12 lipca 2012, 14:25 | Autor: Justyna Daniluk
Po raz setny – polski rasizm

Każdy, kto chociaż raz odwiedził Polskę z kimś afrykańskiego lub azjatyckiego pochodzenia, wie że podróż taka różni się od innych. Polacy, dość żywo reagują na osoby odmienne od nich samych. Są to reakcje spontaniczne. Nawet w Warszawie, gdzie żyje dość duża społeczność zarówno afrykańska, jaki i azjatycka (m.in. Hindusi i Wietnamczycy) egzotyka wyglądu wciąż zwraca uwagę.

W mniejszych miastach zainteresowanie ciemnoskórym gościem jest jeszcze większe. O wsiach nie wspominam. Byłam świadkiem wielu dziwacznych sytuacji. Widziałam Polaków robiących zdjęcia czarnoskórym na szczycie Kasprowego Wierchu – „żeby uwiecznić Murzyna na śniegu”. Pokazywanie palcem i trącanie się łokciami na widok kogoś odmiennego jest w Polsce, można powiedzieć, normalną praktyką. Niektórzy, mniej obyci w świecie, przystają nawet, przyglądają się, patrząc za odchodzącym „dziwadłem”. Dzieci i nastolatki, usłyszawszy o „atrakcji” przybiegają pooglądać „czarnego” na żywo. To nie są sytuacje komfortowe dla przybysza z bardziej kosmopolitycznej części świata i wprowadza go w zrozumiałe zakłopotanie. Jednocześnie Polacy są bardzo ciekawi obcych. Po półwiecznym niemal odcięciu od reszty niekomunistycznego świata w końcu mają okazję wyjechać i zasmakować inności, a także po raz pierwszy, doświadczyć jej u siebie w kraju. Nie ma co się dziwić, że niektórzy nie potrafią się czasem zachować…

Jednak kiedy Polak z prowincji spotka Murzyna, to nie chce go bić, lub tym bardziej zabić i wysłać w trumnie, skąd przyjechał, ale go poznać. Inna sprawa, że na prowincjach z obcymi językami jest dość ciężko, więc do porozumienia rzadko kiedy dochodzi, chyba że przez osoby trzecie.

Nie można powiedzieć, że Polska jest wybitnie tolerancyjnym krajem, bo nim nie jest. Możemy się „pochwalić” dobrze trzymającym się antysemityzmem, czy rosnącymi w siłę nacjonalizującymi nastrojami oraz pewną, specyficzną odmianą rasizmu. Polski rasizm jednak, w odwrotności do ukrytego rasizmu panującego na zachodzie, nie wynika z uprzedzeń, a z nieobycia, nieprzyzwyczajenia do inności, którą wytępiono z terenów polskich w czasie II wojny światowej i nie tolerowano w latach powojennych.

Zachowanie Polaków bywa skandaliczne – Afrykańczyków wyzywa się od „asfaltów”, Hindusów od „ciapatych” i „sinych”, Arabów od „binladenów”, a Azjatów od „żółtków”. Przykłady takich zachowań Polaków można mnożyć, szczególnie tu – na Wyspach, co jest zatrważające, bo przecież Wielka Brytania szczyci się swoją tolerancją i powinna nią zarażać, ale tak się nie dzieje. Dlaczego? Można się zastanowić czy Brytania jest w praktyce naprawdę tak tolerancyjna, jak się utrzymuje w teorii…

Nie dalej jak dwa tygodnie temu pewna nobliwa Angielka (podkreślam – Angielka) zastąpiła mi drogę w kolejce do kasy w supermarkecie, twierdząc, że jest u siebie w kraju, więc może dokonać transakcji pierwsza. Starszemu dżentelmenowi z Karaibów, który rycersko stanął w mojej obronie, poradziła poszukać kogoś „własnego rodzaju” do wykłócania się, po czym zawołała ochronę. To nie jest przypadek odosobniony. Część Brytyjczyków, szczególnie tych nieoświeconych podstawami edukacji (a jak wiemy takich jest na Wyspach sporo), pomimo starań polityków, nie nadąża za trendem politycznym promującym wielokulturowość państwa. W czasach kryzysu szczególnie trudno im się pogodzić ze stałą obecnością obcych w ich własnym kraju, czemu osobiście się nie dziwię. Jednocześnie, znając te realia zdumiewa mnie nie tylko dokument, zdawałoby się szanującej swoją reputację, stacji BBC, ale i późniejsze komentarze na temat wyjazdu Brytyjczyków na Euro do Polski i na Ukrainę. Pokazują one jak silnie w narodzie brytyjskim zakorzenione są uprzedzenia i jak łatwo można manipulować negatywnymi emocjami.

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

komentarze (0)

_