08 marca 2013, 09:34 | Autor: Elżbieta Sobolewska
Bunt, triumf i wojna czyli „migawki z dziejów Polski 1980 – 1981”

„Fenomen ‘Solidarności’. Migawki z dziejów Polski 1980 – 1981” to hasło wystawy, którą prezes Instytutu Pamięci Narodowej dr Łukasz Kamiński, przywiezie niebawem do Londynu. Jego obecność tutaj będzie satysfakcjonująca w dwójnasób. Jest on autorem koncepcji wystawy, więc najpełniej będzie mógł o niej opowiedzieć. Przede wszystkim jednak, przyjeżdża tu jako zawiadowca placówki, która bardzo wiele robi dla udokumentowania zbrodni totalitaryzmu w Polsce, a więc tych ciosów, których uniknęli żołnierze, decydujący się na uchodźstwo.

Instytut Pamięci Narodowej, który powstał dopiero w 1999 roku, co jest dość znamienne, usiłuje stawiać przed sądem sprawców owych zbrodni. Chciałoby się napisać „IPN ściga” zbrodniarzy, ale bez przesady. Kamiński to nie Szymon Wiesenthal, a zbrodniarzy, przynajmniej tych komunistycznych, ścigać nie trzeba, bowiem spokojnie mieszkają oni we własnym, bądź przed laty zaadoptowanym przez nich kraju i niesłychanie rzadko wywoływani są ze swoich jaskiń, by stanąć przed obliczem wysokiego sądu.

W wolnej Polsce, egzekwowanie sprawiedliwości w odniesieniu do katów Urzędów Bezpieczeństwa, generałów, sekretarzy i dygnitarzy PRL-u, słowem do decydentów i wykonawców ich woli, jest prawie niemożliwe. Procesy ciągną się latami, co związane jest, a przynajmniej tak było do niedawna, z szeregiem okoliczności, m.in. z niemożnością otrzymania od danego państwowego urzędu właściwych dla sprawy dokumentów. Przede wszystkim jest to jednak możliwe z powodu postawy domniemanych sprawców, którzy idąc po linii postępowania, które jakiś prawnik kiedyś pierwszemu z nich doradził, stale i niezmiennie powtarzają przed sądami całej Polski ten sam, skuteczny schemat: po pierwsze „nie przyznaję się”. Następnie: „nie pamiętam” i dość często, gdy udział w zbrodni jest bezsprzeczny: „wykonywałem rozkazy”. Podeszły wiek i choroby, realne, urojone lub wynikające z zaświadczenia, w tym wyjątkowym przypadku stanowią błogosławieństwo, uniemożliwiające nie tylko poniesienie odpowiedzialności za wymierzane ciosy, ale nawet wydanie wyroku. Gdy komunizm upadał, byli jednak młodsi i zdrowsi, i w przeważającej większości żyli. Nazwanie zbrodniarza winnym, na podstawie dowodów i oblicza prawa, nawet wyłącznie w wymiarze symbolicznego zadośćuczynienia ofiarom jest w Polsce prawie niemożliwe. Choroby ofiar, na ogół realne, nie urojone i nie wynikające z zaświadczenia zaprzyjaźnionego z sądem lekarza, w tym wyjątkowym przypadku stanowią zbyt nikłe świadectwo odciśnięcia na nich czyjejś woli i ręki. Demokracja nie rozliczyła swego poprzednika, a jego reprezentanci, zmieniwszy nieco swoje barwy, gładko wskoczyli w spodnie współtwórców III Rzeczpospolitej. I tak jest do dzisiaj, w poszerzeniu o kontekst, jak się okazało, jednak wspólnej Europy.

Sekwencja pojęć

Wystawa, którą od 17 marca będziemy mogli oglądać w galerii POSK-u, zbudowana jest z fotografii. Jedna do drugiej podobna jest w swoim charakterze: jakby przybrudzone, dokumentalne, niektórym znane i czarno-białe. Ułożone zostały przez Łukasza Kamińskiego w sekwencję piętnastu zagadnień, które albo stoją wobec komunizmu w skrajnej opozycji, albo stanowią jego wynik. Napięcie, bunt, triumf, solidarność, pamięć, wiara, jedność, nadzieja, godność, wolne słowo, demokracja, zainteresowanie, głód, konfrontacja, wojna. Obecna jest w tym układzie także pewna chronologia, choć związana tylko z chwilą początku i schyłku fenomenu. Zaczyna się „napięciem” w 1980 roku, a kończy „wojną”, w roku 1981.

Napięcie

W połowie lat 70. PRL znalazł się w głębokim kryzysie gospodarczym. Kolejny raz system wyobraził sobie, że zapaść uratują obywatele, wezmą na plecy i wyniosą kraj ciut wyżej, tak jak mimo otrzymywanych razów, czynili od końca wojny. Władza wymyśliła więc to, co najszybciej mogło przełożyć się na efekty: radykalną podwyżkę cen. Społeczeństwo swych pleców jednak nie pochyliło. W czerwcu 1976 roku wybuchły masowe protesty. Na zdjęciu Erazma Ciołka widzimy wybrzeże i pomost. Od słupka do barierki rozciąga się lina. Jej napięcie musi się rozładować, bo za chwilę pęknie. A gdy to się stało, linę zamontowano nową.

Bunt

Wybór krakowskiego metropolity Karola Wojtyły na papieża, dokonany 16 października 1978 roku, wyzwolił nowy ładunek nadziei. W czerwcu 1979 roku papież odwiedził Polskę, od zakończenia wojny poddaną, kastrującej siłę jej ducha, ateizacji. Jan Paweł II, gestem o którym napisano już dziesiątki zdań oddał wtedy swój kraj pod opiekę Świętego Ducha, mówiąc słowa, które wyzwalają napięcie właściwe obcowaniu z natchnionym: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi”.

Na zdjęciu widzimy Annę Walentynowicz na bramie Stoczni Gdańskiej. Nie byłoby mitu Henryki Krzywonos, gdyby żyła jedna z absolutnie centralnych, pierwszoplanowych postaci rewolucji solidarnościowej, Anna Walentynowicz, jedna z tych, którą zabrał Smoleńsk. W jej obronie zastrajkowali robotnicy wybrzeża, wiedzeni przez Lecha Wałęsę, obdarzonego naturalną charyzmą przywódcy. Zażądano wtedy od władzy wolnych związków zawodowych, a z nadziei zrodziła się między ludźmi solidarność. Strajkujący otrzymali moralne i fizyczne wsparcie od społeczeństwa. Robotnicy stopniowo zarażali się odwagą wybrzeża. Wybuchały kolejne regiony kraju, a obawa przed powszechnością strajku, a więc rewolucją, zmusiła władze do ustępstw.

Pojawił się triumf. Porozumienie z rządem zawierało zapis o możliwości tworzenia związków zawodowych, „nowych i samorządnych”. Wałęsa wyrósł na symbol powstającego ruchu. Narodziła się Solidarność.

Galeria POSK

18 marzec – 4 kwiecień

Wstęp wolny

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

komentarze (0)

_