20 sierpnia 2021, 10:37
77. rocznica Powstania Warszawskiego: Pamiętamy!

1 sierpnia – ten dzień od zawsze znajduje się w mojej pamięci i wywołuje emocje. Od rana myślę o mojej śp. mamie Wandzie Gutowskiej-Lesisz, żołnierzu Armii Krajowej i jej ostatniej wizycie w kraju w czasie obchodów 70. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego w 2014 r.

Od lewej Stefan Lange, Małgorzata Rozmysłowicz, Barbara Lesisz-Dembińska, Edward Wilczyński i Marek Lange

Od 24 lat mieszkam z rodziną w kraju, w miejscu gdzie powstanie się zaczęło. Planuję dziś zobaczyć się ze znajomymi zarówno z rodzimego Manchesteru, jak i z Warszawy, aby wspólnie oddać hołd wszystkim tym, którzy polegli za Polskę, a także tym, którzy przetrwali i po wyzwoleniu byli narażeni na prześladowania.

Spotykamy się przed Grobem Nieznanego Żołnierza, co wprowadza nas w podniosły nastrój. Marek Lange wraz z synem Stefanem [dziadek był żołnierzem AK] oraz Edward Wilczyński, Prezes SPPW Manchester [którego rodzice zostali wywiezieni na roboty przymusowe do III Rzeszy a teść był żołnierzem 2. Korpusu Polskiego] – przyjechali tu z Wielkiej Brytanii, aby wziąć udział w uroczystościach rocznicowych. Jest też moja koleżanka Małgosia Rozmysłowicz z Mokotowa. Idziemy pod Pomnik Powstania Warszawskiego[1], gdzie powoli zbierają się ludzie w oczekiwaniu na godzinę 17.00, która w 1944 r. oznaczała rozpoczęcie walki. Wśród zgromadzonych widzę kilku Powstańców. Niektórzy są umundurowani, inni z opaskami, na których widnieją litery – AK[2]. Trzymają znicze z powagą na twarzy. Ze smutkiem stwierdzam, że byłych żołnierzy AK jest coraz mniej. Dla nich to szczególnie znacząca chwila. Co w tym momencie przeżywają? W duchu dziękuję im i tym wszystkim, którzy walczyli wraz z nimi na warszawskich barykadach… Czuję narastające napięcie i kołatanie serca. Uroczystość zaczyna się…

Godzina W – Warszawa zamiera, zatrzymują się samochody, autobusy. Wyją syreny. Odczuwam ogromne wzruszenie. Stoimy na baczność, niektórzy ze łzami w oczach. Po chwili ciszy śpiewamy hymn narodowy. Wokół mnóstwo ludzi w koszulkach upamiętniających powstanie, dzieci z flagami narodowymi. Na końcu Powstańcy składają znicze. Bez przemówień a tak wymownie!

 

***

Siadamy w Kawiarni Batida na ul. Królewskiej i, obserwując wracających z obchodów przechodniów, rozmawiamy o naszych bliskich, którzy brali udział w tych wydarzeniach.

 

Marek Lange:

Stanisław Kopeć Stalag_XVIIIC [317]) Markt Pongau, Austria.

Mój dziadek a pradziadek syna Stefana, Stanisław Kopeć, pseud. Wiarus, przydział w konspiracji III baon „Narew”, 7. pp. im. gen. Kazimierza Sosnkowskiego „Madagaskar” w Warszawie. Przydział w powstaniu: Kwatera Radiowa, Oddział VI Komendy Głównej AK. Urodził się 16 kwietnia 1907 r. w Lipawie [obecnie Łotwa]. Jako młody chłopiec wstąpił do Związku Harcerstwa Polskiego [19. W.D.H. Wola Warszawa]. Później, podczas studiów w szkole handlowej należał do różnych młodzieżowych organizacji, które wychowały najbardziej patriotyczną młodzież jego pokolenia. 17 października 1935 r. ożenił się z Janiną Wiącek. Po klęsce wrześniowej w 1939 r. wstąpił do Związku Walki Zbrojnej, przemianowanego rozkazem Naczelnego Wodza gen. broni Władysława Sikorskiego z 14 lutego 1942 r. na Armię Krajową. W banku, w którym pracował jako księgowy S. Kopeć założył konspiracyjną komórkę, z której żołnierze AK wielokrotnie wychodzili do akcji przeciwko Niemcom. Od 1942 r. do powstania był instruktorem bezpieczeństwa prac konspiracyjnych zastępcą szefa baonu i kronikarzem. Wiele razy poszukiwało go Gestapo. Znikał co pewien czas z Warszawy, ukrywał się…

Fotografia z Powstania Warszawskiego. Śródmieście Północne. Grupa powstańców przed wejściem do budynku Komunalnej Kasy Oszczędności, mieszczącej się w gmachu dawnej Kasy Pożyczkowej Przemysłowców Warszawskich przy ul. Złotej 1, róg Zgoda 7. W czasie Powstania swoją siedzibę miała tu Kwatera radiowa, którą kierował kpt. Jerzy Merson „Wiktor”. Stanisław Kopeć drugi od prawej.

Z uporem i determinacją walczył na barykadach Warszawy od pierwszego dnia powstania. Rozkazem szefa oddziału VI Sztabu KG AK ppłk. Jana Rzepeckiego, pseud. Wolskiego z 12 września 1944 r. został awansowany do stopnia plutonowego. Po kapitulacji, jako jeniec wojenny, wywieziony do Austrii/Trzecia Rzesza [Stalag 317 Markt Pongau]. Po zakończeniu wojny przedostał się do Włoch do 2. Korpusu i dalej do Wielkiej Brytanii, gdzie był kwatermistrzem w Obozie Delamere.

W 1949 r. naczelne władze Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w Londynie powołały go na stanowisko kierownika Domu Kombatanta; przez 19 lat pełnił tę funkcję. Znalazło tam siedzibę wiele polskich organizacji. Odbywały się m.in. zebrania i imprezy związane z ich funkcjonowaniem i społeczną działalnością. Jego pasją było Koło AK Manchester, którego był prezesem. Zmarł przedwcześnie 29 września 1968 r.

„Pamiętam mojego Dziadzia bardzo dobrze, miałem tylko pięć lat jak odszedł. „Grałem” na jego maszynie do pisania w biurze w Domu Kombatanta. Pamiętam też, jak namawiałem mojego tatę, żeby tam ze mną jeździł, bym mógł postrzelać wodą z mojego pistoletu na wodę, kiedy był Śmigus Dyngus. Niestety, będąc tak młodym, nie wiedziałem o takich sprawach jak powstanie. Moja Mama, córka Dziadka, miała zaledwie siedem lat, kiedy powstanie wybuchło. Wielokrotnie wspominała, że przez kilka lat prawie nie widywała swojego ojca. Wpadał do domu na godzinkę tylko przy specjalnych okazjach, np. na urodziny Mamy. Zobaczyła go dopiero w 1957 r., gdy przyjechała do Wielkiej Brytanii. I oczywiście pozwolono jej zostać.

Dziadzio jest moim bohaterem [tak jak wielu innych, których rodziny walczyły w czasie wojny]. Jestem bardzo dumny z tego, że jestem jego wnukiem. Dwa lata temu po raz pierwszy miałem okazję być na uroczystościach upamiętniających 1 sierpnia 1944 r. w Warszawie. Obiecałem sobie, że będę przyjeżdżał tak często, jak to możliwe. Stefan też jest bardzo dumny i był bardzo poruszony wydarzeniami z ostatniego weekendu.

Odkrywanie powstańczych losów Dziadka przez ostatnie 20 lat było niesłychanie interesujące i inspirujące.

Na chwilę zapadło milczenie. Zamówiliśmy kolejną kawę.

 

Małgosia Rozmysłowicz:

Benedykt Rozmysłowicz

Mój tata, Benedykt Rozmysłowicz, urodził się 10 kwietnia 1926 r. [według dokumentów, choć zawsze uważaliśmy datę 21 marca 1926 r. za dzień jego urodzin] w miejscowości Sajenek koło Augustowa, zmarł 2 września 2016 r. w Warszawie. Miał 13 lat, gdy wybuchła wojna. Często wspominał dzień 1 września 1939 r., kiedy to mieszkańcy znaleźli wrak zestrzelonego samolotu z niemieckimi oznaczeniami. Wtedy zdali sobie sprawę, że Niemcy napadli na Polskę i wojna stała się rzeczywistością.

Cała rodzina taty działała w konspiracji, ale tylko on w partyzantce. Miał 16 lat, gdy wstąpił do AK [pseud. Benio albo Bąk]. Został zaprzysiężony w Sajenku we wrześniu 1942 r. W okresie wrzesień 1942 r. – lipiec 1944 r. był przydzielony do [Oddziału Partyzanckiego] „Wirski”, gdzie po przeszkoleniu pełnił funkcję gońca/kuriera. Tata był absolwentem konspiracyjnej szkoły podchorążych na terenie Obwodu AK Augustów. Nauka obejmowała wyszkolenie bojowe z uwzględnieniem walk partyzanckich, naukę o broni, służbę wewnętrzną, terenoznawstwo, zasady konspiracji i dywersji oraz sabotaż na tyłach wroga [linie kolejowe, telekomunikacyjne i drogi]. W czasie akcji „Burza” został wcielony do Zgrupowania partyzanckiego AK „Komar”.

Znajomość odmian i właściwości miodu uratowała jego i rodzinę od wywózki do obozu koncentracyjnego Stutthof [Sztutowo]. Podejrzany o działalność w AK został z częścią rodziny osadzony przez Gestapo w obozie przejściowym w Augustowie. Zorientował się szybko, że komendant bardzo lubił miód i wódkę. Wtedy mama taty a moja babcia [pseud. Ola] przywiozła niezliczone ilości obu produktów i w ten sposób wykupiła zatrzymanych członków rodziny.

Do końca swoich dni tata miał na sumieniu nieudaną akcję, w której brał udział. Otóż został wraz z dowódcą przydzielony do wykonania wyroku na augustowskiego szefa Gestapo poprzez zaatakowanie go w czasie jazdy na motorze na dworzec. Niestety zza zakrętu zamiast gestapowca, wyłoniło się dwóch Niemców – ojciec z synem. Jechali również na stację i zostali niewinnie zastrzeleni…

Tata często wspominał jedną z akcji na niemieckie linie kolejowe. Mówił nam, jak wraz z oddziałem wysadził most z jadącym pociągiem z amunicją. Była to jedna z pierwszych jego akcji, w nocy, trzeba było dokładnie wymierzyć czas wybuchu.

Walczył aż do wkroczenia wojsk sowieckich. Niestety, złożenie broni oznaczało konflikt z resztą kolegów, którzy zdecydowali się kontynuować walkę podziemną. Tata bardzo to przeżył, gdyż niezwykle silne więzi zawiązane w partyzantce, zostały na zawsze zerwane. Większość kolegów, którzy zostali w lesie, zginęła. Ludność lokalna nigdy taty nie wydała. Tata najbardziej z wszystkich medali, szczycił się odznaczeniami AK otrzymanymi w Londynie, m.in. Krzyżem Armii Krajowej.

Tata wychowywał nas, kultywując wartości patriotyczne. Mimo służby w [ludowym] Wojsku Polskim cały czas wspominał AK, nie bał się mówić nam o trudnych kwestiach historycznych. Przekazywał mi i bratu swoje, inne niż oficjalne spojrzenie na historię naszego kraju. Jako druhna ZHP i w ramach kultywowania rodzinnego zaangażowania w historię kraju. Potem przeprowadziłam wywiad z Aleksandrem Kamińskim, autorem książki „Kamienie na Szaniec”. Rozmowa z oficerem konspiracji została na zawsze w mojej pamięci, a specjalne wydanie książki z dedykacją dla mnie stało się rodzinną pamiątką.

Teraz ja chcę przekazać te wartości swoim synom, którzy również działali w ZHP. Na 23. Międzynarodowym Zlocie Harcerskim w Japonii mój młodszy syn Bartosz miał zaszczyt 1 sierpnia 2015 r. brać udział w uroczystości wciągnięcia polskiej flagi na maszt w środku japońskiej nocy. Nawet po drugiej stronie kuli ziemskiej harcerze starali się uczcić godzinę W. Mam nadzieję, że zarówno Bartosz, jak i mój starszy syn Marek, którzy spędzili dużo czasu, słuchając opowieści dziadka, przekażą to swoim dzieciom.

 

Basia Dembińska:

Wanda Gutowska (Lesisz)

Moja mama, Wanda Gutowska-Lesisz, urodziła się w Pułtusku 15 lipca 1925 r. Zmarła w Wielkiej Brytanii 16 lipca 2017 r. Mając lat 19 wstąpiła w szeregi Armii Krajowej. Przybrała pseud. Kitek, była sanitariuszką walczącego na Żoliborzu plutonu 202, Zgrupowania „Żaglowiec”, 21. Pułku „Dzieci Warszawy”.

Mama zapamiętała 1 sierpnia:

„Miałam wezwanie, że mam się stawić do Szkoły Rodziny Wojskowej na Czarneckiego. Tam przesiedzieliśmy całą noc. Wszystkie oddziały wycofały się do Kampinosu. Byłam związana z plutonem porucznika „Żytomirskiego”, więc z plutonem się wycofaliśmy. Po dwóch dniach wróciliśmy do tak zwanej Poniatówki i tam już cały czas, do końca Powstania, byłam w plutonie 202. Walki były ciężkie, bo chodziło o to, żeby się przedostać przez Dworzec Gdański i dołączyć do Starego Miasta. Niestety, nie udało się. Potem wycofaliśmy się z Poniatówki na Kaniowską, na Śmiałą, na różne ulice. Ostatnie dni spędziliśmy na placu Wilsona i tam zastała nas kapitulacja”.

Mama mówiła, że to był najgorszy dzień, bo czuła, że nie da rady: „Zostawiłam torbę z moimi prywatnymi rzeczami i poszłam po rannego. Na placówce zastała mnie kapitulacja. Byłam jedną jedyną, która poszła do obozu z torbą sanitarną. Nie miałam nic swojego”.

Po kapitulacji Wanda i ponad 1700 kobiet – żołnierzy AK została osadzona w Stalagu VI C (Oberlangen). 12 kwietnia 1945 r. uwolnił je oddział rozpoznawczy 1. Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka. Później z pododdziałem dywizji dotarła do Wielkiej Brytanii.

Wspominała: „Nie bałam się, szczerze mówiąc dlatego, że mieliśmy niewiele do stracenia. Okupacja była straszna. Poza tym oczekiwaliśmy, że pomogą nam bolszewicy, a Anglicy zrzucą wyposażenie, no i myśleliśmy, że Powstanie szybko się zakończy”.

Ślubne zdjęcie Wandy i Tadeusza Lesiszów (1956 r.)

W roku 1956 r. poślubiła Tadeusza Lesisza, oficera artylerii na ORP Błyskawica podczas walki o Cowes. Po wojnie Tadeusz skończył architekturę i osiadł wraz z żoną w Manchester. Mieli córki Barbarę i Krystynę.

Mama została odznaczona: Krzyżem Walecznych, Brązowym Orderem Zasługi z mieczami, Krzyżem Armii Krajowej, Medalem Wojska Polskiego i Medalem Pamiątkowym 1. Armii Wojska Polskiego. Za swoją pracę dla polskiej społeczności w Manchester otrzymała Krzyż Polonia Restituta i Złoty Krzyż Zasługi.

W roku 1988 rodzina Gutowskich, w tym moja mama, została uhonorowana medalem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata” za udzielenie Żydom schronienia podczas okupacji hitlerowskiej. Do tego wyróżnienia zgłosił ich ocalony mieszkający w Izraelu.

Choć urodziłam się w Manchesterze, wychowałam i studiowałam w Wielkiej Brytanii, to – pomna tradycji rodzinnych – wróciłam z swoimi najbliższymi do Polski, do kraju przodków. Chciałam, by moje dzieci pamiętały o rodzinnych doświadczeniach i historii kraju, z którego pochodzą, by go znały.

 

***

To była prawdziwa radość spotkać się i wspólnie przeżyć tę jakże ważną, 77. rocznicę Powstania Warszawskiego. Znamy jego historię z wielu naukowych opracowań i dzieł literackich. Składają się na nią m.in. historie naszych bliskich. Dopóki ich pamiętamy – zdajemy sobie sprawę przeciwko czemu i o co walczyli, istnieje nadzieja, że coś takiego się nigdy nie powtórzy!

 

Barbara Dembińska

Artykuł opracowała Joanna Gonczarow

Autorka składa podziękowania dla Marka Lange i Małgosi Rozmysłowicz za współpracę

 

Przypisy:

[1] Monumentalny pomnik ku czci bohaterów Powstania Warszawskiego zlokalizowany na wschodniej stronie pl. Krasińskich w Warszawie. Pomnik był miejscem historycznych wydarzeń. Podczas uroczystości 50. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego w 1994 r. Roman Herzog jako pierwszy prezydent Niemiec przeprosił Polaków za zbrodnie dokonane przez jego naród w czasie II wojny światowej. R. Herzog powiedział m.in.: „[…] To wywołuje w nas Niemcach wstyd, że nazwa naszego kraju i narodu jest już na zawsze związana z bólem i cierpieniem, które zostało zadane milionom Polaków […]”.  [Pomnik Powstania Warszawskiego], https://pl.wikipedia.org/wiki/Pomnik_Powstania_Warszawskiego.

[2] Armia Podziemna/Polskie Siły Zbrojne w Kraju

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_