Pierwsze spotkanie z bobrami zapamiętam do końca życia. Szliśmy przez podmokły las w stronę rzeki, gdzie żyły te gryzonie. Na samym początku usłyszałem od przewodnika ostrzeżenie, abym stąpał wyjątkowo ostrożnie i dobrze patrzył pod nogi, bo może być niebezpiecznie. – Czy bobry gryzą w buty? – zaniepokoiłem się. – Nie, ale można wpaść w pułapkę pozostawioną przez zwierzęta. No i stało się… emocje wzięły górę, zapomniałem o słowach przestrogi i wpadłem do głębokiej na mniej więcej metr nory z wodą wykopanej przez bobra. Na szczęście tylko jedną nogą, więc drugą wraz z butem miałem suchą!
W późniejszych latach już pamiętałem, że bobry budują nie tylko tamy i żeremia, ale i kopią nory w pobliżu wody. To było dawno, prawie 20 lat temu i wtedy spotkanie bobra w Polsce było sporą rzadkością. Dziś bobrów mamy tyle, że mogłyby stać się naszym nowym, ewentualnie zamiennym z orłem, godłem państwowym. W każdym razie są ich tysiące, zwierzęta można bez problemu zobaczyć w centrach dużych miast i w najmniejszych wsiach, nad Bałtykiem i w Bieszczadach, słowem wszędzie tam, gdzie jest trochę spokoju i płynącej wody. Są tak nieostrożne, że czasami wpadają pod samochody na środku ulicy. Tylko nie pytajcie mnie, co bobry robią na asfalcie, bo naprawdę nie wiem, czy próbują go podgryzać, czy raczej urządzają wyścigi na swoich super ogonach. Od kilku lat mamy do czynienia z inwazją tych gryzoni w całym kraju. To zdumiewające, jak szybko przyroda-wspomagana mądrze przez ludzi-nadrobiła wieloletnie straty. Przed drugą wojną światową bobry były na ziemiach polskich gatunkiem wymierającym, wyniszczonym przez tradycję wielusetletnich polowań. W drugiej Rzeczypospolitej można je było spotkać gdzieś na kresach wschodnich: na Polesiu, Wileńszczyźnie, Wołyniu, ot i wszystko. Po zakończeniu II wojny światowej było jeszcze gorzej, kataklizm przeżyło niewiele ponad 100 zwierząt, których matecznikiem pozostała Suwalszczyzna. Stopniowa praca naukowców i sprowadzenie nowych zwierząt z Rosji doprowadziło do odbudowy populacji. Dziś często słyszy się głosy narzekania, że działalność bobrów spowodowała straty: komuś spiętrzona woda zalała pole z ziemniakami, w centralnej Polsce trzeba było zamknąć jedną z dróg, gdyż bobry uszkodziły jej nawierzchnię; gdzie indziej po ścięciu drzew przez zwierzęta wezwano policję, bo ludzie myśleli że to jacyś złodzieje zamierzali w ten sposób ukraść drewno. Są jednak i zalety! Bobry mogłyby być dobrym towarem eksportowym do krajów, które chcą reintrodukować u siebie ten gatunek. W średniowieczu bobry żyły na terenie całej Europy, ale zostały skutecznie wyniszczone. Na wyspach brytyjskich ostatnie bobry wybito w XVI wieku i trzeba było czekać aż do roku 2009, kiedy naukowcy sprowadzili do Szkocji 11 sztuk zwierząt, niestety aż z Norwegii-ach jaka szkoda że nie znad Wisły! Pomyślcie sobie jaka to byłaby piękna, patriotyczna historia: Wielką Brytanię w 1940r. przed inwazją Niemców uratowali no kto, pamiętacie? Tak, polscy piloci! Wielką Brytanię w 2004r. uratowali i „wyprowadzili na ludzi”, no kto, pamiętacie? Tak, polscy imigranci, którzy postanowili oddać jej wszystkie siły i entuzjazm; Wielką Brytanię a przynajmniej część jej przyrody w 2009r. postanowiły wspomóc, no kto, wiecie? Polskie bobry… Niestety nie, bobry tym razem przyjechały z Norwegii. Szkoda, bo mielibyśmy polski ślad w brytyjskich a przynajmniej szkockich rzekach. Ale nie żałujmy im, czyli Szkotom, bobrów. Sprawa jest tak ważna, że za kilka tygodni tamtejszy rząd będzie obradować w sprawie gryzoni, które zadomowiły się w hrabstwie Argyll. Jeśli pięcioletnia działalność bobrów na szkockiej ziemi (raczej w szkockiej wodzie) zostanie oceniona pozytywnie, zwierzęta będą wypuszczane w kolejnych rejonach Wielkiej Brytanii. Kto wie, może kiedyś turyści zobaczą prawdziwe bobry buszujące w Tamizie, w centrum Londynu? I nie tracę nadziei, że będą to jednak bobry sprowadzone z Polski. Dlaczego znad Wisły? Wiadomo: polskie bobry są najlepsze, najbardziej pracowite, wytrwałe i pomysłowe. Może nawet zbudują taką wielką tamę, która będzie służyła za most londyńczykom i milionom turystów odwiedzających stolicę Wielkiej Brytanii. Most polskich bobrów.
Andrzej Kisiel