03 stycznia 2023, 12:47

Aleksandra Podhorodecka

 

Muszę powiedzieć, że z dużą rezerwą podchodzę do wszystkich demonstracji, protestów, awantur organizowanych przez różne grupy typu „Just Stop Oil”, „Extinction Rebellion” czy „Animal Rebellion”, które mają bardzo chlubny cel, ale bardzo dziwne metody zwracania naszej uwagi na zagrożenia. Wszyscy wiemy, że zaburzenia w równowadze środowiska i przyrody prowadzą do wyniszczenia naturalnych zasobów naszej planety i kataklizmów typu powodzi, suszy, huraganów czy topnienia lodowisk. I nie ulega wątpliwości, że trzeba rozmawiać na te tematy; trzeba szukać wspólnych rozwiązań; trzeba angażować w dyskusje wszystkie narody świata, czy to biedne czy bogate. Bo przyszłość kuli ziemskiej dotyczy nas wszystkich. Myślę, że w tej dziedzinie wszyscy jesteśmy zgodni, choć bardzo różne są podejścia poszczególnych rządów do tych zagrożeń. Każdy by wolał, żeby tym problemem zajął się ktoś inny; żeby ograniczenia w zużyciu energii, oszczędności, zaciskanie pasa dotykały innych mieszkańców ziemi, a nie nas! Taka jest już natura ludzka!

Jakie jednak mają cele te różne organizacje o których mowa na początku? „Just Stop Oil” to koalicja grup współpracujących ze sobą, która chce zobowiązać rząd brytyjski do wstrzymania nowych licencji i produkcji paliw kopalnych. Hasło godne poparcia. Tylko – zanim się wstrzyma produkcję i używalność paliw kopalnych trzeba je zastąpić czymś innym. Nie można liczyć na to, że Brytyjczycy nagle rezygnują z ogrzewania domów, gotowania potraw na płycie kuchennej, prowadzenia samochodów. Taka myśl jest po prostu nierealna, a metody stosowane przez tą grupą – i inne jej podobne – są po prostu fatalne. Wstrzymywanie ruchu na drogach, oblewanie słynnych obrazów farbą, przyklejanie się do powierzchni drogi osiągają zupełnie inny skutek od tego zamierzonego. Po prostu irytują mieszkańców miast, którzy chcieliby spokojnie, bez niepotrzebnych zakłóceń wykonywać swoją robotę, podróżować i cieszyć się życiem. Protestujący na pewno nie zyskują poparcia społeczeństwa swoim zachowaniem. A mogliby, promując takie rozwiązania jak nowocześniejsze metody produkcji żywności, wprowadzanie elektrycznego transportu publicznego, zalesianie niszczonych przez złą gospodarkę terenów, ochrona oceanów czy Amazonki.

Obserwując zachowanie powyższych grup i przysłuchując się dyskusjom na te tematy trzeba stwierdzić, że to młodzi angażują się najbardziej w problemy związane z ratowaniem środowiska. Przewodniczy im, oczywiście, Greta Thunberg, szwedzka aktywistka, która zyskała sławę jako bardzo jeszcze młoda dziewczyna nakłaniając własną rodzinę do akcji w ograniczaniu zmian klimatycznych, które tak dramatycznie wpływają na bezpieczną przyszłość planety. Ma ona ogromne poparcie u młodych, którzy słuchają jej wypowiedzi i idą za jej hasłami. Czy ma rację i czy metody przez nią stosowane są akurat najlepsze? Mam co do tego duże wątpliwości, niemniej angażuje ona młodych w swoje hasła i ma u nich szerokie poparcie. Co mnie jednak zaskakuje w całym tym procesie ratowania ziemi to są hasła związane z posiadaniem dzieci. Straszy się społeczeństwa przeludnieniem planety. Młodzi często tłumaczą swoją bezdzietność argumentem, iż w ten sposób wspierają ratowanie kuli ziemskiej. Przyjrzyjmy się jednak bliżej proponowanej przez nich idei. Nie powinno się mieć dzieci, względnie mieć ich więcej niż jedno czy dwoje, bo planeta nie wyżywi nas i przyszłe pokolenia będą umierać z głodu. Czy tak jest rzeczywiście? A wiemy przecież do jakiej sytuacji doprowadziła polityka jednego dziecka w Chinach, gdzie władze zabraniały rodzinom posiadania ich więcej. Zakaz ten doprowadzał to strasznych tragedii, przymusowych aborcji, ukrywania ciąży. A dziś władze rządowe chcą nagradzać większe rodziny, bo narodowi grozi wyludnienie.

Podobną sytuację mamy w Europie czy Stanach. Wystarczy spojrzeć na statystyki. Przyrost naturalny w Europie w tej chwili wynosi jeden 1,5 dziecka na związek, czyli spada dramatycznie. Dzięki medycynie i lepszym warunkom życiowym przedłuża się naturalny proces starzenia się; mamy więc coraz więcej ludzi starych, a coraz mniej rodzących się dzieci. W bardzo szybkim czasie – i nie mówię tu o setkach lat, ale raczej o dziesiątkach – będzie zbyt mało ludzi pracujących i płacących podatki, aby zaopiekować się starzejącym się społeczeństwem. Czyli ci młodzi, którzy dzisiaj apelują o ograniczanie przyrostu naturalnego, za jedno/dwa pokolenia znajdą się w tragicznej sytuacji –z bardzo słabą opieką lekarską czy społeczną. I będą mogli sobie pogratulować, że to właśnie oni sami doprowadzili swój świat do takiego stanu rzeczy. Chyba, że zaczną stosować metody podobno praktykowane już w Kanadzie: jeśli kogoś nie stać na utrzymanie to rząd pomoże mu spokojnie odejść na tamten świat. Czyli eutanazja na zawołanie, a właściwie nie na zawołanie, tylko z zachętą. Anglicy mają takie powiedzenie „Be careful what you wish for” (uważaj na to, o czym marzysz). Warto, żeby młodzi oraz wszyscy, którym przeszkadza widok większych rodzin, poważnie się nad tym zastanowili. Kto będzie pracował na nich i płacił podatki, kiedy sami potrzebować będą opieki! Pytanie, godne refleksji.

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_