Z Margot Przymierską, założycielką organizacji zrzeszającej młodych przedstawicieli sztuki współczesnej, rozmawia Magdalena Czubińska.
Polish Artists in London to stosunkowo młoda stażem organizacja, powstała w 2011 roku. Kim są jej członkowie?
– PAiL jest organizacją non-for-profit, której zadaniem jest skupianie młodych artystów o polskich korzeniach i polskich sympatiach, którzy działają na razie w Londynie, a teraz również i w Birmingham, a docelowo na skalę całego UK. Naszym celem jest też dawanie im platformy na pokazanie tego, co robią. W Londynie często trudno jest zacząć lub znaleźć miejsce, żeby coś pokazać, a ten element polski, którzy jest szeroko pojęty w naszych oczach, może być takim zachęcającym elementem wspólnym tego, co pokazujemy.
Jak się zaczęło?
– Zaczęło się właściwie ode mnie. W Polsce ubiegałam się o miejsce w szkole teatralnej, ale niestety się nie dostałam, co mi bardzo złamało serce. Miałam 18 lat, byłam obrażona na cały świat, no i wyjechałam do Londynu – zupełnie przypadkiem. Potem stwierdziłam, że będę zdawała w Londynie do szkoły teatralnej, zobaczę, jak mi się powiedzie… i się dostałam do East 15 Acting School przy Uniwersytecie w Essex, ukończyłam kierunek aktorski. Choć tak naprawdę najwięcej nauczyłam się przez działalność w organizacji. Klasyfikuję to również jako moją edukację, zresztą dużo szerszą niż to, co odebrałam w szkole. Miałam wybór: albo siedzę i czekam na telefon od agenta, czy mi załatwił casting na Polkę-sprzątaczkę – bo tylko takie castingi były dostępne – czy może robię coś własnego. Jeśli robię coś własnego, to wymagało to nieco większej, szerszej inicjatywy.
I tak powstała organizacja…
– Wiedziałam, że są w Londynie Polacy, którzy tworzą, ale nie miałam z nimi żadnego kontaktu. Pomyślałam, że trzeba jakoś ten kontakt zacząć. Istnieją obecnie różne grupy skupiające Polaków, ale czułam, że ich profil nie do końca wklucza to, o co mi chodziło, czyli idee PAiL-u – zrzeszanie i nawiązywanie kontaktów. No więc założyliśmy PAiL i rozpoczęliśmy pierwszy projekt. Była to sztuka teatralna „Piosenki o wierze i poświęceniu”, w mojej reżyserii, napisana przez Przemka Wojciszka, grana przez dwóch aktorów. Chodziło o to, by pokazać obecne cząstki kultury polskiej, bardzo współczesnej, bez żadnej asekuracji – pokazanie, jak jest naprawdę. Był to bardzo radykalny eksperyment, ze względu na to, że sztuka była zagrana całkowicie po polsku dla niepolskojęzycznej publiczności ale z bardzo dobrym efektem. Wystawiliśmy sztukę przy trzech okazjach – w The Rag Factory, Jazz Cafe POSK, RichMix i potem pomyśleliśmy, że skoro przy tym projekcie pomogło bardzo wielu artystów, to dlaczego tego nie pociągnąć dalej i stworzyć organizację bardziej solidnie: zarejestrować się i w ten sposób kontynuować pracę. Tak właśnie urodził się PAiL, który prowadzę z Anną Kruczkowską, dołączyła też Gati Gatuszefska i Paweł Skawiński.
Gdzie szukacie nowych artystów? Może znajdują was sami…
– Bardzo dużo działamy na Facebooku, doceniając, że jest to bardzo nośne medium. Działamy bardzo nieformalnie, ale też rozsyłamy wici, kiedy kogoś poznamy osobiście, rozdajemy wizytówki i ludzie się sami do nas zgłaszają.
Macie na koncie już jakieś sukcesy?
– Wzięliśmy udział w „East in East Euro 2012 Festival” organizaowanym przez Centrum Kultury na wschodnim Londynie – Rich Mix, sktóry skupił się na artystach urodzonych tu, na miejscu, ale mających wschodnioeuropejskie korzenie. Mieliśmy stoisko przez całość festiwalu, który trwał miesiąc. W lutym zeszłego roku mieliśmy pierwszą wielką akcję networkingową „Artysto, pokaż się!” – show case na zasadzie „pokaż, co masz” – podczas której nawiązało się wiele współpracy. Projekt ten został pokazany również w Birmingham na początku roku i wyszło fenomenalnie – zgłosiło się wielu artystów z różnych dziedzin i o różnych pochodzeniu – polskim i niepolskim. Bardzo prężnie tam działają i mamy nadzieję kontynuować projekt. W listopadzie 2012 współpracowaliśmy z Polską Organizacją Turystyczną – naszym patronem honorowym przy „Knock Arcie”. PAiL zajął się oprawą artystyczną stoiska polskiego podczas World Travel Market w London ExCel.
Wychodzi na to, że skupiacie polskich artystów, ale już nie tylko w Londynie…
– Powoli, powoli działamy w kierunku rozszerzenia się na Wielka Brytanię, ale zdajemy sobie sprawę, że to nie stanie się w kilka miesięcy. Podchodzimy do tego realnie i dajemy sobie czas na rozwój – mamy do tej pory dwie działające prężnie filie: główna siedziba w Londynie i filia w Birmingham. Staramy się też nawiązywać kontakty w Polsce.
Sztuka współczesna – to może oznaczać dosłownie wszystko. Wyróżnia was stereotypowa chęć zaszokowania publiczności, wzbudzanie kontrowersji?
– Z szokowaniem jest tak, że to zależy od indywidualnych odczuć – każdego szokuje, co innego. My nie chcemy szokować pokazywaniem „flaków”. Chodzi o pokazanie kultury polskiej, ale taką, jaka ona jest tu i teraz, odmieniona przez czas i miejsce, w którym powstaje. To, kim jesteśmy, jest bardzo mocno ukształtowane na podstawie tego, skąd pochodzimy – w dużej mierze z Polski. Natomiast to, co nas otacza w Londynie i Wielkiej Brytanii, co nas interesuje to jak ta kultura polska wygląda w tej chwili, jak się manifestuje w swojej obecnej formie. Jeżeli są w niej elementy polskie, to jak one wyglądają – odmienione przez różne kategorie sztuki, przez indywidualne punkty widzenia artystów i ich doświadczenia londyńskie czy brytyjskie.
Interesuje też nas to, jak kultura polska jest postrzegana przez niepolskich artystów, których jednak coś w tej naszej kulturze interesuje, chociażby jeden element. Może jest to jakiś kawałek historii, może jakaś technika, może jakiś artysta. My się na nikogo i na nic nie zamykamy, ale jeśli chodzi o szokowanie, „uderzanie sztuką”, chodzi bardziej o łamanie stereotypu Polaka-robotnika fizycznego, który nie ma zainteresowań. Chociaż z mojego doświadczenia ten stereotyp umiera i to dosyć szybko.
Stereotypy te udaje się wam zmieniać? Z jakimi opiniami ze strony brytyjskiej społeczności na temat sztuki współczesnej do tej pory się pani spotkała?
– Bardzo ciekawe jest to, że artyści brytyjscy naszego pokolenia, czyli 20-30-latkowie, mają bardzo otwarty sposób odbierania sztuki. Choć nie chciałabym też wykluczać z grupy odbiorców działań PAiL starsze go pokolenia – bo często jest tak, że się bardzo dobrze rozumiemy i oni rozumieją nas.
Polscy artyści bardzo często występują w konfiguracjach, współpracując z artystami nie tylko polskiego pochodzenia. Dlatego też ciężko jednoznacznie powiedzieć: „Jestem polskim artystą”, bo ta definicja polskości jest już teraz trochę inna, nieco się zaciera. Nam chodzi między innymi o to, żeby wyłuskać polskie elementy i zobaczyć, co się z nimi w obcej kulturze stało. Nie budować skansenu dla tych polskich wartości i elementów kultury, tylko zobaczyć, co się z nimi dzieje w szerszym kontekście.
Podobnie miło przyjęli was polscy artyści, którzy na Wyspach działają już od lat?
– Generalnie, przyjęcie nas jako grupy było w porządku. Nie wiem, czy traktują nas jako konkurencję czy nie – ciężko mi to ocenić, bo, z mojego doświadczenia, jest zbyt mało okazji, aby te różnorodne grupy mogły się poznać.
Wydaje mi się, że często się kończy na promocji przez tego typu organizacje własnych wydarzeń, a za mało jest pola wymiany między specyficznymi grupami. Zwłaszcza pomiędzy grupami, które działają już od wielu lat a grupami takimi jak my – prezetnujących ten najmłodszy rzut Polonii. Jednak im bardziej będziemy manifestować, że młodzi artyści są i maja masę rzeczy do zaoferowania, że też trzeba ich brać pod uwagę, to sytuacją będzie dążyć ku lepszemu.
PAiL robi ukłon w stronę starszych pokoleń, zapraszając ich na organizowane przez siebie imprezy?
– Zapraszamy wszystkich, również przedstawicieli starszego pokolenia. Myślę, że to nie wynika z tego, ze chcemy jednoczyć jakieś specyficzne osoby albo grupy wiekowe, ani kategorie sztuki. Chodzi o stan umysłu – jeśli ktoś żyje w Wielkiej Brytanii, nieważne ile ma lat, i interesuje się tym, czym my się interesujemy, czyli współczesną sztuka i tym co się aktualnie dzieje, to myślę, że zainteresuje się tym, co mamy do zaoferowania. Wiek i pochodzenie nie ma wtedy wielkiego znaczenia. Ostatnio, 8 maja, zostaliśmy zaproszeni przez naszego patrona honorowego Muzeum Emigracji w Gdyni, którzy robią świetna pracę dla dokumentacji współczesnej emigracji – czyli tej, którą i my współtworzymy.
Magdalena Czubińska