02 grudnia 2014, 11:07 | Autor: Elżbieta Sobolewska
Flaga na maszt
Michael Parrott, Michał Mrożek(wnuk dowódcy dywizjonu 307) Andrzej Michalski, Marcin Piórkowski
Michael Parrott, Michał Mrożek(wnuk dowódcy dywizjonu 307) Andrzej Michalski, Marcin Piórkowski
307 Squadron Project to polsko-brytyjska inicjatywa non-profit, której celem jest zgłębianie historii 307 Dywizjonu „Lwowskich Puchaczy”. Był to jedyny polski nocny dywizjon myśliwski, działający w Wielkiej Brytanii w okresie II wojny światowej. Tysiąc osób, głównie Brytyjczyków, przyciągnęła ekspozycja dotycząca losów tego dywizjonu, przygotowana przez kilku pasjonatów historii w ratuszu miejskim w Exeter, w dniach 13-15 listopada. Kulminacyjnym momentem była uroczystość wciągnięcia na maszt ratusza polskiej flagi.

Lokalny historyk Michael Parrot interesuje się dywizjonem od dawna, napisał nawet poświęconą mu książkę, pt. „Exeter’s Guardian Angels”. Kiedy prowadził badania na miejscowym cmentarzu, okazało się, że w jednej z kaplic znajduje się drewniana tablica z inskrypcją dedykowaną jakiemuś polskiemu pilotowi z Dywizjonu 307. Parrot zainteresował się sprawą. Napis został przetłumaczony, a dotyczył Kazimierza Jaworskiego, który zginął w misji nad Arnhem. I tak rozpoczęła się przygoda Brytyjczyka, kroczącego śladem polskiej eskadry, która jak się okazało, broniła również jego miasta. – Tablica ta znalazła się na cmentarzu w Exeter najprawdopodobniej dlatego, iż rodzina chciała, aby członek dywizjonu został upamiętniony wśród swoich kolegów – mówi Andrzej Michalski z Portsmouth, bliski krewny leżącego na Powązkach majora Leona Michalskiego, jednego z przeszło tysiąca pilotów, którzy w czasie wojny służyli w „Lwowskich Puchaczach”.

Parrot zaczął przeszukiwać lokalną prasę sprzed 70 lat i w ten sposób dowiedział się o uroczystości, która odbyła się w Exeter 15 listopada 1942 roku. Dywizjon stacjonował wówczas w tym mieście już przez dwa lata, a jego celem była wtedy obrona południowo-zachodnich wybrzeży Anglii, w tym Exeter i jego okolic. Dwa lata to bardzo długo w wojennej zawierusze. Musiała się między tymi lotnikami, a lokalnymi liderami i mieszkańcami miasta nawiązać szczególna więź, tym bardziej, że wiedzieli oni, iż ci chłopcy z dalekiego kraju ich właśnie bronią, zamiast walczyć u siebie, za własny – nie cudzy – powrót do normalności. Trudno już dzisiaj dociec, kto był inicjatorem wciągnięcia polskiej flagi na maszt. Grunt, że do tego doszło, a Exeter stało się pierwszym brytyjskim miastem, które czciło cudze barwy narodowe na znak bliskich związków z tymi, których symbolizowały. Miejscowa prasa cytowała słowa burmistrza, Rowlanda Glave’a: „Ludzie z tej polskiej eskadry byli naszymi aniołami stróżami przez ponad dwa lata. (…) Będziemy z dumą prezentować tę flagę na naszym ratuszu, przypominając przyszłym pokoleniom co zrobiła dla nas Polska i kogo podarowała nam w tych najczarniejszych godzinach przez jakie przechodził nasz kraj”. Cytowano także słowa ówczesnego dowódcy Dywizjonu 307, majora pilota Jana Michałowskiego: „Niech to będzie demonstracją naszej przyjaźni i wyrazem naszej wdzięczności dla mieszkańców Exeter w dowód serdeczności jaką nas obdarowaliście. Niech ta flaga będzie znakiem pokoju, który zjednoczy nasze narody. Niech ona przypomina mieszkańcom Exeter, kiedy wojna się zakończy, że Polacy i Devończycy walczyli kiedyś razem w jednej sprawie” (za: Łukasz Kieruczenko, Exeter.pl). Kilka miesięcy później, major Michałowski zginął, podczas próbnego lądowania na jednym silniku. Spoczął na cmentarzu w Exeter, jako jeden z trzydziestu leżących tam polskich lotników. Dziewiętnastu spośród nich służyło w Dywizjonie 307. A pierwotnej flagi w ratuszu już nie ma. Jak ustalono, zginęła jeszcze w latach 50.

Od lewej Michael Parrott, Robert Gretzyngier, Pułkownik Ryszard Tomczak, Barbara Michałowska-Mrożek, Ryszard Kornicki, Lord Mayor Councillor Prowse, pan z obsługi ratusza
Od lewej Michael Parrott, Robert Gretzyngier, Pułkownik Ryszard Tomczak, Barbara Michałowska-Mrożek, Ryszard Kornicki, Lord Mayor Councillor Prowse, pan z obsługi ratusza

Michael Parrot w 2012 roku przypomniał miastu jego zapomnianych obrońców. – Uznał, że 70. rocznica wciągnięcia polskiej flagi na maszt Exeter to okazja aby powtórzyć ten gest. Zaproponował, żeby tę tradycję pielęgnować co roku i zaczął szukać krewnych członków dywizjonu. Dwa lata temu udało mu się doprowadzić do ceremonii poświęcenia polskiej flagi i powtórnego wciągnięcia jej na miejski maszt, a 15 listopada uchwalono „Dniem Dywizjonu 307” w Exeter. Dzięki tej akcji, polskich lotników przypomniały brytyjskie media. „Okazało się”, że w RAF walczyło piętnaście typowo polskich dywizjonów: cztery bombowe, większość myśliwskie, a 307 był unikalny – relacjonuje Andrzej Michalski.

Podczas ubiegłorocznej wystawy w ratuszu, Michael Parrot poznał Marcina Piórkowskiego, z którym założyli organizację pod nazwą „307 Squadron Project ” oraz nagrali wywiad z 98-letnim Stanisławem Janusiewiczem, ostatnim członkiem Dywizjonu 307, który mieszka w Exeter. Ostatnim, ale nie jedynym w ogóle. W Anglii mieszka ponadto ppłk. Franciszek Kornicki, ostatni żyjący dowódca dywizjonów Polskich Sił Powietrznych na Zachodzie, którego syn Ryszard jest przewodniczącym Komitetu Pomnika Lotników Polskich w Northolt i podczas tegorocznej uroczystości w Exeter wygłosił wykład o wkładzie polskich lotników w obronę W. Brytanii. – Wiemy, że w Polsce mieszka Jan Janczak, członek dywizjonu, i gdzieś na świecie pewnie ktoś jeszcze, ale tego na razie nie ustaliliśmy – dodaje Michalski, który dołączył do teamu jako trzeci. W trójkę przygotowali w maju tego roku wystawę w Domu Polskim w Ilford Park (Ilford Park Polish Home) – ostatnim z tzw. obozów przesiedlenia, nad którym opiekę do dzisiaj sprawuje brytyjskie Ministerstwo Obrony, na podstawie wydanego w 1947 roku the Polish Resettlement Act. Od lat w Ilford Park prowadzony jest dom opieki dla polskich weteranów wojennych, lokalnie znany jako „Little Poland”.

Mike Wojczynski i Steve Cunliffe (Krzykacz Miejski)
Mike Wojczynski i Steve Cunliffe (Krzykacz Miejski)

Wśród gości, obecnych na tegorocznej uroczystości w Exeter, nie zabrakło kilkupokoleniowych rodzin. Z Warszawy przyleciała Barbara Michałowska-Mrożek, córka dowódcy Dywizjonu 307 majora Jana Michałowskiego, jej syn Michał i wnuk Jan. – Nawiązaliśmy kontakt z autorami książek o dywizjonie, m.in. z Andrzejem Janczakiem, synem Jana. Zaprosiliśmy ich do Exeter, niestety nie mogli przyjechać, ale od nich dostaliśmy kontakt do pani Barbary Michałowskiej. Miała rok, jak jej ojciec poszedł na wojnę i więcej go nie zobaczyła. Przywitaliśmy panią Michałowską biało-czerwonymi różami, a potem pojechaliśmy na cmentarz. To był pierwszy etap uroczystości, który odbył się w dosyć wąskim gronie. Pani Barbara położyła wieniec na grobie ojca, a Ryszard Kornicki pod pomnikiem poświęconym lotnikom. Warto też wspomnieć, czy raczej sobie uświadomić, że na cmentarzu w Exeter spoczywają żołnierze różnych nacji, wśród nich także ci Niemcy, których samoloty zestrzelił Dywizjon 307 – zauważa Michalski. Spotkanie w ratuszu z władzami miasta, które odbyło się w następnej kolejności, zakończył ów kulminacyjny moment wciągnięcia na maszt polskiej flagi.

– Sala, w której odbyło się spotkanie, wychodzi na balkon, gdzie są trzy maszty, na jednym wisi flaga Exeter, na drugim brytyjska i jeden pusty, przygotowany był dla naszej – relacjonuje Andrzej. – Burmistrz Prowse wciągnął flagę, a towarzyszyli mu Barbara Michałowska, Ryszard Kornicki i Robert Gretzyngier, który zajmuje się historią Polskich Sił Powietrznych na Zachodzie. W tym czasie, na ulicy spontanicznie zatrzymywali się ludzie, a byli też tacy, którzy przyszli specjalnie, by to zobaczyć, jak grupa kibiców. Przynieśli ze sobą bardzo ładny transparent i zaintonowali hymn, który Polacy pociągnęli – dodaje Michalski. Wśród gości uroczystości byli także obecni Attache Obrony przy Ambasadzie RP w Londynie płk Ryszard Tomczak i Artur Bildziuk prezes Stowarzyszenia Lotników Polskich. Przy organizacji przedsięwzięcia pomogły także Jadwiga Mucha i Magdalena Janowska z miejscowej polskiej szkoły sobotniej, której sztandar zdobi motto „Semper Fidelis”, charakterystyczne dla Lwowa, lecz widniejące również w herbie Exeter. 307 Squadron Project powstał po to, aby pamięć o dywizjonie Brytyjczycy pielęgnowali wspólnie z Polakami, przyczyniając się do budowy bliskich stosunków między naszymi nacjami. Chodzi przecież ciągle o to samo: o pamięć dokonań, ale również o integrację, pobudzenie wzajemnego zainteresowania i więzi. Tym, co niewątpliwie pociąga, jest poszukiwanie żyjących jeszcze lotników i ich krewnych. Tony’ego Wijaszko, Mike’a Wojczynskiego i Andrzeja Michalskiego Michael znalazł przez Internet blisko dwa lata temu. – Tony jest synem Tadeusza Wijaszko, mechanika radarowego. Mike to syn pilota, Edwarda. W Londynie mieszka jeszcze pani Janina Struk, córka Władysława Struka, który był mechanikiem – wylicza Andrzej. – Na wystawie dużym zainteresowaniem cieszyły się pamiątki, dokumenty, log book oraz medale mojego wuja Leona. Jakieś pół roku temu napisałem do MOD czy przysługiwały mu jakieś odznaczenia za służbę w czasie wojny, bo wiedziałem, że nie odebrał medali po wojnie. Odpisano mi, że sprawdzą to w archiwach RAF i dadzą znać. Dwa miesiące później, jako krewny lotnika, otrzymałem za jego służbę cztery brytyjskie medale – opowiada.

W tym czasie, na ulicy spontanicznie zatrzymywali się ludzie, a byli też tacy, którzy przyszli specjalnie, by to zobaczyć, jak grupa kibiców.
W tym czasie, na ulicy spontanicznie zatrzymywali się ludzie, a byli też tacy, którzy przyszli specjalnie, by to zobaczyć, jak grupa kibiców.

Wystawę tworzyły plansze ze zdjęciami i informacjami w dwóch językach, artefakty i dokumenty oraz książki dotyczące tematu PSP. Swoje stanowisko mieli także goście z Polskiego Klubu Miłośników Historii „Orzeł Biały” w Brighton: Beata Sobota i Marek Wierzbicki. – Dodatkowo przygotowaliśmy podkład muzyczny, w tle wystawy leciały polskie i angielskie piosenki z okresu wojny. Wyświetlaliśmy także zdjęcia członków dywizjonu i puszczaliśmy angielski film o samolotach Mosquito. Widać było, że wystawa się podoba, więc myślimy o tym, żeby powtórzyć ją w różnych miejscach Anglii – mówi Andrzej. – Przed chwilą spojrzałem na komputer, przyszedł mail od kogoś z Ameryki, kto chce nam przysłać skany dokumentów, dotyczących dywizjonu. A pewna brytyjska rodzina przyniosła nam pudełko z pamiątkami, znalezione na strychu. Należało do babci. W młodości miała chłopaka z tego dywizjonu, który niestety zginął, ale ona przechowywała fotografie, listy, naszywki z munduru… W pudełku była także specjalnie grawerowana zapalniczka, słowem: cały zestaw pilota. Marzy nam się, że jak zbierzemy już dostatecznie duże zbiory, to może stworzymy muzeum– dodaje Michalski.

Elżbieta Sobolewska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

komentarze (0)

_