Decydując się na wyjazd z rodzinnego kraju, człowiek staje w obliczu wielu pytań i wątpliwości. Jak ułoży sobie życie na nowo? Co go dalej czeka? Czy zostanie zaakceptowany? O życiu na emigracji oraz o wzajemnych stosunkach między polską, a brytyjską społecznością na Wyspach rozmawiano w kontekście sztuki „Tu i teraz”, napisanej przez brytyjską pisarkę Nicolę Werenowską, przy współpracy z Barbarą Storey z organizacji SOS Polonia.
Wielka Brytania, a w szczególności Londyn, to miejsce wielu kultur, narodowości i religii. Według ostatniego spisu powszechnego Polacy są drugą z kolei pod względem liczebności, tuż po Hindusach, mniejszością narodową na Wyspach. Jest nas podobno ponad 579 tysięcy, a co więcej, liczba ta najprawdopodobniej będzie jeszcze rosła, zwiększa się też bowiem liczba polskich dzieci urodzonych właśnie tutaj. W obliczu tych danych statystycznych automatycznie nasuwa się wniosek, że Polacy stają się coraz bardziej istotną pod względem demograficznym grupą społeczną w tym kraju. Jednak za surowymi liczbami i kryją się ludzie – ich pragnienia, oczekiwania i obawy w stosunku do miejsca, w którym zamierzają zamieszkać.Jednym z najczęstszych problemów emigrantów zdaje się być zmiana środowiska i idąca za tym chęć dopasowania się w nie. Postawy wobec tych zmian są różne, co zresztą doskonale zostało przedstawione w sztuce „Tu i teraz”, o której pisaliśmy w ostatnim czasie na łamach „Dziennika Polskiego”. „Celem jest uczczenie polskiej kultury. Podróż do dzisiejszego dnia była ekscytująca i satysfakcjonująca, jednocześnie była też wyzwaniem. Chciałam, aby na widowni znalazła się polska publiczność i cudownie jest widzieć, że tak wielu Polaków przyszło tę sztukę obejrzeć” mówiła po spektaklu Nicola Werenowska, która zainteresowała się Polską ze względu na pochodzenie męża i losy jego rodziny. „Małżeństwo to bardzo dobra technika budowania mostów” zauważa Barbara Storey z organizacji SOS Polonia, której misją jest pomaganie Polakom w Wielkiej Brytanii. Czy takim mostem może być tez sztuka? Swoją fascynację kultura polską Nicola postanowiła przekazać pozostałym Brytyjczykom poprzez teatr. W końcu żyjemy obok siebie, codziennie mijamy się wzajemnie na ulicy – co jednak wzajemnie o sobie wiemy?
Fale emigracyjne, szczególnie po 2004 roku, kiedy otworzyły się granice Wielkiej Brytanii dla Europy wzbudziła wśród rodowitych mieszkańców Wysp mieszane uczucia. Choć powszechnie doceniana jest polska pracowitość, to zaczęły pojawiać się komentarze, że tak licznie napływający polscy imigranci zabierają Brytyjczykom miejsca pracy i stanowią dla nich pod tym względem spore zagrożenie. Często jednak nieporozumienia rodzą się ze zwykłej nieznajomości drugiej strony. Panda Cox, producentka sztuki, wraz z Nicolą Werenowską postanowiły przybliżyć Anglikom motywy postępowania polskich imigrantów właśnie poprzez sztukę. „Ludzie powinni być odważniejsi i nie powinni się bać zadawać pytań. W brytyjskiej prasie jest tak wiele negatywnych rzeczy o polskiej emigracji, nie ma w niej wystarczająco rzeczywistości, więc miło było stworzyć spektakl po prostu o więziach rodzinnych, raczej niż o wielkich nagłówkowych historiach” powiedziała w rozmowie z „Dziennikiem” Panda Cox. A jak widzą Polaków Londyńczycy?
„Wrażenie, jakie panuje o Polakach, to przede wszystkim to, że są gotowi ciężko pracować bez narzekania. Dlatego odnoszą sukcesy. Zresztą na co dzień spotykam wielu Polaków – na poczcie czy w banku. To, co uderza najbardziej, to jak bardzo są pewni siebie w mówieniu po angielsku, nawet jeśli nie najlepiej znają język” powiedział Sevan Stephan, jeden z widzów spektaklu. Zwrócił także uwagę na uniwersalność wątków w opowiedzianej przez aktorów historii. „Dla mnie najciekawsze było to, jak główna postać chciała się odciąć oraz różnica między dwiema siostrami – jak jedna bardzo chciała wszystko pamiętać, a druga zostawić za sobą i zapomnieć. Ja jestem Ormianinem w drugim pokoleniu i też jestem oddalony od pokolenia moich rodziców” dodał.
Polonia jest dużą częścią wyspiarskiego społeczeństwa i Anglicy chcą nas bliżej poznać – choć po prostu nieczęsto mają ku temu okazji. O prawdziwej kulturze polskiej, tej spoza szokujących nagłówków gazet, mówi się niewiele.
Holly Seaver, kolejny gość tego wieczoru, zwraca uwagę na fakt, że Brytyjczycy obawiają się nie tyle samych imigrantów, co raczej zmian, które zaszły pod wpływem fal emigracyjnych w Wielkiej Brytanii stosunkowo nagle, szybko i na wielką skalę. Większość niepokojów czy zarzutów, jak się okazuje, pochodzi po prostu z niewystarczającego poznania lub zwykłej niewiedzy. „Bardzo mi się podobał sposób, w jaki rozmawiały ze sobą postacie i poziom, w jakim wykorzystano polski i angielski język. Londyn jest tak zróżnicowanym krajem, że na co dzień słyszy się wiele języków. Starsze pokolenie, jak np. to mojego ojca, trochę przeraziło się tym, jak wielu obcokrajowców jest w kraju. Teraz nie zwraca się na to tak wielkiej uwagi, jest to całkiem normalne” wyjaśnia Holly.
Budowanie mostu
Barbara Storey przyznaje, że gdy na początku usłyszała o pomyśle powstania sztuki o polskich emigrantach, co więcej, że miała ją napisać Brytyjka, była trochę przerażona. Pomyślała, że to bardzo odważne posunięcie. Z dwóch przyczyn: pierwszym zagrożeniem było ryzyko, że nikt nie będzie chciał tej sztuki oglądać; drugim, że nie znajdzie się teatr, który zechcę ją wystawić. I faktycznie, producentka przyznaje, że wiele teatrów odmówiło udziału w projekcie z obawy przed występującym w scenariuszu języku polskim. Bano się, że sztuka nie zostanie zrozumiana przez angielską publiczność, jednak obawy okazały się nieuzasadnione, gdyż spektakl cieszył się uznaniem także wśród Brytyjczyków, a fragmenty w języku polskim, nawet jeśli nie do końca zrozumiane, nie przeszkadzały w żaden sposób w odbiorze. Co więcej, pomagały lepiej poznać sposób myślenia i motywy działań brytyjskiej Polonii.
„Southampton jest pełne takich Januszów, Maryś, Ań czy Kubusiów – jest ich ok. 60 osób dziennie i przychodzą do nas właśnie z takimi problemami. Nicola świetnie to ujęła – ci ludzie są troszeczkę zagubieni, sami już nie wiedzą, kim są, mają problem z identyfikacją. Niektórzy się nie integrują, a asymilują. Filozofią naszej firmy jest zachęcanie ludzi, żeby nie stawali się na siłę Anglikami, żeby zostawali Polakami, ale Polakami zintegrowanymi. Na sztukę przyszło dużo Anglików i są zachwyceni, bo spojrzeli na nas z drugiej strony. Misją mojej fundacji jest budowanie kulturalnych mostów między goszczącym nas społeczeństwem i nami, obcymi” powiedziała Barbara Storey. „Dziękuje za pasję i odwagę, bo budowanie mostów to proces, który potrzebuje ludzi po obu stronach rzeki” dodała zwracając się do autorki scenariusza.
Projekty, takie jak ten pokazują, że Polacy nie przechodzą przez Wyspy niezauważeni. Polonia jest dużą częścią wyspiarskiego społeczeństwa i Anglicy chcą nas bliżej poznać – lecz po prostu nieczęsto mają ku temu okazję. O prawdziwej kulturze polskiej, tej spoza szokujących nagłówków gazet, mówi się niewiele. Okazuje się, że polsko-brytyjska integracja jest nie tylko wskazana, ale przede wszystkim możliwa. Wystarczy jedynie znaleźć w sobie odwagę i chęci, aby promować wśród Brytyjczyków polską kulturę i rozpocząć budowę mostu porozumienia.
Magdalena Czubińska