„Mijają lata, zostają piosenki” – to tytuł, pochodzącego z lat 50., cyklu audycji w Polskim Radiu. Program ten nadal bywa nadawany gdzieś około północy i jako jedyny w publicznej rozgłośni grywa utwory, które stworzył Marian Hemar. Zawsze wierny, dlatego w oficjalnym obiegu krajowej kultury, prawie nieobecny. Pamiętane są mu jedynie sentymentalne bzy. Okrojony został do rozmiaru lwowskiego dowcipnisia, sprowadzony do błahostki pt. „Upić się warto”. Bawili naród tą piosenką, gdzieś w późnych latach 80. czy wczesnych 90., aktorzy wystylizowani na rewelersów.
Hemar, najmocniej bezlitośnie, spośród wszystkich emigracyjnych poetów, chłostał potworność komunizmu. I najgorętszym słowem tęsknoty pocieszał duszę swojej jedynej ojczyzny. Pańska emigracja niepodległościowa, wystawiwszy mu za życia pomnik uwielbienia, po godzinach harówki w pracach jako takich, otrzymywała w podarunku lwowskie wypominki i komedyjki o swoich swarach, ciągotach i ambicjach. A co mamy w Ognisku Polskim dzisiaj? Trochę kultury, dyskusji i wykładu, to fakt oraz rozgrywający się właśnie podskórny, acz dotkliwy dramat, obcinania skrzydeł, gwoli pilnej konieczności sprostania egotycznemu poczuciu własnej ważności. W Ognisku znowu walka na frakcje, członkowie zbierają się już w tę niedzielę.
Trzeba nam było objazdowego Naszego Teatru bez sceny, który założyła, zawzięta na upowszechnianie słowa i myśli niepopularnej, aktorka Barbara Dobrzyńska. Spektakl oparty na tekstach Hemara, Słowackiego i Wyspiańskiego (w Ognisku był głównie Hemar) pokazywany jest tam, gdzie nie obowiązuje paneuropejski fetysz teatru-szoku i obrzydliwości oraz bezwzględne reguły poprawności politycznej. Bo choć teksty Hemara i dobrane doń wyjątki z poetów wspomnianych komentują przeszłą historię kraju, to okazuje się, że uderzają celnie i między oczy, przede wszystkim, w odniesieniu do teraźniejszości.
„Warchoły to wy, co czołgacie się u obcych rządów i całujecie najeźdźcom łapy, uznając w nich prawowitych wam królów. (…) Wy, lokaje i fagasy cudzego pyszalstwa, którzy wyciągacie dłoń chciwą po pieniądze – po łupież pieniężną, zdartą z tej ziemi, której złoto i miód należy jej samej i nie wolno jej grabić. Warchoły to wy, co się nie czujecie Polską i żywym niewoli poddaństwa protestem” brzmi monolog Konrada w „Wyzwoleniu” Stanisława Wyspiańskiego.
My którzy poznaliśmy Ognisko dopiero wtedy, gdy było już gwiazdą o blasku odbitym, mogliśmy wyobrazić sobie, jak wyglądało jego życie u zarania. Kontynuowano w nim myśl i poziom kultury przedłużonej II Rzeczpospolitej i stawiano się tym samym w kontrze wobec sytuacji, która panowała w kraju. Hemarowski wieczór tym był zapewne podobny do atmosfery sprzed lat, że ponownie Ognisko Polskie stanęło w opozycji.
Nasz Teatr może liczyć na pomoc ludzi, którzy własnym zaangażowaniem pozwolą mu przemówić, jak w przypadku Londynu pomogła Elżbieta Kasprzycka. Spektakl „Hemar Semper Fidelis” pozostaje w drugim obiegu, bo czy chcemy, czy nie chcemy tego widzieć, myśl wolna i nieskrępowana żyje dzisiaj w Polsce, jak dwadzieścia trzy lata temu – w obiegu nieoficjalnym, z trudnością przebijając się niekiedy do głównego nurtu powszechności.
Tego wieczoru, Ognisko Polskie było jednak w opozycji nie tylko do sytuacji w kraju, stanęło na przekór samemu sobie. Ci nieliczni, którzy śledzą, jak wyglądają starania prowadzone ku jego odnowie, są świadkami sporu, który zwolennicy retoryki krańca nazwali by zamachem stanu. Plotka głosi, że jest już nowy prezes, gdy każdy spór tym kończyć się będzie, jest szansa, że członków na prezesów nie stanie. Jest więc Ognisko Polskie areną lwów, która tym bliższa, iż całkiem w swoim charakterze odzwierciedla arenę krajową.
Sobotni spektakl zakończyło wystąpienie młodego i świeżego na niwie emigracyjnej sceny działacza, który wielkimi słowy wezwał członków klubu do obowiązkowej obecności na zebraniu. Być może znowu dojdzie do obalania, co wyjdzie na zdrowie, a może i nie. Zapowiadana jest także demonstracja. Niezbędny element przy dochodzeniu do decyzji.
W związku z przepełnieniem wydarzeń ważnych, aby w niełaskę zapomnienia nie padła prośba, wyrażona przez Barbarę Dobrzyńską, jej przypomnienie zamieszczamy na łamach Dziennika: jeśli znajdą się kresowiacy, którzy nie wiedzą, co począć ze swymi pamiątkami ze Lwowa i okolic, czeka na nie muzeum ziemi przemyskiej, które pragnie zorganizować kolekcję związaną z Kresami. Jak widać, w Ognisku Polskim na każdym kroku przeszłość spotyka się z teraźniejszością. Jaki ujrzy poranek, zależy od nas, a stolik generała Andersa, najwyżej za parę lat przeniesie się do POSK-u.