16 sierpnia 2023, 08:05
Wycieczka na wyspę Mull, czyli ucieczka do życia
Janusz wyrusza w podróż na Isle of Mull, gdzie ma nadzieję uciec przed wszelkimi rozpraszaczami: WhatsAppem, TikTokiem i… swoją matką. Decyzja została podjęta, podróż jest więc zaplanowana, pociąg zarezerwowany… aż do momentu, gdy Janusz poznaje dziewczynę. Wtedy wszystko się zmienia, ale… czy na pewno?

Bohater monodramu Roberta Litwina to doktorant historii, dokładnie historyk XVII-wiecznej Polski. Cierpi na skrajne przebodźcowanie na granicy nerwicy, przez co wykonanie prostych zadań, dokończenie myśli czy podjęcie kluczowej decyzji co do wyboru tematu swojej rozprawy doktorskiej jest dla niego niewykonalne. Janusz przywołuje badania, z których wynika, że przeciętnie spoglądamy na telefon 150 razy, a większość Amerykanów chętniej zrezygnowałoby z seksu niż z telefonu. Stajemy się niewolnikami aplikacji, przez które takie prozaiczne czynności jak wyjście do sklepu zyskują nowe znaczenie.

Sztuka w lekki, żartobliwy sposób opowiada o tym, jak to jest być samotnym i jak ludzie próbują sobie z tym radzić. Jak zastępujemy prawdziwe ludzkie interakcje naszymi codziennymi gadżetami, bez których pozornie nie możemy już żyć oraz jak ich (nad)używanie wpływa na naszą zdolność komunikowania się w prawdziwym życiu. 

Sztuka została zainspirowana „Zapiskami szaleńca” Nikołaja Gogola. „Things to Do in Mull” to luźna adaptacja tego dzieła, skupiająca się na cienkiej granicy między szaleństwem a „zwykłymi” umysłami ogarniętymi obsesją. Służy to jako ostrzeżenie przed króliczą norą, jaką są media społecznościowe, co dodatkowo rezonuje ze współczesną publicznością. „Ten utwór przygląda się sposobowi, w jaki świat wydaje się doprowadzać nas wszystkich do szaleństwa”, podkreśla autorka scenariusza, Donna Soto-Morettini. „Janusz nie posuwa się tutaj tak daleko jak bohater Gogola, ale mam nadzieję, że jego bardzo współczesny rodzaj „szaleństwa” przemawia trochę do nas wszystkich „zdrowych” ludzi na widowni”, dodaje.

Robert Litwin jest świetny w swojej roli. Niezaprzeczalna charyzma prowadzi spektakl przez cały czas trwania utworu. Aktor z wielką łatwością radzi sobie z tempem, rytmem i energią swojej opowieści, dając nam oszczędny w środkach, szczery i pełen uroku występ, który nie dłuży się ani przez chwilę, co jest częstą bolączką jednoosobowych spektakli. Widzowie w napięciu czekają na punkt kulminacyjny – czyli wyjazd Janusza na Isle of Mull, aby ostatecznie dostać pstryczka w nos, co jest bardzo satysfakcjonującym rozwiązaniem.

Robert, jak czytamy w opisie spektaklu, jest „neurodywergentnym artystą, który spędził swoje młode lata podróżując po Europie, zanim osiedlił się w Szkocji, aby rozpocząć dalszą edukację”. Zrobił licencjat na Queen Margaret University, a we wrześniu 2022 roku rozpoczął studia magisterskie z aktorstwa scenicznego na Edinburgh Napier University. Aktualnie jest związany z teatrem „Agree to Disagree”. „Things To Do In Mull” to jest praca dyplomowa. 

W rozmowie z „Tygodniem Polskim” odkrywa kulisy powstawania spektaklu. – Sztuka została napisana pode mnie i zawiera kilka wątków z mojego życia. Sam fakt, że główny bohater jest Polakiem, jest podyktowany moimi polskimi korzeniami. W czasie spektaklu można usłyszeć Hannę Litwin, moją mamę w realnym życiu, mówiącą do Janusza po polsku, są też oczywiste nawiązania do polskiej historii – nawet muzyka jest częściowo podyktowana moim gustem muzycznym – opowiada. 

A skoro o muzyce mowa, warto wspomnieć, że jest ona ważnym elementem spektaklu, który odzwierciedla stan umysłowy emocjonalny głównego bohatera. Również scenografia, choć bardzo symboliczna, ma wielkie znaczenie – tytuły książek na biurku Janusza nie są przypadkowe, zwłaszcza jeden z nich stanowi wręcz siłę napędową akcji. 

– I tak jak główny bohater: nigdy jeszcze nie dotarłem na wyspę Mull – mówi z uśmiechem Robert.

Magdalena Grzymkowska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Magdalena Grzymkowska

komentarze (0)

_