Po 1989 roku, mimo swobody wypowiedzi, braku cenzury i innych formalnych ograniczeń, nie powstała właściwie literatura, jaka mogła wtedy powstać, jakiej oczekiwało się w warunkach wolności, literatura poważnie traktująca niedawną przeszłość, upadek PRL, literatura dokonująca rozrachunku z systemem komunizmu, a także literatura współczesna po tej historycznej zmianie.
Zamiast tego pojawiły się dziwne tendencje, z jednej strony, raczej marginalne dla literatury na miarę tej przemiany, naśladownictwa z jednej strony tendencji zachodnich, różnego rodzaju postmodernizmy, tematyka lewicowej poprawności politycznej. Znalazła się tu proza o założonych z góry tezach i schematach i swoistej ideologii, proza o tematyce feministycznej, homoseksualnej, o przemocy w rodzinie, marginesie społecznym, o pracy w wielkich korporacjach, w sieciach technologicznych czy medialnych. Z drugiej strony pojawił się cały nurt prozy krytycznej, a często kompromitującej Polskę i polskość, „szkoła szyderców”, pisarzy wytykających nie tylko wady, słabości i śmieszności narodowe, ale i podważających racje istnienia samej polskości, posuwających się do jej negacji, odebrania racji bytu Polaków jako narodu, do ich wykluczenia. „Polskość to nienormalność” – mówił wcześniej jeden z głównych dzisiaj przywódców politycznych i dla wielu, początkujących zwłaszcza, pisarzy Polska kojarzyła się bardziej z obcością i patologią niż z własnym krajem, który miałby być ich ojczyzną.
Dopiero w drugiej połowie tego dwudziestolecia po 1989 roku zaczęła powstawać proza zarówno współczesna, jak i taka o tendencjach nie lewicowych, nie tylko liberalno-indywidualistycznych, ale i taka, która odwołuje się do wartości wspólnotowych, bardziej konserwatywnych, religijnych, narodowych, osadzonych w długoletniej, nie tylko dzisiejszej tradycji polskości. Była to często proza autorów, którzy byli aktywnymi publicystami, zarazem ludźmi mediów, którzy dogłębnie, politycznie i kulturowo analizowali kształtowanie się III RP przez ostatnich kilkanaście lat i dochodzili do pesymistycznych raczej wniosków na temat jej stanu i perspektyw. Zarówno w ich publicystyce, jak i w pisarstwie przewijał się ten dawny i niestety znów aktualny motyw „de republica emendanda” – o konieczności naprawy Rzeczpospolitej. Nieraz były to trzeźwe diagnozy jej degeneracji, nieraz emocjonalne „bicie na alarm”.
Rafał Ziemkiewicz należy do tych właśnie pisarzy podejmujących najważniejsze kwestie polskiej egzystencji, zarówno aktualnej polityki, stanu państwa nazwanego III RP, jak i polskiej mentalności po przełomach i zapaściach wojen i niewoli. Widzi ostro jej wady i słabości, ale zarazem broni racji polskiego bytu i własnej tożsamości, przeciw zwolennikom „szkoły szyderców”, przewadze medialnego „salonu”, forsowaniu zużytych już, często negatywnych standardów i schematów lewicowych. Zaczynał jako autor powieści „science fiction”, później był coraz bardziej znanym publicystą, krytycznym wobec powstałego po 1989 roku przeważającego porządku lewicowo-liberalnego, zwłaszcza w mediach, które ten porządek wspierały i umacniały. Stał się wtedy autorem tak znanych zbiorów publicystyki, jak „Michnikowszczyzna”, „Polactwo” czy „Zapis choroby”. Jest również autorem kilku powieści: „Ciało obce”, „Żywina”, których akcja toczy się na pograniczu polityki i świata mediów, opowiada o najważniejszych dziś sporach, postawach, zachowaniach, o charakterystycznych dziś typach ludzkich. Najnowsze powieść Ziemkiewicza pt. „Zgred” ma charakter bardziej autobiograficzny. Nie trudno zauważyć, że autor opisuje kilka ostatnich lat ze swego życia, nawet nie specjalnie ukrywa, że za bohaterem o nazwisku Rafalski stoi on sam, że opisuje swoją pracę zawodową, pasję dziennikarską, swoje życie rodzinne, żonę, dwie córeczki, dalszą rodzinę, kolegów i znajomych, ale nie jest to powieść o życiu prywatnym, bohater żyje również sprawami publicznymi, zatem wspólnymi dla wszystkich. Jest to powieść z kluczem, łatwo rozpoznać niektóre postacie ze świata polityki i mediów i autor sam przyznaje, że jest to proza publicystyczna, w której odbijają się najbardziej aktualne, palące sprawy, gorące spory i polemiki z przeciwnikami, z przeciwnymi postawami i ocenami. Jest w prozie Ziemkiewicza walka o polskość, ta sama, która nie ustawała w przeszłości i tradycji, walka z ducha literatury Wyspiańskiego czy Żeromskiego ze zniewoleniem już może nie zewnętrznym, jak za zaborów i okupacji, ale ze nowym zniewoleniem wewnętrznym, które pojawiło się po 1989 roku.
Książka ta nie jest jednak samą bieżącą publicystyką. Opowiada przede wszystkim o życiu bohatera w pewnym krytycznym momencie. Dowiaduje się on o swej chorobie, cukrzycy, która zmusza go do intensywnego leczenia, zmiany sposobu życia, ale i do refleksji, zatrzymania się w codziennym pędzie, spojrzenia na swe życie nowym wzrokiem. Dostrzega nową wartość życia, staje się lepszym mężem, ojcem, wraca do rodzinnych wspomnień. Tu ładny portret ojca, który wcześnie zmarł, a staje się przykładem dzielnego człowieka, który wyszedł z wojennej partyzantki, ale mimo, że był przeciwnikiem PRL, zaangażował jako inżynier w pracę dla kraju. Syn po latach, po młodzieńczym buncie, może go zrozumieć i akceptować. Choroba bohatera, z którą łączą się inne podobne przypadłości i klęski, nagła, choć przepowiedziana we śnie żony, śmierć jego matki, choroba teścia i zięcia, wszystkie te indywidualne przypadki splatają się w powieści z patologiami i chorobami w sensie ogólniejszym i metaforycznym, ze stanem Polski i polskości, politycznym, mentalnym, moralnym. Nie wiem, czy taki był zamysł autora, ale dla czytelnika pełna pasji publicystyka bohatera oddanego służbie publicznej, wiąże chorobę indywidualną z patologią ogólną w jeden dramatyczny węzeł, który trzeba rozwiązać czy rozciąć. Najpierw jednak trzeba dokonać choćby najboleśniejszej diagnozy, żądać prawdy o stanie państwa, a także społeczeństwa (autor nie ma złudzeń i co do jego słabości), a następnie dokonywać zmiany, ulepszenia, uleczenia. Tak jak bohater, który widzi, że musi zmienić swe życie, zrezygnować z dotychczasowego, dość komfortowego, nie liczącego się z ograniczeniami sposobu życia, a też z dotychczasową wiedzą i stanem świadomości, tak też terapia ogólniejsza wymaga rozeznania niebezpieczeństw i ratowania się z grożących opresji, naprawy zła społecznego, rozpoznania i odrzucenia manipulacji, coraz powszechniejszego oszustwa, zamachu na wspólnotową tożsamość milionów ludzi, co decyduje także o dewastacji życia poszczególnych osób.
Ten stan wewnętrznego napięcia, walki i konfliktów, które rozdzierają Polskę, zwłaszcza od kilku lat, przenosząc się w głąb społeczeństwa, zaburzając życie jednostek, kończy się w powieści Ziemkiewicza katastrofą smoleńską 10 kwietnia 2010 roku, najbardziej widoczną klęską, która świadczyła o stanie państwa. Autor opisuje ją już dość wyrywkowo jako rzecz powszechnie znaną, kondensując tylko najważniejsze wrażenia, stan szoku, zaskoczenia i żalu, jaki ogarnął całe polskie społeczeństwo tego tragicznego dnia. Opisuje nadzieję, że w obliczu tak niewyobrażalnej klęski nastąpi zakończenie walki, zażegnanie konfliktów. Przez kilka dni, dzięki żałobie, trwa ten stan oczekiwania i nadziei, zniszczony jednak zaraz przez media i niektóre głośnie postacie publiczne, które nie mogą znieść, że zwalczani przedtem politycy, teraz jako ofiary katastrofy poległe pod Katyniem, mogłyby dostąpić niezasłużonej chwały, stać się jeszcze groźniejszymi, bo nietykalnymi, nieomal uświęconymi tragiczną śmiercią, przeciwnikami.
Rafał A. Ziemkiewicz, Zgred, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2011