Kilka dni temu na polskim rynku wydawniczym ukazała się książka „Zapach Boga”. To zbiór wypowiedzi kard. Konrada Krajewskiego – najbliższego współpracownika papieża Franciszka. Pośród wielu opisanych tam interesujących historii, znajdujemy też tę, która może być świetną ilustracją do dzisiejszej liturgii Słowa. Kardynał opowiada, jak pewnego wieczora zadzwonił do niego jeden z dostojników pracujących w Watykanie. Miał on pretensje, że wokół bazyliki Św. Piotra, pod kolumnadą śpią bezdomni (zezwolił na to kard. Krajewski). „Słuchaj, sprowadziłeś tych biednych wokół bazyliki. Sikają przed drzwiami z brązu w naszym domu. Może dość tego?” – nie krył oburzenia hierarcha. Kardynał odpowiedział, że jest taki fragment w Ewangelii, który opowiada o człowieku, którego imienia nie znamy, ale pod jego drzwiami leżał żebrak Łazarz. „Póki ksiądz nie wpuści bezdomnych do swojego domu, nie pozwoli iść do ubikacji, póki nie da im swojego niepokalanego ręcznika (który siostry prasują kilka razy dziennie), póki sam nie zrobi tym ludziom kawy (bo sióstr wieczorem już nie ma) – to tak będzie. Oni będą tam siusiali, dopóki ksiądz im nie otworzy” – odpowiedział kardynał.
Przed tygodniem mówiłem, że żyjąc bez miłości, już tu na ziemi sami sobie gotujemy piekło. W ten właśnie sposób piekło zgotował sobie bogacz z dzisiejszej Ewangelii. Co z tego, że był wierzący? Co z tego, że w Abrahamie widział swojego ojca? I tak został potępiony. Dlaczego? Z całą pewnością nie z powodu bogactwa, które posiadał. Został potępiony nie za to, co miał, czy co robił, ale za to, czego nie zrobił. Trafił do piekielnych otchłani, ponieważ dopuścił się grzechu zaniedbania. Mógł Łazarzowi dać jeść, mógł dać mu pić, mógł dać mu odzienie, mógł go przyjąć pod swój dach… Niczego takiego jednak nie zrobił. Sam sobie zgotował piekło, ponieważ zapomniał, że człowiek jest drogą życia człowieka.
Również przed tygodniem mówiłem, że będziemy sądzeni z miłości, to znaczy z naszego stosunku do najbardziej zagubionych, zapomnianych, ubogich duchem i ubogich materialnie, odtrąconych przez społeczeństwo, wykluczonych, pogrążonych w słabości. Co w minionym tygodniu zrobiłeś dobrego? Kogo kochasz i co to znaczy, że kochasz? Pokaż dzisiaj Bogu swoje dobre czyny. Ale zobacz też swoje zaniedbania: co powinieneś zrobić, a jednak tego nie zrobiłeś. Praca nad sobą nie polega na wyzbyciu się wszystkich grzechów i wad. To nie dążenie do doskonałości. Praca nad sobą to spełnianie dobra w swoim życiu. Słowo stawia nam dzisiaj konkretne pytanie: jakie dobro dajesz drugiemu człowiekowi?
Rozważając Ewangelię o bogaczu i Łazarzu, najczęściej utożsamiamy się z tym pierwszym. Zapominamy wówczas, że pośród nas wielu jest również takich, których życie przypomina żywot Łazarza. Od miesięcy, a może nawet od lat czekają na konkretną miłość: telefon od syna, odwiedziny wnuków, czułe „kocham Cię” z ust męża, pomoc w spłacie kredytu, dostrzeżenie przez szefa – pracodawcę, dającą nadzieję lekarską diagnozę… Jeśli czujesz się dzisiaj jak Łazarz, pamiętaj, że imię to dosłownie oznacza „Bóg pomaga”. Jeśli natomiast dostrzegasz dzisiaj w sobie owego nieszczęsnego bogacza, pamiętaj, że możesz stać się narzędziem w ręku Boga, a więc tym, przez którego Bóg pomaga. Bądź zatem życzliwy dla każdego, ponieważ każdy, kogo spotykasz, toczy ciężką bitwę, o której nie masz pojęcia. Drogą prowadzącą do otchłani jest pozbawiona miłości i bliskości izolacja oraz iluzja spełnionego życia. Drogą prowadzącą do Boga jest drugi człowiek.
ks. Bartosz Rajewski jest proboszczem polskiej parafii p.w. Św. Wojciecha na South Kensington w Londynie (Little Brompton Oratory, dawne Duszpasterstwo Akademickie). Msze św. w niedzielę 12.45 i 18.30.