Wieczór 21 listopada był zimny, wilgotny i wietrzny – typowo angielski. Przechodniom opatulonym w ciepłe płaszcze i szaliki otuchy dodawały jarzące się świąteczne dekoracje, które już się pojawiły na Regent Street i Portland Place. Tym kierującym się w stronę Ambasady RP w Londynie cieplej robiło się także na myśl o czekającym ich koncercie na rzecz Polskiej Fundacji Kulturalnej.
Ambasador Witold Sobków wraz z Anią Rut, organizatorką wieczoru serdecznie witali przybyłych gości i zapraszali na kieliszek szampana. W holu ambasady panowała radosna i przyjazna, ale jednocześnie podniosła atmosfera. Wesoły gwar rozmów przerwało zaproszenie konsula Ireneusza Truszkowskiego do sali na pierwszym piętrze, gdzie lada moment miał się rozpocząć koncert.
Słowo wstępne wygłosił ambasador Witold Sobków. Przywitał przybyłych i złożył serdeczne podziękowania Ani Rut, dzięki której mogliśmy przeżyć jedyne w swoim rodzaju, wyjątkowe spotkanie z kulturą, cieszące serca londyńskiej Polonii. W swoim wystąpieniu ambasador podkreślił, że wieczór jest poświęcony śp. Bronisławowi Rut.
Ania Rut starała się zorganizować ten wieczór od trzech lat. Jej mąż bardzo pragnął, to ich marzenie się spełniło.
– Dla mnie satysfakcją jest, że mimo różnych perypetii mogłam zrealizować to zadanie. Koncert chóru z Eton to zwieńczenie dziesięciu lat pracy na jeden charytatywny cel: dla PFK i „Dziennika Polskiego”. Wielkie podziękowania należą się tym, którzy uczestnicząc w imprezach wspierali „Dziennik”. Mam nadzieję, że los pozwoli nam wspólnie dbać o gazetę przez kolejne lata – mówiła Ania Rut.
Jesteśmy The Incognitos
Gwiazdą tego wieczoru był chór chłopięcy The Incognitos, którego członkami są uczniowie elitarnego Eton College. Grupa w swojej ponad 10-letniej historii podtrzymuje piękną tradycję śpiewania na głosy. Wkrótce po utworzeniu grupa zaczęła regularnie koncertować podczas oficjalnych obiadów dla gości szkoły, a także stała się formą rozrywki dla rezydentów uczelni. Ten nietypowy chór składa się w większości z adeptów ostatniego roku w klasie śpiewu, a także dwóch uczniów pierwszego roku, który wykonują linię wysokich tonów. Do najważniejszych sukcesów grupy można zaliczyć koncertowanie dla rodziny królewskiej podczas Grange Park Opera’s 10th Anniversary. Co jest nietypowe dla zespołu stworzonego w ramach szkoły muzycznej, członkowie The Incognitos samodzielnie ustalają skład grupy, zarządzają nią i organizują przesłuchania. Pomaga im w tym dyrektor muzyczny, którego też sami też wybierają. W tym roku został nim Tim Johnson, który również był obecny na koncercie.
Chłopcy zaprezentowali nietuzinkowy talent i kunszt wokalny, a także zdolności konferansjerskie, rozbawiając kilkakrotnie zgromadzoną publiczność. Występ rozpoczęli polskim zdaniem: „Dobry wieczór, jesteśmy The Incognitos”. W programie znalazły się przeboje muzyki poważnej, współczesnej i popularnej – autorami utworów byli m.in. Anders Edenroth, Cole Porter, Willliam Byrd, Billy Joel czy Eric Clapton. Samo wykonanie było charakterystyczne dla muzyki a cappella w bliskiej harmonii głosów, tj. poprzez śpiewanie najbliższych sobie dźwięków akordu w ramach jednej oktawy. Nie brakowało także elementów bluesowych i jazzowych. Szczególnie wzruszające było wykonanie „Tears In Heaven” Erica Claptona – znanej na całym świecie piosenki, którą artysta napisał po śmierci swojego dziecka. Niesamowicie świeże, oryginalne, a nawet nieco zaskakujące było także wykonanie popularnego hitu muzyki pop „Wonderwall” grupy Oasis, napisanego przez jej lidera i wokalistę Noela Gallaghera. Wszystkie utwory zostały nagrodzone hucznymi brawami, za co The Incognitos nie pozostali dłużni wykonując na zakończenie jeszcze jeden, dodatkowy utwór. Owacjom nie było końca. Publiczność była zachwycona wieczorem. Gratulacje składali organizatorce wszyscy obecni.Na zakończenie części oficjalnej głos zabrał redaktor naczelny „Dziennika” Jarosław Koźmiński. Wokalistom wręczono róże, a redaktor podziękował ambasadorowi za „gościnność” i jeszcze raz Ani Rut, bez której wieczór nie byłoby takim sukcesem.
Za kulisami
Po koncercie przyszedł czas na kolację i rozmowy w kuluarach. „Dziennikowi” udało się porozmawiać z dyrektorem muzycznym Timem Johnsonem, a także z dwoma członkami grupy The Incognitos.
– Wszyscy jesteśmy bardzo dumni z chłopców. Występ w polskiej ambasadzie to był olbrzymi przywilej i wiem, że chłopcy bardzo to doceniają. Cieszę się, ze mogłem ich wspierać w tym dniu – powiedział Tim Johnson. – The Incognitos występowali podczas wielu wysokiej klasy wydarzeń, zarówno w kraju, jak i za granicą. Ostatnim szczególnie ważnym przeżyciem dla chłopców był wyjazd do Japonii – dodał. Zapytany jak sobie radzi z okiełznaniem takiej grupy dorastających nastolatków, odpowiada, ze śmiechem, że są to bardzo dojrzali chłopcy, więc nie ma żadnych problemów z dyscypliną.
Sam Harris należy do grupy już trzeci rok. Jak powiedział w rozmowie z Dziennikiem oficjalnie chór pod tą nazwą istnieje od roku 1994, jednak jego początki sięgają lat 60. XX wieku. – W tym roku grupa planujemy nagranie płyty CD. To nie jest pierwsza płyta grupy, ale poprzednia jest już dość stara. W przyszłym roku cześć członków grupy odejdzie wraz zakończeniem edukacji w Eton College. Zostaną oni zastąpieni nowym pokoleniem, które przyjedzie do tej szkoły uczyć się muzyki – tłumaczył Sam. Na pytanie o wrażenia z koncertu odparł bez wahania: Jestem bardzo zadowolony z występu i zachwycony atmosferą, jaka tu panuje. Średnio koncertujemy raz, dwa razy w tygodniu. Nie zawsze są to takie duże koncerty, jak ten dzisiaj. Częściej śpiewamy na bankietach i tym podobnych kameralnych imprezach. Za każdym razem jednak spotykamy się z bardzo ciepłym przyjęciem – dodał.
Sam opowiadał także o życiu The Incognitos „za kulisami”. Najmłodsi członkowie grupy mają 13 i 14 lat. Są ważną częścią zespołu, ponieważ ich głosy nie przeszły jeszcze mutacji, dzięki czemu są w stanie zaśpiewać bardzo wysokie dźwięki. Pozostali chłopcy mają po 17-18 lat. – Spędzamy ze sobą dużo czasu, nie tylko podczas prób chóru, ale także na innych zajęciach w szkole muzycznej. Znamy się bardzo dobrze, wobec tego jesteśmy przyjaciółmi także po koncertach – wyznał Sam. Oprócz tego, że często bywają „na salonach” są normalnymi nastolatkami. W wolnym czasie uprawiają sport, część z nich gra w rugby, inni w piłkę nożną. Dodatkowo Sam interesuje się tworzeniem muzyki popularnej, a jego ulubionym zespołem z tego gatunku jest Queen. – W przyszłym roku idę na uniwersytet, mam zapewnione stypendium na uczelni w Cambridge. Chciałbym pracować w branży muzycznej, jeszcze nie wiem, czy jako producent, czy jako wykonawca, a może będę pisał piosenki. Moim ulubionym gatunkiem muzyki jest pop i w tym kierunku chciałbym się rozwijać. Zdaję sobie sprawę z tego, że jest w tym obszarze duża konkurencja, wiec przede mną jeszcze dużo pracy – skwitował.
Śpiewać mimo wszystko
Innym młodym artysta, z którym udało się porozmawiać był Sebastian Cock, który dołączył do grupy 4 lata temu, jako młody chłopak śpiewający wysokim tenorem. – Bardzo podoba mi się to, co robimy, czuje się spełniony, że mogę uczestniczyć w takim koncercie jak ten – powiedział. Sebastian także ma zapewnione miejsce na uczelni muzycznej i pragnie kontynuować naukę śpiewu. W wolnym czasie Sebastian uprawa typowo angielską dyscyplinę sportową, a mianowicie polo. – Oprócz tego robię to co każdy odrabiam lekcje, uczęszczam na zajęcia ze śpiewu. Uważam, że to wielki zaszczyt śpiewać w tej grupie, a główna zasługa ale też odpowiedzialność za występy spoczywa na naszym wspaniałym nauczycielu, Timie Johnsonie – dodał. Na pytanie, ile czasu poświęca na ćwiczenia śpiewu, odpowiedział, że 4-5 godzin tygodniowo. – To jest trochę inaczej niż z grą na instrumencie, kiedy można ćwiczyć godzinami. W przypadku śpiewu, to ty jesteś instrumentem i musisz włożyć cały wysiłek, aby wydobyć z siebie melodię. Wbrew pozorom śpiewanie jest bardzo męczące, więc nie da się ćwiczyć bardzo dużo – tłumaczył.
Sebastian wspomniał też o ich popisowym numerze „Wonderwall” Oasis. – Tak, to ciekawa aranżacja, bardzo jazzowa, jest jedną z moich ulubionych. To wykonanie zostało stworzone jakieś 10 lat temu przez ówczesnego lidera grupy. Uważam, ze wykonał naprawdę dobrą robotę, a dowodem na to, jest fakt, że cały czas tę aranżację wykonujemy podczas swoich koncertów i wszystkim się podoba – dodał. Dla śpiewaka najgorszą zmorą jest przeziębienie czy ból gardła. Jest to temat szczególnie drażliwy teraz, podczas jesienno-zimowych słot. Sebastian wyznał, że właśnie jest po chorobie. – Im więcej ćwiczysz tym struny głosowe robią się odporniejsze na ból – stwierdził. Zapytany, co robi, gdy jednak dopadnie go przeziębienie odparł ze śmiechem: to co wszyscy Anglicy – biorę paracetamol i witaminę C. – W takiej sytuacji niewiele można zrobić. Jeżeli czujesz się naprawdę źle, możesz przełożyć nagranie albo spróbować przełamać swoją słabość i śpiewać mimo wszystko – powiedział.
Na koncercie byli obecni także rodzice wokalistów, w tym także rodzice Sebastiana – Martin i Rosemary. – O tym, że Sebastian pójdzie do Eton College zadecydowaliśmy wspólnie. Oczywiście był wtedy małym chłopcem i trzeba byłoby go ukierunkować, ale liczyliśmy się z jego zdaniem. Szkoła się mu spodobała na tyle, że teraz jest już na szóstym roku, z czego jesteśmy bardzo dumni – podsumowali.
Tekst i fot. Magdalena Grzymkowska