O lokalnych tradycjach bożonarodzeniowych górali żywieckich w Beskidach z Elżbietą Konior, kierownikiem i choreografem Zespołu Regionalnego Magurzanie z Łodygowic rozmawia Paweł Filuś
„Na scyńście, na zdrowie, na to Boze Narodzenie…” – pamiętam z dzieciństwa te piękne góralskie powinszowania. Czy nadal górale beskidzcy witają się tymi tradycyjnymi życzeniami, podczas świątecznych spotkań?
– “Na scyńście, na zdrowie, na to Boze Narodzenie, zebyście przez Jezusa łosiongnyli zbawienie. Na scynście, na zdrowie, na ten Nowy Rok, zeby Wos nie bolała głowa, ani bok. Zeby sie Wom darzyło, kopiło, dyślem do Zywca łobróciło”… Oczywiście, powinszowania świąteczne są nieodzownym elementem świąt, które towarzyszą nam za każdym razem, jak zawitamy w czyjeś progi. A jeżeli winszujemy, to jeszcze musimy trzy razy podskoczyć, żeby to się spełniło (śmiech).
W pierwszy dzień świąt – w Boże Narodzenie, najczęściej siedzimy w domu, albo odwiedzamy najbliższą rodzinę. Tradycją jest, że jeżeli wchodzimy do kogoś do domu, trzeba powinszować, żeby się temu komuś “darzyło” i żeby zrobiło mu się ogólnie przyjemnie. Natomiast już w drugi dzień świąt, czyli w Świętego Szczepana, jest to już czas bardziej na odwiedzanie znajomych, czy dalszej rodziny. My z Magurzanami taką dużą grupą (około 50 osobową), rok w rok chodzimy i odwiedzamy wszystkich członków zespołu. To jest nasza tradycja, która wpisuje się w ten okres świąteczny. Nie wyobrażamy sobie, żeby kogoś pominąć. Wielką grupą, ubraną w stroje, z gwiazdą kolędniczą, z instrumentami, przychodzimy do rodzin naszych tancerzy i winszujemy, kolędujemy, siedzimy przy stole, tańczymy i cieszymy się z czasu świątecznego, który dla wielu członków zespołu – myślę, że dla większości – jest najpiękniejszym okresem w roku. To jest czas jeszcze żywej tradycji, nie takiej odtwarzanej na scenie, tylko po prostu spontanicznego odwiedzania siebie nawzajem, tak jak to było kiedyś.
Zespół Regionalny “Magurzanie” z Łodygowic od wielu lat dba o zachowanie naszych góralskich tradycji, m.in. bożonarodzeniowych. Jak obecnie wygląda zainteresowanie folklorem przez dzieci i młodzież?
– Od 37 lat działalności zespołu staramy się uczyć tańca, śpiewu, gry na instrumentach, ale również wprowadzać edukację regionalną, mówić dzieciom jak wyglądało kiedyś życie – zarówno zachowania świąteczne, jak i życie codzienne. Zespół założyła moja mama – Krystyna Mikociak. Uczymy o elementach tradycji, które pojawiają się w trakcie całego roku obrzędowego. Okres bożonarodzeniowy jest bardzo nasycony różnymi zakazami, nakazami, tradycyjnymi zachowaniami, o których również dzieciom wspominamy. Co roku przygotowujemy grupy kolędnicze, które biorą udział w naszym lokalnym znanym konkursie, czyli Godach Żywieckich. To właśnie od najmłodszych lat dzieci uczą się kolędowania z szopką, natomiast trochę starsi, z gwiazdą. Uczymy kolęd, pastorałek, tradycyjnych powinszowań. Dzieci bardzo to lubią. Myślę, że obecnie kultura ludowa przechodzi renesans. To już nie jest tak, że ubranie stroju to jest jakiś ”obciach”, tak jak to było jeszcze nie tak dawno temu. Teraz nosimy strój z dumą. Coraz więcej członków naszego zespołu, już od wczesnego etapu bycia w zespole, chce mieć swój własny strój, a zdarzają się osoby, które mają tych strojów kilka, wydając na to naprawdę dużo pieniędzy. Coraz więcej osób uczy się haftować, wykonywać kopytka, więc widać naprawdę wielkie zainteresowanie tematem. Oprócz stroju, dużym zainteresowaniem cieszą się pieśni i taniec. Coraz bardziej staramy się, by nasz repertuar był jak najbardziej lokalny. Czyli już nie z różnych stron Żywiecczyzny, ale tylko z naszej gminy. Bo, jak mówi powiedzenie… Co wieś, to inna pieśń. Chcemy pokazywać naszym odbiorcom tą różnorodność w naszym repertuarze kolędniczym. Przez ostatnie 37 lat uzbierało się ponad 70 kolęd i pastorałek, które wykonujemy chodząc po kolędzie ale również na koncertach kolędniczych m.in. w kościołach.
Wspomniała Pani o Godach Żywieckich. Co to za impreza?
– Jeżeli chodzi o Gody Żywieckie to jest taki nasz Beskidzki karnawał, na który składają się różne imprezy, m.in. przegląd grup kolędniczych w izbie, czyli wszystkich takich form, które działy się wewnątrz domu. Co roku występują kolędnicy z szopką, gwiazdą, z kozą itd. Uczestnicy przyjeżdżają z różnych wiosek i kolędują, a następnie są oceniani, a ich formy korygowane, poprawiane.
Inną ciekawą imprezą to Żywieckie Gody w Milówce, gdzie w konkursie biorą udział dziady noworoczne czyli mężczyźni przebrani za różne postacie zarówno magiczne, jak i zwierzęce, za przedstawicieli różnych dawnych zawodów i grup społecznych. Towarzyszy im gra heligonek, strzelanie z batów, dzwonią dzwonki, które niektóre postacie mają przytwierdzone do pasów. Jest bardzo głośno, kolrowo i humorystycznie. Mężczyźni strzelający z batów prezentują się na placu przy kościele, a następnie w barwnym korowodzie wszystkie grupy dziadów idą pod Starą Chałupę. Pomimo zimowej aury podczas imprezy panuje gorąca atmosfera, taki prawdziwy karnawał. Ta tradycja jest również żywa w mojej miejscowości – Zarzeczu. Byłoby wielką obrazą, gdyby do kogoś w wiosce nie dotarły dziady noworoczne, dlatego każdy z mieszkańców na tych kolędników czeka. Tradycje dziadów noworocznych różnią się w zależności od miejscowości. Inne są Zarzeczu, w Żywcu czy np. w Żabnicy. Co roku program Godów Żywieckich przygotowuje Regionalny Ośrodek Kultury w Bielsku-Białej.
Co znajdziemy na wigilijnym stole górali żywieckich?
– Na Żywiecczyźnie wśród tradycyjnych potraw znajdziemy m.in. kapustę z fasolą lub kapustę z grochem. Inną potrawą jest kwaśnica, u mnie w domu gotowana na głowach z karpi. Są także ziemniaki, krupy jęczmienne i pęczak, żur owsiany, orzechy, miód, duży okrągły chleb, na którym ojciec robi znak krzyża. W wielu domach nadal piecze się tradycyjne buchty, czyli wysoko wyrośnięte ciasto drożdżowe. Na stole górali żywieckich nie może zabraknąć oczywiście opłatka, kompotu z suszarek, czyli z suszonych śliwek i innych owoców.
Taką ciekawą tradycją wigilijną, która u mnie w domu do tej pory się zachowała to przekrajanie jabłka. Sprawdzano, czy jest robaczywe, czy nie. Miało to wróżyć, czy kolejny rok będzie urodzajny, czy może jednak nie. Na stole powinno znaleźć się siano a pod stołem w koszu ziemniaki, buraki i kwacki na dobry urodzaj.
Dawniej w wioskach potrawy były bardzo proste, ze względu na panującą biedę. Jedzono to, co urodziła ziemia. U górali żywieckich na Wigilii musiały być zawsze potrawy postne. Dodatkowo nie odchodzono od stołu, u mnie w rodzinie jest nadal taki zwyczaj, że w trakcie wigilii odchodzi od stołu tylko matka. Przygotowuje się wcześniej wszystkie potrawy na stole, by w trakcie kolacji już od niego nie odchodzić. Wierzono, że gdy ktoś z rodziny odejdzie od stołu, może umrzeć w trakcie kolejnego roku. Dlatego dawniej, by nie dochodziło do takich sytuacji, wiązano łańcuchem nogi domowników (śmiech).
Ważne również by na stole było jedno więcej nakrycie (dawniej jedna więcej drewniana łyżka) przeznaczona dla dusz zmarłych, teraz mówimy że dla przechodnia, który może na naszą Wigilię niespodziewanie przybyć.
Po Wigilii – tradycyjna Pasterka. Czy nadal, co roku, uświetniacie swoim śpiewem i muzyką góralskie pasterki?
– Jako, że cały okres kolędniczy jest dla nas bardzo intensywny, ponieważ kolędujemy w Boże Narodzenie, w Szczepana, w Trzech Króli i wszystkie pozostałe niedziele okresu bożonarodzeniowego, dlatego nie uczestniczymy wspólnie z zespołem w pasterce w naszej miejscowości, też z takiej przyczyny, ponieważ u nas na pasterkach gra orkiestra dęta. Naszym członkom zespołu tym samym dajemy możliwość, aby mogli indywidualnie uczestniczyć w innych pasterkach w oprawie góralskiej, często w dużym góralskim gronie, gdzie grają i śpiewają z innymi beskidzkimi grupami.
Oczywiście nieodzownym symbolem beskidzkich kolędników, oprócz bożonarodzeniowej szopki, jest gwiazda. Czy zwyczaj kolędowania nadal jest praktykowany w górach?
– Zwyczaj chodzenia z gwiazdą i z szopką jest nadal aktualny u nas w górach. Młodsi kolędnicy kolędują z szopką, natomiast nieco starsi, z gwiazdą. Tak się przyjęło. Kolędnicy chodzą od domu do domu, a często przygrywa im heligonka. W mojej miejscowości – Zarzeczu, nadal takie grupy kolędują. Myślę, że bardzo ważna jest tutaj edukacja młodszego pokolenia w zespole, w którym uczy się jak powinny wyglądać formy kolędowania z szopką i gwiazdą. Członkowie zespołu uczą się tradycyjnych kolęd, pastorałek, czy powinszowań. Niestety często młodzi ludzie, nie znając naszych tradycji odchodzą od niej.
Słyszałem również o „połaźniczce na Świętego Szczepana”. Co to takiego i czy nadal żywy jest ten zwyczaj w górach?
– Zwyczaj chodzenia z połoźniczką, czyli gałązką choiny, ustrojoną kolorowymi bibułkami jest znany na Żywiecczyźnie. Z mojej wiedzy wynika, że z połaźniczką chodziły dzieci. Niestety na żywo nigdy tego zwyczaju nie widziałam, jedynie na konkursach.
Czy to prawda, że nawet w samych Beskidach tradycje bożonarodzeniowe mogą różnić się w zależności od miejscowości?
– Tak, oczywiście, tradycje bożonarodzeniowe różniły się w zależności od tego, do której wioski zawitaliśmy. Istniały pewne elementy, które wyróżniały daną wieś wśród innych, a nawet w danej rodzinie troszeczkę inaczej coś się odbywało i coraz bardziej te różnice się uwydatniały. Jak to mówią: „Co wieś, to inna pieśń…” Najwięcej takich reliktów z dawnych czasów zachowały się właśnie w tym okresie bożonarodzeniowym.
Staramy się z naszą ekipą Magurzańskich instruktorów odwiedzać ludzi starszych, którzy mają największą wiedzę na ten temat. Pytamy ich o dawne dzieje, nowe melodie, czy tańce, a także o teksty zapomnianych kolęd czy pastorałek.
„Za kolędę dziękujemy, szczęścia zdrowia Wam życzymy, byście mieli co potrzeba, a po śmierci szli do nieba. Tak to Boże dej” – tymi tradycyjnymi „winszowaniami” kończymy często kolędowe spotkania w górach, jak i naszą rozmowę. Czego moglibyście życzyć naszym Czytelnikom w tym trudnym pandemicznym czasie?
A może coś po góralsku?
– Zebyście mieli czyrwone jabłka, zeby Wom nie chorowała babka, byście mieli syćkiego dości jak na podłaźnicy łości. Byście mieli syćko cego Wom potrzeba, a po Wasej śmierci trafili do nieba. By Wom nie zabrakło w studni wody, a pomiendzy wami w chałupie zgody. By Wos nie spotkała zadna bida, byśmy razem zwalcyli Covida. Tak to Boze dej!