Małgorzata Mroczkowska
Na początku stycznia z krótką wizytą w Londynie przebywał dr Jakub Gałęziowski z Uniwersytetu Warszawskiego. Historyk zaprezentował swoją najnowszą książkę pt. „Niedopowiedziane biografie. Polskie dzieci urodzone z powodu wojny”, w której porusza niezwykle trudny temat wojennego dzieciństwa.
– Pisząc pracę doktorską dotyczącą polskich dzieci, które urodziły się z powodu II wojny światowej uznałem, że zebrany materiał jest na tyle ciekawy, że szkoda zamykać go w uniwersyteckim archiwum. – mówi autor książki – Polskie społeczeństwo po dzisiejszy dzień doświadcza konsekwencji wynikających z drugiej wojny światowej. Wiele rodzin żyje z piętnem wojny. Z tego między innymi powodu wyjście z tak trudnym tematem do szerszego odbiorcy jest ważne. Poznając przeszłość naszego narodu, będzie nam łatwiej zrozumieć to, kim dzisiaj jesteśmy.
Autorowi udało się dotrzeć zarówno do ciekawych źródeł, jak i osób, których matkami były Polki, a ojcami okupanci niemieccy, czerwonoarmiści czy żołnierze alianccy. W Polsce jest to temat nowy i do tej pory nie zgłębiony. Nie do końca zdajemy sobie sprawę z tego, jak bardzo dotyczy on nas wszystkich, a jednocześnie po wojnie nikt o tym nie mówił.
Jak podkreśla autor książki do dzisiaj żyją wśród nas osoby, które zostały poczęte w tych bardzo trudnych i specyficznych warunkach. Temat dzieci, które rodziły się w konsekwencji gwałtu lub przemocy seksualnej ze strony okupantów były owiane tajemnicą. Nie mówiło się o ich pochodzeniu, a rodziny starały się za wszelką cenę przemilczeć ten fakt. Powody do tego były różne. Jednym z nich była zmowa milczenia panująca na poziomie państwowym, czy społecznym. O pewnych rzeczach w PRL-u po prostu się nie mówiło. Po drugie panowała zmowa milczenia na poziomie społeczności lokalnych, co było powiązane z poczuciem wstydu. Kobiety nie chciały opowiadać o tym dlaczego ich losy potoczyły się nie tak, jak chciały, nikt nie chciał wracać do trudnej przeszłości. A jednak po wojnie spora liczba kobiet wracała do rodzinnych miejscowości z „wojennym” dzieckiem. Odbiegało to bardzo mocno od stereotypów, które mamy wypracowane w życiu społecznym. Samotna matka nie była akceptowana, a zwłaszcza jeśli dziecko było efektem przemocy.
Zazwyczaj matki nigdy nie wyznawały nikomu swojej tajemnicy. Najczęściej zabierały ją ze sobą do grobu, albo wyznawały prawdę na łożu śmierci.
– Z tego właśnie powodu zdecydowana większość moich rozmówców dowiedziała się o swoim pochodzeniu już w bardzo dojrzałym wieku – mówi dr Gałęziowski – Bywało, że umierająca matka w ostatniej chwili wyznawała prawdę, zdradzała kim był ojciec jej dziecka, ale bywało te, że prawdę wyjawiali członkowie rodziny już po śmierci matki. I to dla dorosłych dzieci było najtrudniejsze do przeżycia. Nie sam fakt, że byli nieślubnym dzieckiem, tylko to, że byli okłamywani przez całe życie. Dla wielu osób było to bardzo dewastujące psychicznie, ze dowiadywali się prawdy jako ostatni, mimo, że wszyscy wokół wiedzieli. Wszyscy wokół nich wiedzieli, rodzina i sąsiedzi, a do nich samych prawda docierała na samym końcu.
Ludzkie losy różnie się układały, a podejście do tajemnicy rodzinnej również miało inny wymiar zależnie od czynników. Inaczej traktowano milczenie dotyczące dziecka poczętego przez nazistę, a zupełnie inaczej ukrywano gwałty dokonane przez żołnierzy Armii Czerwonej. W tym sensie, losy polskich dzieci urodzonych z powodu wojny układały się odmiennie od losów dzieci urodzonych w zachodniej czy północnej Europie, gdzie silnie stygmatyzowano zarówno matki, jak i dzieci. Te ostatnie musiały się zmagać z tym trudnym dziedzictwem, choć często go nie rozumiały. W Polsce tego nigdy nie było, ponieważ wybrano milczenie. Do stygmatyzacji dochodziło niekiedy w rodzinach czy sąsiedztwach, ale nie można mówić o dyskryminacji na poziomie ogólnospołecznych czy państwowym.
Zdarzały się też szczęśliwe historie, które łamały stereotyp. Autor książki dotarł do rodziny, w której kobieta związała się z żołnierzem radzieckim, który wcześniej został pojmany przez Niemców, po tym jak udało mu się uciec z obozu jenieckiego. Z głodu ukrywał się w lasach, ale nie mógł tak przeżyć, więc zmuszony był zachodzić do okolicznych wiosek, w których za drobne prace gospodarskie otrzymywał pożywienie. W jednej z tych miejscowości spotkał wdowę, której zaczął pomagać w gospodarstwie. Tak nawiązała się więź i urodziła się dziewczynka, przyszła rozmówczyni, do której dotarł doktor Gałęziowski. Co ciekawe małżeństwo przetrwało i było szczęśliwe, chociaż zdarzyło się, że dziewczynka słyszała od sąsiadów, że jest „radzieckim bękartem”.
Przemoc seksualna podczas drugiej wojny światowej była na porządku dziennym. Żołnierze Armii Czerwonej przekroczywszy granice Rzeszy, w drodze na Berlin pozbawieni byli wszelkich hamulców. Ofiarami padały Niemki, ale również pracujące na tych terenach robotnice przymusowe. Sowieci byli przy tym bardzo okrutni. Polki padały ofiarą gwałtów najczęściej podczas powrotu Armii Czerwonej już po zdobyciu Berlina. Żołnierze wracali upojeni zwycięstwem i latem 1945, a więc już po wojnie dochodziło do przemocy na kobietach, zwłaszcza w miejscowościach, gdzie Sowieci stacjonowali. Szczególnie dotknięte ich działaniami były tereny przyłączone do Polski.
Autorowi książki udało się dotrzeć do osób, które jako dzieci urodziły się podczas pobytu ich matek na robotach przymusowych. Osoby te urodziły się na terenie III Rzeszy w czasie drugiej wojny światowej lub tuż po wojnie w obozach dla dipisów i następnie zostały sprowadzone do Polski w ramach akcji repatriacyjnej prowadzonej przez polskie władze przy pomocy Polskiego Czerwonego Krzyża. Z dokumentów jasno wynika, że do Polski sprowadzono tylko garstkę tych dzieci. Większość z nich została poza granicami kraju. Prawdopodobnie największa liczba tych dzieci została na terenie Niemiec i Austrii. Osoby te najprawdopodobniej nigdy nie miały nawet okazji poznać swojej przeszłości. Bardzo szybko umieszczono je w niemieckich domach dziecka lub trafiły do rodzin adopcyjnych. Część dzieci urodzonych po wojnie, które znalazły się w obozach dipisowskich była wywożona dalej na Zachód. Ich ojcami zresztą niejednokrotnie byli żołnierze alianccy. Niewykluczone, że jakaś garstka z matkami lub jako sieroty wojenne trafiły też do Wielkiej Brytanii. Trzeba pamiętać, że wiele Polek porzuciło swoje „wojenne dzieci”. Jest to temat otwarty czekający na zbadanie.