Lokalny historyk Michael Parrot interesuje się dywizjonem od dawna, napisał nawet poświęconą mu książkę, pt. „Exeter’s Guardian Angels”. Kiedy prowadził badania na miejscowym cmentarzu, okazało się, że w jednej z kaplic znajduje się drewniana tablica z inskrypcją dedykowaną jakiemuś polskiemu pilotowi z Dywizjonu 307. Parrot zainteresował się sprawą. Napis został przetłumaczony, a dotyczył Kazimierza Jaworskiego, który zginął w misji nad Arnhem. I tak rozpoczęła się przygoda Brytyjczyka, kroczącego śladem polskiej eskadry, która jak się okazało, broniła również jego miasta. – Tablica ta znalazła się na cmentarzu w Exeter najprawdopodobniej dlatego, iż rodzina chciała, aby członek dywizjonu został upamiętniony wśród swoich kolegów – mówi Andrzej Michalski z Portsmouth, bliski krewny leżącego na Powązkach majora Leona Michalskiego, jednego z przeszło tysiąca pilotów, którzy w czasie wojny służyli w „Lwowskich Puchaczach”.
Parrot zaczął przeszukiwać lokalną prasę sprzed 70 lat i w ten sposób dowiedział się o uroczystości, która odbyła się w Exeter 15 listopada 1942 roku. Dywizjon stacjonował wówczas w tym mieście już przez dwa lata, a jego celem była wtedy obrona południowo-zachodnich wybrzeży Anglii, w tym Exeter i jego okolic. Dwa lata to bardzo długo w wojennej zawierusze. Musiała się między tymi lotnikami, a lokalnymi liderami i mieszkańcami miasta nawiązać szczególna więź, tym bardziej, że wiedzieli oni, iż ci chłopcy z dalekiego kraju ich właśnie bronią, zamiast walczyć u siebie, za własny – nie cudzy – powrót do normalności. Trudno już dzisiaj dociec, kto był inicjatorem wciągnięcia polskiej flagi na maszt. Grunt, że do tego doszło, a Exeter stało się pierwszym brytyjskim miastem, które czciło cudze barwy narodowe na znak bliskich związków z tymi, których symbolizowały. Miejscowa prasa cytowała słowa burmistrza, Rowlanda Glave’a: „Ludzie z tej polskiej eskadry byli naszymi aniołami stróżami przez ponad dwa lata. (…) Będziemy z dumą prezentować tę flagę na naszym ratuszu, przypominając przyszłym pokoleniom co zrobiła dla nas Polska i kogo podarowała nam w tych najczarniejszych godzinach przez jakie przechodził nasz kraj”. Cytowano także słowa ówczesnego dowódcy Dywizjonu 307, majora pilota Jana Michałowskiego: „Niech to będzie demonstracją naszej przyjaźni i wyrazem naszej wdzięczności dla mieszkańców Exeter w dowód serdeczności jaką nas obdarowaliście. Niech ta flaga będzie znakiem pokoju, który zjednoczy nasze narody. Niech ona przypomina mieszkańcom Exeter, kiedy wojna się zakończy, że Polacy i Devończycy walczyli kiedyś razem w jednej sprawie” (za: Łukasz Kieruczenko, Exeter.pl). Kilka miesięcy później, major Michałowski zginął, podczas próbnego lądowania na jednym silniku. Spoczął na cmentarzu w Exeter, jako jeden z trzydziestu leżących tam polskich lotników. Dziewiętnastu spośród nich służyło w Dywizjonie 307. A pierwotnej flagi w ratuszu już nie ma. Jak ustalono, zginęła jeszcze w latach 50.
Michael Parrot w 2012 roku przypomniał miastu jego zapomnianych obrońców. – Uznał, że 70. rocznica wciągnięcia polskiej flagi na maszt Exeter to okazja aby powtórzyć ten gest. Zaproponował, żeby tę tradycję pielęgnować co roku i zaczął szukać krewnych członków dywizjonu. Dwa lata temu udało mu się doprowadzić do ceremonii poświęcenia polskiej flagi i powtórnego wciągnięcia jej na miejski maszt, a 15 listopada uchwalono „Dniem Dywizjonu 307” w Exeter. Dzięki tej akcji, polskich lotników przypomniały brytyjskie media. „Okazało się”, że w RAF walczyło piętnaście typowo polskich dywizjonów: cztery bombowe, większość myśliwskie, a 307 był unikalny – relacjonuje Andrzej Michalski.
Podczas ubiegłorocznej wystawy w ratuszu, Michael Parrot poznał Marcina Piórkowskiego, z którym założyli organizację pod nazwą „307 Squadron Project ” oraz nagrali wywiad z 98-letnim Stanisławem Janusiewiczem, ostatnim członkiem Dywizjonu 307, który mieszka w Exeter. Ostatnim, ale nie jedynym w ogóle. W Anglii mieszka ponadto ppłk. Franciszek Kornicki, ostatni żyjący dowódca dywizjonów Polskich Sił Powietrznych na Zachodzie, którego syn Ryszard jest przewodniczącym Komitetu Pomnika Lotników Polskich w Northolt i podczas tegorocznej uroczystości w Exeter wygłosił wykład o wkładzie polskich lotników w obronę W. Brytanii. – Wiemy, że w Polsce mieszka Jan Janczak, członek dywizjonu, i gdzieś na świecie pewnie ktoś jeszcze, ale tego na razie nie ustaliliśmy – dodaje Michalski, który dołączył do teamu jako trzeci. W trójkę przygotowali w maju tego roku wystawę w Domu Polskim w Ilford Park (Ilford Park Polish Home) – ostatnim z tzw. obozów przesiedlenia, nad którym opiekę do dzisiaj sprawuje brytyjskie Ministerstwo Obrony, na podstawie wydanego w 1947 roku the Polish Resettlement Act. Od lat w Ilford Park prowadzony jest dom opieki dla polskich weteranów wojennych, lokalnie znany jako „Little Poland”.
Wśród gości, obecnych na tegorocznej uroczystości w Exeter, nie zabrakło kilkupokoleniowych rodzin. Z Warszawy przyleciała Barbara Michałowska-Mrożek, córka dowódcy Dywizjonu 307 majora Jana Michałowskiego, jej syn Michał i wnuk Jan. – Nawiązaliśmy kontakt z autorami książek o dywizjonie, m.in. z Andrzejem Janczakiem, synem Jana. Zaprosiliśmy ich do Exeter, niestety nie mogli przyjechać, ale od nich dostaliśmy kontakt do pani Barbary Michałowskiej. Miała rok, jak jej ojciec poszedł na wojnę i więcej go nie zobaczyła. Przywitaliśmy panią Michałowską biało-czerwonymi różami, a potem pojechaliśmy na cmentarz. To był pierwszy etap uroczystości, który odbył się w dosyć wąskim gronie. Pani Barbara położyła wieniec na grobie ojca, a Ryszard Kornicki pod pomnikiem poświęconym lotnikom. Warto też wspomnieć, czy raczej sobie uświadomić, że na cmentarzu w Exeter spoczywają żołnierze różnych nacji, wśród nich także ci Niemcy, których samoloty zestrzelił Dywizjon 307 – zauważa Michalski. Spotkanie w ratuszu z władzami miasta, które odbyło się w następnej kolejności, zakończył ów kulminacyjny moment wciągnięcia na maszt polskiej flagi.
– Sala, w której odbyło się spotkanie, wychodzi na balkon, gdzie są trzy maszty, na jednym wisi flaga Exeter, na drugim brytyjska i jeden pusty, przygotowany był dla naszej – relacjonuje Andrzej. – Burmistrz Prowse wciągnął flagę, a towarzyszyli mu Barbara Michałowska, Ryszard Kornicki i Robert Gretzyngier, który zajmuje się historią Polskich Sił Powietrznych na Zachodzie. W tym czasie, na ulicy spontanicznie zatrzymywali się ludzie, a byli też tacy, którzy przyszli specjalnie, by to zobaczyć, jak grupa kibiców. Przynieśli ze sobą bardzo ładny transparent i zaintonowali hymn, który Polacy pociągnęli – dodaje Michalski. Wśród gości uroczystości byli także obecni Attache Obrony przy Ambasadzie RP w Londynie płk Ryszard Tomczak i Artur Bildziuk prezes Stowarzyszenia Lotników Polskich. Przy organizacji przedsięwzięcia pomogły także Jadwiga Mucha i Magdalena Janowska z miejscowej polskiej szkoły sobotniej, której sztandar zdobi motto „Semper Fidelis”, charakterystyczne dla Lwowa, lecz widniejące również w herbie Exeter. 307 Squadron Project powstał po to, aby pamięć o dywizjonie Brytyjczycy pielęgnowali wspólnie z Polakami, przyczyniając się do budowy bliskich stosunków między naszymi nacjami. Chodzi przecież ciągle o to samo: o pamięć dokonań, ale również o integrację, pobudzenie wzajemnego zainteresowania i więzi. Tym, co niewątpliwie pociąga, jest poszukiwanie żyjących jeszcze lotników i ich krewnych. Tony’ego Wijaszko, Mike’a Wojczynskiego i Andrzeja Michalskiego Michael znalazł przez Internet blisko dwa lata temu. – Tony jest synem Tadeusza Wijaszko, mechanika radarowego. Mike to syn pilota, Edwarda. W Londynie mieszka jeszcze pani Janina Struk, córka Władysława Struka, który był mechanikiem – wylicza Andrzej. – Na wystawie dużym zainteresowaniem cieszyły się pamiątki, dokumenty, log book oraz medale mojego wuja Leona. Jakieś pół roku temu napisałem do MOD czy przysługiwały mu jakieś odznaczenia za służbę w czasie wojny, bo wiedziałem, że nie odebrał medali po wojnie. Odpisano mi, że sprawdzą to w archiwach RAF i dadzą znać. Dwa miesiące później, jako krewny lotnika, otrzymałem za jego służbę cztery brytyjskie medale – opowiada.
Wystawę tworzyły plansze ze zdjęciami i informacjami w dwóch językach, artefakty i dokumenty oraz książki dotyczące tematu PSP. Swoje stanowisko mieli także goście z Polskiego Klubu Miłośników Historii „Orzeł Biały” w Brighton: Beata Sobota i Marek Wierzbicki. – Dodatkowo przygotowaliśmy podkład muzyczny, w tle wystawy leciały polskie i angielskie piosenki z okresu wojny. Wyświetlaliśmy także zdjęcia członków dywizjonu i puszczaliśmy angielski film o samolotach Mosquito. Widać było, że wystawa się podoba, więc myślimy o tym, żeby powtórzyć ją w różnych miejscach Anglii – mówi Andrzej. – Przed chwilą spojrzałem na komputer, przyszedł mail od kogoś z Ameryki, kto chce nam przysłać skany dokumentów, dotyczących dywizjonu. A pewna brytyjska rodzina przyniosła nam pudełko z pamiątkami, znalezione na strychu. Należało do babci. W młodości miała chłopaka z tego dywizjonu, który niestety zginął, ale ona przechowywała fotografie, listy, naszywki z munduru… W pudełku była także specjalnie grawerowana zapalniczka, słowem: cały zestaw pilota. Marzy nam się, że jak zbierzemy już dostatecznie duże zbiory, to może stworzymy muzeum– dodaje Michalski.
Elżbieta Sobolewska