14 sierpnia 2012, 12:31 | Autor: Justyna Daniluk
Wędrująca biblioteka

Moda na czytanie trwa, ale gorzej jest z samym czytaniem – szczególnie na Wyspach. Od jakiegoś czasu pracownicy Polskiej Bibiloteki w Londynie zauważają drastyczny spadek zainteresowania polską książką dostępną w ramach tzw. CCL, czyli Centrali Bibliotek Ruchomych.

– Centrala Bibliotek Ruchomych (Central Circulating Library), w skrócie CCL, istnieje prawie 65 lat, bo powstała w 1948 r. Kiedyś była to niezależna biblioteka, która miała swoich pracowników i swojego kierownika. Bodźcem do jej powołania był fakt osiedlenia się licznej społeczności polskiej na Wyspach i duże zapotrzebowanie na polską książkę. Stąd pomysł – tłumaczyła Dorota Dubiel z Biblioteki Polskiej w Londynie zajmująca się działem CCL.

– Książki były wysyłane do wielu miejsc w Wielkiej Brytanii: do hosteli robotniczych, szpitali, więzień, bibliotek – wszędzie tam, gdzie Polacy mogli i chcieli mieć dostęp do książek. W najlepszych czasach było około 200 punktów, gdzie można było wypożyczyć polską książkę. Kiedyś CCL było przedsięwzięciem naprawdę dużym. Przez 19 lat biblioteka była samodzielna. W 1967 r. rząd brytyjski postanowił przekazać prawa jej własności POSK-owi. Następna zmiana nastąpiła w 1995 roku, kiedy zarząd POSK-u postanowił włączyć CCL do Biblioteki Polskiej jako jeden z jej działów – opowiadała Dorota.

Od 1995 r. to pracownicy biblioteki zajmują się wędrującą biblioteką. Najwięcej pracy dział CCL miał po 2004 r. kiedy zainteresowanie polską książką wzrastało proporcjonalnie do ilości napływających emigrantów.

– Po 2004 r. ilość brytyjskich bibliotek publicznych z polskimi książkami zwiększyła się o ponad 100 %. Największy rozkwit CCL przeżywała w latach 2004-2006, kiedy polską książkę można było dostać w 50 punktach w Wielkiej Brytanii. – podkreślała Dorota Dubiel. Jednak do świetności lat powojennych Centrala Bibliotek Ruchomych nie powróciła aż do dnia dzisiejszego. Mało tego, obecnie znowu obserwuje się tendencję spadkową.

– Po 2006 r. sytuacja pogorszyła się. Dziś mamy na liście 23 biblioteki, którym wysyłamy polskie książki… – opowiadała Dorota.

 

Trzeba się dopominać

Co się stało? Skąd ten spadek czytelnictwa? Przecież Polacy po 2006 r. masowo nie opuścili Wielkiej Brytanii, czyżby tak drastycznie spadło ich zainteresowanie polską książką?

– Co się stało? To jest dobre pytanie. Z jednej strony można winić kryzys i ciągłe zamykanie brytyjskich bibliotek z powodów finansowych. W Brent zamknięto sześć z dwunastu bibliotek publicznych… Podejrzewam, że jest to jeden z powodów. Drugim jest fakt, że władze brytyjskich bibliotek często decydują się na zakup swojego własnego polskiego księgozbioru. Zatrudniają Polaków, którzy im doradzają w kwestii tego, co zakupić. Często wygląda to tak, że biblioteka zakupuje np. 50 książek, jak ktoś przyjdzie i zapyta, czy są polskie książki, to pracownicy mogą spokojnie powiedzieć: są. Jednak 50 książek to za mało, ale tak „na odczepnego” – są. Brytyjskie biblioteki decydują się na zakup książek ten jeden raz i mają z tym tematem spokój. CCL to dla niektórych bibliotek kłopot – trzeba nad tym czuwać, kogoś oddelegować do pracy nad księgozbiorem. Jest to też kolejny wydatek. Z drugiej strony jednak – dostarczamy książki gotowe do wyłożenia na półki – opracowane i oprawione. Spada jednak liczba polskich czytelników w brytyjskich bibliotekach – kiedyś było większe zainteresowanie. W Essex mieliśmy wcześniej kilkanaście bibliotek, z którymi współpracowaliśmy, teraz mamy cztery… Może więc część Polaków rzeczywiście wróciła do Polski… – zastanawiała się Dorota. – Jednak uważam, że najważniejszą przyczyną zaistniałej sytuacji jest to, że większość Polaków nie zdaje sobie sprawy z możliwości wypożyczenia polskich książek w lokalnej bibliotece publicznej. Często spotykam się z czytelnikami, którzy zapisują się do naszej biblioteki. Jadą z drugiego końca Londynu, z miejsca gdzie wiem, że wysyłamy książki. Pytam: wie pan/pani, że u państwa w bibliotece są dostępne polskie książki? I odpowiedź jest zawsze ta sama: oj, nic o tym nie wiem! Są zdziwieni – opowiadała Dorota Dubiel.

– My nie mamy wpływu na to, czy brytyjska biblioteka będzie korzystała z CCL czy nie. Wszystko zależy od Polaków-czytelników. Trzeba chodzić i upominać się o te książki – tłumaczyła. – W prawie brytyjskim są przepisy nakazujące zapewnienie książek w języku ojczystym każdej mniejszości narodowej, jeśli ona wykazuje nimi zainteresowanie. Jak się wejdzie do jakiejkolwiek brytyjskiej biblioteki, to można zauważyć tam różnojęzyczne działy, nie tylko europejskie. Ci czytelnicy walczą o swoje. Polskie działy są rzadkością. Czy winić za to biblioteki, czy też czytelników, ich niewiedzę i brak zainteresowania tym, co jest ich prawem, przywilejem? – zastanawiała się. – Kolejne pytanie samo się nasuwa – może w ogóle nie chcemy już czytać?

Jak podkreślała Dorota Dubiel nie ma co liczyć na to, że działy polskie w brytyjskich bibliotekach pojawią się samoczynnie.

– Każda biblioteka podlega pod lokalny council, który nie będzie wydawał pieniędzy na „jakąś tam” polską kolekcję, jeśli nie dostanie sygnału, że jest ona potrzebna, że jest zainteresowanie. Ilość książek polskich i ich obecność w brytyjskich bibliotekach zależy od ilości polskich czytelników, którzy o nie proszą. Z drugiej jednak strony polscy czytelnicy często nie wiedzą, że mogą o nie pytać – więc najwyraźniej CCL potrzebuje akcji reklamowej – śmiała się Dorota.

 

Najbezpieczniej do POSK-u?

Być może jednak problem zaniku czytelnictwa łączy się silnie z problemem asymilacji Polaków, którzy często nie asymilują się wcale, lub odwrotnie – zupełnie odwracają się od polskości. Pierwsi, żyją w polskich gettach i nie znają angielskiego na tyle, żeby pójść do lokalnej biblioteki i założyć konto, a drudzy? Cóż, oni czytają już tylko po angielsku.

– Uważam, że założenie konta w lokalnej bibliotece jest częścią zapuszczania korzeni… – potwierdza Dorota. – Jest na pewno ogromna ilość Polaków, którzy znają język angielski w stopniu bardzo podstawowym lub w ogóle go nie znają – albo nie znają na tyle, żeby czytać po angielsku. Wydaje mi się jednak, że sama świadomość możliwości dostania polskiej książki w bibliotece – nieważne, że tam mówią po angielsku – jest istotna – podkreśla. Ciągle, jednak nie można oprzeć się wrażeniu, że niektórzy polscy czytelnicy czują się „bezpieczniej” wśród polskich bibliotekarzy i wolą przyjechać do POSK-u.

– Z tych 23 bibliotek, z którymi obecnie współpracujemy często trafiam na kogoś, kto mówi po polsku, więc nie wydaje mi się, żeby Polacy mieli wielki problem z dogadaniem się w swoich lokalnych bibliotekach. Ponadto można kogoś ze znajomych poprosić, żeby ten jeden raz poszedł i pomógł się zapisać – a później można już wypożyczać książki samemu – zachęcała Dorota.

Dodatkowym plusem korzystania z CCL jest fakt, że jest to usługa całkowicie darmowa.

– Polski czytelnik nie musi ponosić żadnych kosztów, żeby wypożyczać polskie książki w lokalnej bibliotece. Wszystkie koszty pokrywa biblioteka brytyjska. Wystarczy się tylko zapisać i poprosić o polską książkę – potwierdziła Dorota Dubiel.

Jednak czy CCL zapewni polskiemu bibliofilowi ucztę czytelniczą? Zapytana o to Dorota Dubiel wyjaśniła reguły funkcjonowania wędrującej biblioteki.

– Zasada jest taka, że co pół roku zmieniamy kolekcje w brytyjskich bibliotekach. Wysyłamy po trochę wszystkiego. Głównie powieści, bo na nie jest największe zapotrzebowanie; ale również m.in. książki historyczne, biografie, plus książki dla dzieci i dla młodzieży. Jeśli dostajemy sygnał z biblioteki, że ma ona np. więcej męskich czytelników, to wiemy że powinniśmy wysyłać mniej romansów, a więcej książek sensacyjnych, horrorów i kryminałów. My wszystkie prośby bibliotek spełniamy – to wręcz ułatwia współpracę. Serwis jest o wiele lepszy – podkreślała. – Jeśli dzwoni do nas bezpośrednio czytelnik, który korzysta np. z biblioteki w Szkocji, w Falkirk, bo to jest najdalej wysunięty na północ punkt, do którego wysyłamy książki, i mówi nam, że jest pozycja, którą bardzo chciałby przeczytać, to próbujemy mu pomóc. Jeśli wiem, że za miesiąc czy dwa będzie wymiana księgozbioru w Szkocji i akurat ta pozycja jest dostępna, to ją dokładam do wysyłanego zestawu. Natomiast nierealnym jest to, żeby do każdej biblioteki wybrać pełen zestaw książek wg przygotowanej przez nią listy. To byłaby już zbyt skomplikowana operacja. Generalnie próbujemy wysyłać zestaw, w którym znajdzie się coś dla każdego czytelnika – wyjaśniała.

Obecnie półki z polskimi książkami oblegane są najczęściej na Ealingu, położonym w zachodniej części Londynu. Ealing często nazywany jest polską dzielnicą, choć z czasem staje się coraz mniej polski.

– W tej chwili w Ealing borough mamy pięć bibliotek. Tam zdecydowanie zainteresowanie jest największe i tam obserwuje się jego ciągły wzrost. Wysyłamy do Ealing Central Library 900 książek rocznie, a teraz dostajemy sygnały, że jest ich za mało, że półki często stoją puste. Ealing zdecydowanie jest rekordzistą.

Jednym słowem: Polacy na Ealingu – wiedzą. Jest prośba: przekażcie swoją wiedzę dalej – pytajcie o polskie książki w lokalnych bibliotekach publicznych.

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

komentarze (0)

_