Wśród przydatnych rzeczy, w które zaopatrzyć się trzeba z końcem każdego roku należy kalendarz. Ja sam terminy wizyt czy spotkań wpisuję nie na ekranie smartfona, lecz ołówkiem do wiszącego na ścianie kalendarza. Mam ich dwa. Ten „służbowy” nad komputerem w redakcji. Drugi już w domu, wisi w kuchni przy lodówce, tak żeby codziennie przed kolacją jednym spojrzeniem można było zorientować się kiedy przypadają czyje imieniny albo urodziny.
Podejrzewam, że wśród naszych Czytelników znajdzie się chyba sporo jeszcze zwolenników tradycji … i ołówka, więc wszystkim polecam nowy kalendarz „Tygodnia Polskiego” na nadchodzący nowy rok 2023.
Mamy nadzieję, że kalendarz trafi pod „polskie strzechy” i znajdzie swoje miejsce na ścianie w niejednym domu, namawiając do czytania naszej polskiej gazety!
Wszystkim zainteresowanym obecnością w kalendarzu polskim instytucjom i organizacjom dziękujemy za wsparcie i aktywność w jego przygotowaniu.
A od przyszłego tygodnia w gazecie zamieszczać będziemy „Kupon dla Czytelników”, który umożliwi nam wysyłanie Państwu kalendarzy – to będzie ładny prezent na święta!
***
Ciekaw jestem jak w przyszłości wspominać będziemy rok 2022? Cóż… stał w cieniu pandemii i Brexitu. Do czego już zdążyliśmy się przyzwyczaić.
Bo w gruncie rzeczy sytuacja Polaków na Wyspach – bez zmian. A to dlatego, że zgodnie z przewidywaniami ogromna rzesza rodaków mieszkających w Wielkiej Brytanii skorzystała z prawa do stałego osiedlenia się. Szacunkowo mówi się o 770 tysiącach.
Prawie milion Polaków na Wyspach! Legalnie, oficjalnie. Na stałe! Toż to ogromna potencja. Pytanie czy wykorzystanie tej potencji jest realne.
Odpowiadam od razu, że to bardzo trudne zadanie. Nie zapominajmy, że Polacy, którzy dominują dziś na Wyspach, to „generation of consumers”. To tendencja powszechna w świecie – dzisiejsi dwudziesto-, trzydziestolatkowie, a i starsi (!) mają duży „apetyt na życie” i nie chcą, by praca ich zdominowała czy ograniczała.
Konsumpcjonizm to tendencja światowa, tu Polacy nie są w żadnym stopniu wyjątkowi. Wyjechali z kraju, który wciąż jest „na dorobku” i tu też są „na dorobku”. Przyjechali tu nie tyle z ciekawości ile, by poprawić byt sobie i swoim rodzinom – ale nie za wszelką cenę.
Z tym zaangażowaniem ich w „polskość” będzie więc trudno. Szczególnie że ogromna część zmierza (nawet bezwiednie) w kierunku asymilacji.
Zaledwie około 15 procent polskich dzieci – uczniów angielskich szkół – chodzi do w soboty do szkół polskich. Jeszcze raz: aż 85 procent polskich rodziców mających dzieci w wieku szkolnym nie posyła dzieci do szkół sobotnich, by uczyły się polskiego. To właśnie pokazuje, jaka jest prawdziwa wartość tego potencjału. W Anglii mamy dużo Polaków, ale oni polskość zostawiają za progiem swych domów.
Jaka jest wobec tego przyszłość Polaków na Wyspach? Co będzie na mapie polskiego Londynu za dwadzieścia lat? Pytałem kiedyś o to swego „tu urodzonego” rówieśnika. – Myślę, że utrzyma się POSK – odpowiedział. – Ale ja nie spędzam tam wolnego czasu. Ani nikt z moich znajomych. Dlaczego mam iść do teatru w POSK-u, skoro mogę iść na West End? Nie przyjdę do POSK-u tylko dlatego, że on jest.
No tak, pokolenie jego rodziców budowało swoją „Polskę poza Polską” w konkretnych warunkach politycznych. Kolejne generacje nie mają tych doświadczeń. Bardzo się od siebie różnią.
Pytanie więc na co postawimy teraz? Czy odchodzenie od polskości na rzecz przekazywania młodszym, ale „naszym”. Czy trwanie przy polskości, ale w oparciu o nowo przyjezdnych.
Niełatwo mówić o przyszłości polskich instytucji i organizacji, to jest sprawa o tyle skomplikowana, że zależy od tego czy nowa emigracja zaakceptuje je jako miejsce dla siebie, czy dzisiejsi ludzie wyjdą im naprzeciw.
Bo bez nich – tych nowo przybyłych – za 20 lat nie będzie wiele z tego, co jeszcze jest dziś.
Inna rzecz, że pierwsze dekady XXI wieku należą do „generation of consumers” w pierwszej kolejności pochłonie ich życie zawodowe i rodzina – na postawy społeczne przyjdzie czas później. I te polskie, i te angielskie.
***
A wracając do kalendarza… Zygmunt Gloger w „Encyklopedii staropolskiej” przypomina, że najdawniejszy kalendarz drukowany po polsku znany jest z roku 1516. Oznaczano tam m.in. nów, pierwszą kwadrę, pełnię, ostatnią kwadrę, ale także dni na „puszczenie krwi dobre”, „puszczenie krwi wyborne”, „dobry czas stawienia baniek”, „dobry czas na łaźnię prócz baniek”, „dobry czas na lekarstwo”, „na lekarstwo przez trunek”, „na strzyżenie włosów i przywdzianie nowego ubrania”.
Jeśli z kalendarza czerpać mam wiedzę kiedy się kąpać, a kiedy zmienić ubranie, to ja wolę XXI wiek.
Jarosław Koźmiński