otworzyło to też możliwość wypowiedzenia się także młodym ludziom, którzy przestali się bawić i cackać. Słuchałam bardzo ciekawego sympozjum, na początku listopada tuż po październikowych protestach, gdzie psychologowie i socjologowie zastanawiali się, co się zmieniło. I śmiesznie albo tragicznie doszli do wniosku, że najprawdopodobniej to, że był lockdown. Że ludzie siedzieli w domach, że byli znudzeni, że więcej osób wchodziło w tym czasie na różnego rodzaju fora dyskusyjne, że mieli więcej czasu i… ta frustracja narosła do takiego punktu, że na ulice wyszli nastolatkowie i ludzie, którzy wcześniej nawet nie pomyśleli o tym, żeby wyjść i głośno powiedzieć to, co czują. 

A co z kobietami, które są przeciwne aborcji? Czy FARSA wspiera prawa także tych kobiet?

Agnieszka Gągoł: Na to pytanie jest świetna i bardzo prosta odpowiedź: nie chcesz aborcji? To jej sobie nie rób. „Wybór, nie przymus” odnosi się do wszystkich kwestii aborcji: kwestii aborcji na żądanie, kwestii braku aborcji, kwestii aborcji z przymusu – bo takie przymusy są wywierane przez partnerów kobiet. Nie ma czegoś takiego jak obowiązek aborcji. Jest prawo do aborcji i to prawo zostało Polkom odebrane. Nie zapominajmy – aborcja jest to zabieg medyczny, to nie jest rytuał religijny. Jeżeli ktoś ma religijne przekonania, które mu tego zabraniają, to pamiętajmy, że w Polsce średnio co trzecia kobieta miała aborcję, a mamy 86% katolików. To kto dokonuje aborcji? Chciałam w tym miejscu zaznaczyć jedną ważną rzecz. Nam się wydaje, że nie trzeba dokonywać „zabójstwa” nienarodzonego dziecka, bo przecież można urodzić, nawet jeśli dziecko jest chore. To ja wam powiem, jak wygląda opieka hospicyjna w Polsce, bo pisałam na ten temat pracę magisterką i robiłam projekt hospicjum dziecięcego imienia Małego Księcia w Lublinie. W Polsce w 2008 roku działało dziesięć hospicjów z opieką dziecięcą. Dziesięć! Na 38 milionów obywateli! Hospicjum im. Małego Księcia na milionowy region Lubelszczyzny miało dwadzieścia cztery łóżka. Dwadzieścia cztery! Jeżeli statystyki z 2020 roku pokazują, że aborcji ze względów patoembriologicznych w Polsce legalnie dokonano tysiąc –  nie mówiąc o 150 tysiącach prawdopodobnie nielegalnych aborcji – to gdzie miałyby trafić te głęboko upośledzone dzieci, do których rodzenia zmusza się kobiety? Pamiętajmy, że zmuszanie osoby do kontynuowania ciąży albo do wychowywania dziecka upośledzonego jest kolejną z form opresji.

Jak zostać feministką lub feministą? Od czego zacząć?

Izabela Sowula: Zachęcam do samoedukacji, czytania, słuchania i pytania. 

Agnieszka Gągoł: Jeżeli chodzi o feministyczne pisarki szczególnie godne polecenia są: Agnieszka Graff, Agata Sikora, Kazimiera Szczuka, Klementyna Suchanow, Marta Abramowicz, Justyna Kopińska i Anna Kowalczyk. Jeżeli chodzi o literaturę pokazującą, jak się to wszystko zmienia i jaki postęp jest powolny, wystarczy sięgnąć po feministyczną literaturę sprzed stu lat. Na przykład Virginia Woolf, jest bardzo aktualna dla wielu kobiet. Też jest jeden pozytywny komentarz na trudne czasy o aktywizmie: „Nadzieja w mroku” Rebeki Solnit.

Izabela Sowula: Do tej listy dodam jeszcze „Invisible Women” Caroline Criado Perez, „Feminist International” Verónica Gago, książka i film „Kobiety Solidarności”. Dobrze jest się spotykać z innymi feministkami, bo można się wtedy zapytać: A co to tak naprawdę znaczy według ciebie? Można też napisać do nas, chętnie pomożemy i doradzimy.

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_