04 czerwca 2021, 07:02
Moja misja: Zabijam wirusy w laboratorium
Jestem jedyną osobą, która w całym procesie badawczym ma do czynienia z aktywnym wirusem. Tu nie ma miejsca na żaden błąd. To wymaga dużej dyscypliny. Teraz już się tym tak nie stresuję, ale początki były naprawdę ciężkie – opowiada Gabriela Milewska, naukowczyni biomedyczna, pracująca w laboratorium Queen Elizabeth University Hospital w Glasgow nad testami PCR w rozmowie z Magdaleną Grzymkowską.

Test PCR (polymerase chain reaction) to metoda, który została wynaleziona 1983 roku, za co Kary Mullis otrzymał Nagrodę Nobla.

Jest to metoda, dzięki której możemy zobaczyć wyizolowany materiał genetyczny, RNA lub DNA, który nas interesuje. Testy PCR mają bardzo szeroki wachlarz zastosowań, od medycyny, przez sądownictwo (w procesie ustalania ojcostwa), po kryminologię.

– Wydaje mi się, że jestem osobą odporną psychicznie. Bardzo szybko adaptuję się do sytuacji. Ale wiem, że niektórzy ciężko znieśli pandemię i kolejne lockdowny. Słyszałam o depresji spowodowanej obecną sytuacją. Natomiast we mnie to zaszczepiło poczucie misji – podkreśla Gabriela.

Nie ma miejsca na pomyłkę

Gabriela zaczyna pracę o godz. 3.00 w nocy. Przed wejściem do laboratorium przez 40 minut trwa mycie i dezynfekcja całego ciała. Następnie Gabriela przez 10 godzin pracuje nad badaniem testów PCR, które spływają do laboratorium w Glasgow z całego kraju.

– To trochę przypomina taśmę produkcyjną. W czasie ostatniej fali zachorowań przez codziennie przez moje ręce przewijało się 3,5 tysiąca probówek – uśmiecha się.

Zestaw testowy jest zawsze najpierw skanowany pod kątem danych osobowych, które są wprowadzane do systemu za pomocą kody kreskowego. A następnie probówka trafia do Gabrieli. 

– Pracuję w kabinie bezpieczeństwa biologicznego typu drugiego. Moja pozycja jest na tyle niebezpieczna, że jestem pierwszą osobą w laboratorium, która otwiera tę próbówkę z pobranym wymazem. To w tym momencie istnieje największe ryzyko zarażenia i ja jestem na nie wystawiona. Oczywiście na każdej pozycji pracy w laboratorium trzeba bardzo restrykcyjnie przestrzegać przepisów bezpieczeństwa, ale na mojej szczególnie, ponieważ, mówiąc kolokwialnie, ja tego wirusa zabijam – tłumaczy.

A odbywa się to następująco: Gabriela otwiera probówkę, przenosi materiał z probówki na tzw. matrycę z buforem, czyli specjalnym żelem, gdzie wirus, który może znajdować się w pobranym materiale, ginie. Na jednej takiej matrycy mieści się 96 próbek wymazów, kontrolna próba dodatnia, kontrolna próba ujemna oraz woda, która ma za zadanie poinformować badaczy, czy test przebiegł poprawnie – na koniec procesu musi być ona nieskazitelnie czysta, jak na początku, w przeciwnym wypadku to oznacza, że cała matryca jest zanieczyszczona i wyniki testu nie są wiarygodne. 

W ciągu 15 minut w buforze na matrycy dochodzi do lizy komórek, czyli rozpadu RNA. Po tym czasie wirus jest już nieaktywny, matryca jest wyjmowana z maszyny bezpieczeństwa biologicznego i materiał jest poddawany dalszemu procesowi badawczemu. Materiał z wymazu podlega namnażaniu w wyniku zmian temperatury, podgrzewania i ochładzania naprzemiennie. Wykonywanych jest od 30 do 40 takich cykli do chwili, kiedy materiał się namnoży i osiągnie próg fluorescencyjny. – Wtedy możemy stwierdzić, czy w próbce znajduje się wirusowe RNA, służy do tego soda fluorescencyjna. Czyli mówiąc prościej: jeśli próbka zaświeci się na różowo, wówczas mamy wynik pozytywny – tłumaczy Gabriela.

Od momentu przyjęcia próbki do laboratorium do uzyskania wyniku mija około dwóch i pół godziny. Proces jest maksymalnie zautomatyzowany. Gabriela pracuje z materiałem dwoma metodami: albo manualnie z użyciem pipety multitunnel, albo z pomocą robota Hamilton. – Ciekawe jest to, że my w laboratorium nie mamy nawet mikroskopu! Za to mamy bardzo zaawansowane i nowoczesne urządzenia, dzięki którym pomyłki są praktycznie niemożliwe. Naszym zadaniem jest prawidłowe obsługiwanie tych urządzeń – podkreśla.

Przed każdym uruchomieniem sprzętu, każde urządzenie jest testowane, odbywa się tzw. próba zerowa. – Ryzyko błędu jest minimalne i jeśli takie błędy się zdarzają, to nie wynika to z samej metody PCR, tylko z niewłaściwej obróbki przedanalitycznej. Czyli na przykład z nieprawidłowego pobrania wymazu z nosogardzieli. Wówczas rzeczywiście wynik może wyjść negatywny, mimo że ktoś miał koronawirusa. Innym powodem nieprawidłowego wyniku testu może być to, że osoba wykonująca test nie trafi w okno czasowe. Najlepszy moment dla nas do wykonania testu jest to drugi, trzeci dzień po wystąpieniu objawów, czyli ósmy dzień od zarażenia. Wpływ może mieć także niewłaściwa temperatura lub zbyt późne wysłanie próbki do laboratorium – wymienia Gabriela.

Gdy robot odczytuje wyniki, zapisuje go w bazie danych, a oprogramowanie automatycznie wysyła email oraz wiadomość SMS do właściciela danej próbki. Ani Gabriela, ani żaden z pracowników laboratorium nie znają danych osobowych osób, których wymazy badają. – Ja także mam wyrywkowo robiony test co tydzień. Możliwe jest, że ja sama swój test wykonuję i nawet o tym nie wiem – uśmiecha się.

Po uzyskaniu wyniku pozytywnego z PCR materiał trafia do instytutu badawczego w Cambridge, który zajmuje się kontrolą mutacji. Każdy pozytywny wynik jest sprawdzany dwukrotnie. To dementuje plotki, które krążą w internecie, jakoby testy pokazywały wyniki fałszywie dodatnie.

– Gdyby wynik wyszedł u nas wynik dodatni nieprawdziwy, to w Cambridge na pewno by to odkryli. Jednak tak się nigdy nie zdarzyło. W ten sposób wiemy, czy wirus mutuje. I co więcej pierwszy przypadek mutacji w Szkocji pochodzi z naszego laboratorium – zauważa.

Światełko w tunelu

Gabriela nigdy nie miała pozytywnego testu na koronawirusa, jednak zdarzały się przypadki, że inni pracownicy laboratorium mieli.  – Jednak najprawdopodobniej zarazili się poza laboratorium, ponieważ u nas te procedury są tak restrykcyjne, że to jest wprost niemożliwe – podkreśla.

Szpital uniwersytecki w Glasgow to jedna z największych tego typu placówek w całej Wielkiej Brytanii. W jego skład wchodzi wiele budynków, a w jednym z nich mieści się wydział medycyny. W momencie gdy wybuchła pandemia i wszystkie zajęcia ze studentami zostały wstrzymane, trzypiętrowy budynek został przerobiony na laboratorium. Gabriela dołączyła do zespołu w czerwcu 2020 roku.

Jedna zmiana pracy w laboratorium trwa 10 godzin. W tym czasie Gabriela ma dwie przerwy. 

– Przed i po muszę dokładnie umyć całe ciało. W czasie pracy mam na sobie swój pracowniczy uniform, maskę, gogle, czepek, dwie pary rękawiczek, załokietniki. Na to wszystko zakładam jeszcze foliowy fartuch i spryskuję się cała alkoholem 70-procentowym. Obliczyłam, że każdego dnia zużywam na siebie dwa litry alkoholu. Nie czuć na mnie żadnych perfum! – śmieje się. 

Po każdych czterech dniach pracy, Gabriela ma cztery dni wolnego. – Praca jest wymagająca koncentracji, stresująca i obciążająca psychicznie. Nie wyobrażam sobie, żeby to mogło działać w inny sposób. Potrzebuję się tego odpoczynku – zauważa.

Przed pandemią Gabriela pracowała także w laboratorium, ale zajmowała się badaniami krwi. Jednak ze względu na jej kwalifikacje została oddelegowana na obecne stanowisko. Na początku dostała kontrakt do grudnia 2020 roku, potem został on przedłużony do marca, a obecnie zakłada się, że Gabriela z testami PCR będzie pracowała do końca tego roku. Testy PCR będą wykonywane nawet dłużej, ponieważ nawet jeśli pandemia się zakończy, to każdy pojedynczy przypadek charakteryzujący się objawami typowymi dla COVID-19, będzie musiał być zbadany pod tym kątem, aby kontrolować to, czy pandemia nie wraca.

– Tak naprawdę nikt nie wie, ile to jeszcze potrwa.  I może nie powinnam tego mówić, ponieważ wszyscy czekamy na to, aż ta pandemia się skończy i wszyscy wrócimy do swoich normalnych obowiązków, ale ja… nawet lubię swoją pracę! – mówi Gabriela. 

Widać już światełko w tunelu. W najgorszym momencie, w grudniu zeszłego roku do laboratorium spływało około 80 tysięcy testów na dobę, z czego około 10 tysięcy pozytywnych. Teraz przez laboratorum Gabrieli przechodzi 40 tys. testów dziennie i tylko 1-2% daje wynik pozytywny.

Medycyna jest najszlachetniejszą z nauk

Gabriela jest zaszczepiona. Była jedną z pierwszych osób, które zostały otrzymały szczepionkę i wierzy, że to jedyny sposób, aby na zawsze pożegnać się z pandemią. Z niepokojem, ale też z pewnym rozbawieniem czyta niektóre teorie spiskowe, które pojawiają się w mediach społecznościowych.

– Mam kolegę, który jest dentystą. Mieszka w Polsce i on też jest zaszczepiony. Może to jest żart nie na miejscu, ale on po pierwszej dawce powiedział: „No dobra, podali nam login, teraz czekamy, aż dostaniemy hasło” – śmieje się Gabriela.

NHS i oddziały Public Health zarówno w Szkocji, jak w i w Anglii biją na alarm: Polacy mieszkający w Wielkiej Brytanii w dużo mniejszym stopniu niż Brytyjczycy poddają się szczepieniu.

– Niestety też to obserwuję. Największy problem – przynajmniej wśród osób, które znam – jest w środowisku polskim. Pracuję w swoim laboratorium z ludźmi z całego świata. Z Chin, z Grecji, ze Stanów Zjednoczonych, z Australii, ze Słowacji, z Włoch… I jak ja im opowiadam o tym, jakie panują nastroje wśród Polaków, to niektórzy nie dowierzają, że ktoś w ogóle może mieć takie podejście – Gabriela rozkłada ręce.

W sposób metodyczny, jak przystało na naukowca rozprawia się z popularnymi mitami na temat szczepionek.

– Pojawiają się na przykład sensacyjne nagłówki: „Opublikowano skład szczepionki na koronawirusa!”  I co w związku z tym, że opublikowano? Skoro ludzie nie wyciągają z tego prawidłowych wniosków? Tak naprawdę adiuwanty w szczepionce na covid są bardzo zbliżone do szczepionek, które mieliśmy wcześniej. Niedawno nawet rozmawiałam z pewną osobą, która do mnie powiedziała: „Nie, ja się nie zaszczepię mRNA”. „Ale dlaczego?”. „Bo tam jest mRNA wirusa”. Dokładnie taka była odpowiedź na to pytanie. Więc wyjaśniłam, co to jest mRNA, że to jest matrycowe RNA, czyli informacyjne, które tylko przynosi informację do naszego organizmu, że ma wyprodukować białko S, które z kolei zmusza nasz organizm do tworzenia przeciwciał przeciwko covidowi. Następnie to białko S jest degradowane. mRNA w żaden sposób nie wpływa na ludzkie DNA –  tłumaczy Gabriela.

Innym częstym argumentem przeciwko szczepieniu jest to, że szczepionki wymyślono za szybko, nie zostały wystarczająco przebadane, a przez to nie są bezpieczne dla człowieka.

– Pamiętam, jak podczas pierwszego lockdownu wszyscy mówili: “Niech już wymyślą tę szczepionkę, żebyśmy się wszyscy zaszczepili i wszystko wróciło do normy”. A  teraz: “Szczepionka pojawiła się za szybko, nie będę się szczepić”. To nic, że tak naprawdę świat immunologii ostatniego roku stanął w miejscu i nic innego się nie liczyło, tylko praca nad szczepionką na covid. Tymczasem pierwsze badania nad szczepionką zostały przeprowadzone 20 lat temu. Nie nad koronawirusem, ale generalnie nad wykorzystaniem mRNA do stworzenia szczepionki. Dzięki temu tak szybko mogliśmy stworzyć obecna szczepionkę –  przypomina Gabriela.

Na początku Gabriela miała w sobie poczucie misji, aby obnażać te szczepionkowe kłamstwa. Komentowała na grupie na Facebooku Polacy w Glasgow, jednak czasami to mijało się z celem.

– Zdarzało się, że ludzie mnie atakowali, pisali, że jestem oszustką. Sami zaś popadali w śmiesznośc i hipokryzję. Pewna pani napisała: „Kiedy ta pandemia się w końcu skończy? Ja już mam tego dosyć. Chcę już normalnego świata”. A pod spodem ta sama pani pisze komentarz: „Ja nie noszę maseczki, nie dam sobie założyć kagańca!” Z takim podejściem długo nie wrócimy do normalnego świata. Albo chcemy powrotu do normalności, albo nie chcemy nosić maseczek i się szczepić. To się ze sobą nie łączy – opowiada.

Zdarzały się jednak pozytywne reakcje, na tę straceńczą misję Gabrieli obalania szczepionkowych mitów.

– Przyznam szczerze, że udało mi się kilka osób przekonać i uzmysłowić im, dlaczego warto się zaszczepić. Ale tak naprawdę nie wiem, skąd się bierze taka niechęć. Jeszcze jestem w stanie zrozumieć takie jednostki, takie społeczności, jak witarianie albo ludzi, którzy się nigdy na nic nie szczepili. Oni się żywią tym, co spadnie z drzewa, nie używają leków. Nie mówię, że ja ich popieram, ale jestem w stanie zrozumieć. Ale osoby, które się całe życie szczepiły na wszystko, a teraz nagle nie chcą, dla nich nie ma we mnie zrozumienia. Zwłaszcze jeśli do tego wszystkiego trują się, paląc papierosy lub pijąc alkohol – zaznacza.

W Gabrieli nie ma jednak goryczy czy cynizmu. I wszystkim, bez wyjątku, życzy zdrowia.

– Dbajcie o siebie i traktujcie ten temat poważnie, bo tylko to tak naprawdę może doprowadzić nas do powrotu do normalności. Szczepcie się, bo naprawdę warto się szczepić. Nie ma się czego bać. Trochę więcej zaufania do naukowców i medyków, a wszystko będzie dobrze. Medycyna jest najszlachetniejszą z nauk – apeluje Gabriela.

Rozmawiała: Magdalena Grzymkowska

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_