23 sierpnia 2012, 14:05 | Autor: Maja Cybulska
O uwodzeniu

Kiedyś oglądałam film, włoski bodajże, o kobiecie, która – jak to się dzisiaj mówi – miała przechlapane życie. W ostatniej scenie kobieta opuszcza dom, bez żadnej nadziei na przyszłość. Nagle otaczają ją dziwni ludzie: linoskoczki, uliczni śpiewacy, cyrkowcy wywijający koziołki, kuglarze zręcznie podrzucający pałeczki, młody chłopak z bębnem , osobnik, który błaznuje. Barwny tłumek zgarnia kobietę opiekuńczym gestem, a ona, zaintrygowana, daje się wchłonąć w przeczuciu czegoś niezwykłego, co oderwie ją od beznadziei. Kiedy idę na przedstawienie Sceny Poetyckiej w POSK-u, przypomina mi się ta kobieta, jej ufność w odmianę, w coś lepszego niż jest na co dzień. Scena Poetycka podtrzymuje wiarę w to, w cośmy już dawno zwątpili: dobry smak, profesjonalizm, bezinteresowność talentu, któremu ubliża powszechna pazerność na pieniądz. Scena nie ma pieniędzy i chociaż życzę jej z całego serca, żeby nigdy nie odczuwała niedostatku, to jeszcze bardziej życzę, żeby nie rezygnowała z ambicji.

Ostatnio Scena pokazała nam „Polish Specialities, czyli perły PRLu i nie tylko”, kabaret artystyczny oparty na poezji, satyrze i piosenkach naszych czasów. Tematykę wszyscy znają: Polacy i ich losy. Pozornie nic nowego, ale wypełnienie jej treścią trafiającą w samo sedno naszych uwikłań, obfitującą w bardzo zróżnicowane emocje, w mnogość indywidualnych kreacji aktorskich jest po prostu oszałamiające. Więc jaka jest ta Polska i gdzie? Jacy są Polacy?

Pierwsza część koncentruje się niedopasowaniu emigrantów do sytuacji w Kraju, a jego mieszkańców do narzuconego im systemu. Druga wnika w różne aspekty życia w Kraju i za granicą. To jest świat podzielony, w którym uwyraźnia się potrzeba odnalezienia sensu w zmieniających się okolicznościach, między ludźmi, którzy nie zaznali ciągłości, bo cokolwiek zbudowali zaraz zostało zniszczone. W nie tak znowu odległej przeszłości komunizm upadlał, a kapitalizm oszukał.

W przedstawieniu skupiony został potężny ładunek sprzeciwu. W piosence Kazika Staszewkiego „Jeszcze Polska” młody gniewny, a raczej młody wściekły, miota się po scenie wyrażając swój protest, bo wskutek przemian nie znalazło się dla niego miejsce i należy do przegranych. Wulgarny, natarczywy wzbudza odrazę i litość. Choć go rozumiemy, to pytamy, co sam zrobił w trudnej sytuacji? Czy nie uważa, że wszystko mu się należy, że kraina szczęścia przypadła innym bez wysiłku, a jego wykluczyła? Agresja skoncentrowana w ludziach, którym się nie powiodło, grozi buntem. I Scena bezbłędnie rejestruje napięcia. To nie jest produkcja przynosząca ukojenie. Jątrzy, prowokuje. Weźmy piosenkę Kaczmarskiego pt. „Nasza klasa” o pokoleniu rozproszonym po świecie, rozbitym. Jedni jako tako sobie radzą albo wcale. Inni zabłyśli, odnieśli w swoich zawodach sukcesy wspaniałe. Ludzie oddalili się od siebie, zerwali łączące ich więzi z przeszłością. Smutne, a jeszcze smutniejsze jest to, że skazując młodych na polityczno-zarobkową emigrację Kraj zubożał o ogromny ludzki potencjał. A czy to prawda? Czy w świecie, w którym wszyscy bezustannie się przemieszczają Polak może być Polakiem tylko w Polsce? Może to i dobrze, że nie kisi się w rodzimym grajdole, a wyjeżdżając zwalnia miejsce dla tych, którzy żyją jeszcze biedniej, jeszcze bardziej odczuwają skutki przemian, które nie poprawiły im bytu. Trudno zająć jednoznaczne stanowisko i ogromną zaletą „Polish Specialities” jest drążenie sprzeczności, bo przecież Polak zmaga się z nimi bez przerwy. Ten Polak żyje w wąskiej szczelinie oddzielającej rozpacz od sukcesu, a kiedy się z niej z trudem wydobywa, robi wrażenie człowieka, który wyszedł z jakiejś ciężkiej zapaści. Co i raz się potyka, pada, podnosi, chwieje się, znowu pada, ale nie ustępuje, idzie dalej. Wreszcie krzepnie, prostuje się, nabiera pewności siebie i już stąpa z determinacją.

Co ma za sobą? Gorzką wiedzę o poniesionych klęskach i porażkach, o krótkich w porównaniu z nimi chwilach wytchnienia, o tym, że zawsze dzieje mu się krzywda. Posiada jednak coś bardzo cennego: mocne zaplecze talentów, które w swojej twórczości torowały mu drogę tak, żeby nie czuć się ofiarą i pokierować własnym losem. Ci wszyscy buntownicy: pisarze, artyści, satyrycy, piosenkarze, nonkonformiści, którzy podkopywali wrogi system, czuwają nad nim. Prawdą jest, że Herbert, Barańczak, Kaczmarski albo Osiecka nie napełnią głodnemu talerza, ale jest też prawdą, że dzięki nim głodny nie pozostanie bezsilny. Więc Polak, choć pozbawiony konkretnych materialnych atutów, nie jest tak całkowicie bezbronny. Ma oparcie, cóż z tego, że w wyrachowanym świecie, bardzo wątłe, ale ma!

A dokąd Polak śpieszy? Ano nie wiadomo. Stanie w obliczu „Dni, których jeszcze nie znamy”, jak obiecuje utwór Marka Grechuty, opiewany na samym końcu. W tych nieznanych dniach tkwi cała nadzieja, co bardzo krzepi. Przecież nie wiemy, co jutro będzie, ale będzie na pewno, bo jak mawiał mój stary znajomy, nie ma tak, żeby nie było.

A oto parada gwiazd: Wojtek Piekarski jest profesorem Gżegżółką, niemłodym wprawdzie, ale pełnym energii. Taki to i policzek wytnie adwersarzowi i bez trudu wcieli się w kogo chce. Uniwersalny, niezastąpiony! Joanna Kańska – Hermenegilda Kociubińska – persona artystyczno-towarzysko-arystokratyczna w tzw. dawnym stylu, jest nieco wszystkim zdumiona i piękna. Magda Włodarzyk przyswoiła sobie pseudonim Psa Fafika z „Przekroju”. Dzielna, wygadana, swobodna, wścibska, fajna! Janusz Guttner, siwy, kulturalny profesor Baczyński, trapi się jak zakończyć spektakl i plecie rozmaite głupoty z dykcjonarza. Helena Kaut-Howson, występująca w roli Porfiriona-Osiołka, nie ma już do tego wszystkiego siły i omdlewa. Poza sceną Helena nie może sobie pozwolić na luksus słabości: zdyscyplinowana, trzyma całe towarzystwo w reżyserskich ryzach. Weteranka Matka Polka i dziewica, czyli Renata Chmielewska, nie ma dzisiaj żadnych szans, jako kompletny anachronizm. Szkoda kobiety! Paweł Zdun z Manchesteru w kabarecie nosi nazwisko Majtkowski, toteż gania w groteskowych majtasach, prowokuje, donosi, wywija pałą i piekli się na wszystkich. Dziki! Gabriela Raś, Duch Opiekuńczy artystów, napisała bardzo ładny wstęp do programu. Są jeszcze mistrzowie perkusji, akordeonu i fortepianu, operatorzy techniczni, sceniczni, inspicjentka ze swoim asystentem. Jeśli kogoś pominęłam, to przepraszam. Obiecuję – skoro się już przypętałam w charakterze gryzipiórka – poprawę przy następnej okazji. Tymczasem jestem przejęta ilością osób wspierających grupkę entuzjastów, którzy posiedli sztukę uwodzenia. Dokładnie tak! Oni uwodzą, a publiczność ulega im bez szemrania.

Sceno trwaj!

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

komentarze (0)

_