Było pięknie. I godnie. I tak, jak powinno być. Odbył się, przez tak wiele lat oczekiwany, symboliczny powrót żołnierzy do domu. Własnego, wolnego, czekającego, aby ich tu uroczyście przyjąć i dać im zasłużone wytchnienie. A przede wszystkim zauważyć, że nareszcie tu są! Stanął Dla Nich pomnik na warszawskich Powązkach.
„Pomniki buduje się latami” – usłyszała Irena Delmar-Czarnecka od kogoś, kto w jego realizację nie bardzo wierzył. „Ale ten stanie w ciągu roku” – odpowiedziała. I stanął.
Jedyny w Polsce, poświęcony żołnierzom walczącym na zachodnich frontach II wojny światowej. Dzień był cichy i ciepły. Ostatni dzień lata. Taka warszawska, złota „przedjesień”. Z Mokotowa, gdzie zatrzymałam się u mojego stryja, dojechałam do stacji „Arsenał” metrem. Nowoczesnym, przestronnym, jasnym. Podobało mi się i metro i jadący w nim młodzi warszawiacy. Potem spacer, od jednej tablicy pamiętającej walczącą Warszawę do drugiej. Od jednych palących się tam zniczy – do kolejnych. Tak ich tam dużo! To miasto, jak Feniks powstałe z popiołów, stale jarzy się wiecznymi płomykami pamięci, nie pozwalającymi zapomnieć, co się tu stało.
Przybyli ambasadorzy: Wielkiej Brytanii w Polsce – Robin Barnett i Francji – Pierre Buhler. Pod imponującymi organami stanął Reprezentacyjny Chór Wojska Polskiego (a jak śpiewali!). Młodzież godnie wprowadziła sztandary. Uroczysta msza święta odbyła się według specjalnego ceremoniału wojskowego. Pięknie mówił o żołnierzach proboszcz Katedry Polowej Wojska Polskiego, ks. płk. Robert Mokrzycki, przekazujący także pasterskie błogosławieństwo od ks. Biskupa Józefa Guzdka. Mówił o tym, co znaczą słowa: Bóg, Honor, Ojczyzna. Czym były te słowa wtedy, czym mają być dzisiaj, dla nas, współczesnych. O żołnierskim losie, o ofierze życia, o nadziei i jej utracie, o zdradzie tych, którzy przecież zdradzać nie mieli, o gorzkim rozczarowaniu, o niemożności powrotu do ojczyzny, o poczuciu odrzucenia i osamotnienia i o tym, jak wzniesienie pomnika Dla Nich było potrzebne i szlachetne.
A ja, słuchając tych słów, myślałam jak bardzo natrudzili się Ci, którym na tej wielkiej i ważnej sprawie zależało. I że im też przyświecało to samo hasło. Pracowali i swymi finansowymi darami popierali ideę z Bożą pomocą, honorowo i dla ojczyzny. Chciejmy docenić ich determinację i cieszyć się z efektów tych wspólnych starań.
Na cmentarzu, gdzie zawieziono wszystkich chętnych wygodnymi autokarami, zgromadziliśmy się wokół eleganckiego w swej formie pomnika. Napisy w czterech językach wyjaśniały komu jest poświęcony: „Ku Wiecznej Chwale i Pamięci Żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych, Mężczyzn i Kobiet Walczących na Wszystkich Zachodnich Frontach II Wojny Światowej”.
Złożono pod nim piękne i okazałe wieńce od ambasad – Wielkiej Brytanii, Francji, Włoch, Holandii, Norwegii, od prezydenta miasta Warszawy Pani Hanny Gronkiewicz-Waltz, od ministra finansów Wincentego Rostowskiego, Ministra Obrony Narodowej Tomasza Samoniuka, Marszałka Ziemi Mazowieckiej Adama Struzika, od aktorów polskich, Fundacji Żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, od dr. Andrzeja Kunerta (Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa).
Były też wiązanki i pojedyncze, a jakże wymowne w swej prostocie czerwone róże, były wzruszające i poruszające przemówienia ambasadorów, Anny Marii Anders – córki generała Władysława Andersa, Zygmunta Prugara-Ketlinga, Ireny Delmar-Czarneckiej, pani Karoliny Kaczorowskiej – wdowy po ostatnim prezydencie II RP.
Przeczytano przesłanie od Kierownika Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych dr. Jana Stanisława Ciechanowskiego i Marszałka Województwa Mazowieckiego Adama Struzika. Była salwa honorowa! Na cmentarzu podczas odsłonięcia pomnika okazale prezentowała się Kompania Reprezentacyjna Wojska Polskiego i Wojskowa Asysta Honorowa DGW. Wciągnięto na maszt flagę, odegrano hymn narodowy, trębacze zagrali sygnał „Baczność” – to była piękna, podniosła uroczystość.
Odchodziliśmy z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Z radością i satysfakcją, że oto – udało się! Dotarli wreszcie nasi żołnierze – tułacze do domu. Ci, którzy w „Karpackiej Brygadzie” śpiewali „dojdziemy do Polski, tak daj nam Bóg”, a w „Czerwonych Makach” – że „przejdą lata i wieki przeminą, pozostaną ślady dawnych dni”. Niechaj ten kamienny ślad po nich na zawsze tu zostanie. Na warszawskich wojskowych Powązkach, wśród polskich drzew, wśród swoich.
Obszerny reportaż z tego wielkiego i wzruszającego wydarzenia przeczytają państwo niebawem. A ja, stale jeszcze w Polsce, chciałam czytelnikom dać sygnał, że byłam, widziałam i z tekstem na piątek pospieszyłam. To był piękny dzień. Poświęcony pięknej sprawie.
Ewa Kwaśniewska
rodzina
Chciałem się dowiedzieć czy w Londynie Zyje Grzegorz
Stachurski?