25 marca 2013, 11:43 | Autor: Magdalena Czubińska
Paweł Edelman: Zdjęcia nie powinny być piękne

Festiwal Polskich Filmów Kinoteka już po raz jedenasty zaprezentowała Wielkiej Brytanii to, co najlepsze w polskich produkcjach filmowych. Jednak specjalnego gościa BAFTA Cinematography Masterclass, zaproszonego przez British Film Institute oraz Polish Cultural Institute, przestawiać Brytyjczykom wcale nie trzeba było. Paweł Edelman, polski operator filmowy, zdobywca wielu międzynarodowych nagród i wielokrotny współpracownik – co ważniejsze, także i przyjaciel – Romana Polańskiego opowiadał o sekretach swojej pracy, skromnych początkach w łódzkiej szkole filmowej oraz wielkich europejskich i światowych produkcjach.

Tradycja polskiego kina

Krajowe produkcje mają w sobie coś wyjątkowego – szczególny klimat, kreację postaci, humor i klimat. Polska, a zwłaszcza ośrodek kształcenia przyszłych filmowców – Łódź, wysłała w świat wielu wybitnych i zauważonych na arenie międzynarodowej kinematografów. Paweł Edelman, absolwent filmoznawstwa na Uniwersytecie Łódzkim i Wydziału Operatorskiego na Państwowej Wyższej Szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi, wyróżniony był nie tylko w Polsce, m.in. na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, nagrodą Camerimage i Orłem, ale również w Europie i w Stanach Zjednoczonych – nominowany do nagrody César, brytyjskiego wyróżnienia BAFTA oraz hollywoodzkiego Oscara za zdjęcia do „Pianisty”.

Paweł Edelman (C) w rozmowie z brytyjskim krytykiem filmowym Ianem Haydn Smithem (L) wyznał: „Nie chcę być zapamiętamy jako ktoś, kto zrobił dobre zdjęcia do złego filmu. Wolałbym zrobić dobry film ze złymi zdjęciami”. / Fot. Magdalena Czubińska
Paweł Edelman (C) w rozmowie z brytyjskim krytykiem filmowym Ianem Haydn Smithem (L) wyznał: „Nie chcę być zapamiętamy jako ktoś, kto zrobił dobre zdjęcia do złego filmu. Wolałbym zrobić dobry film ze złymi zdjęciami”. / Fot. Magdalena Czubińska
Jego międzynarodowy sukces zawdzięcza jednak swe początki w kraju. W łódzkich szkołach filmowych nauczył się, że produkcja filmowa to przede wszystkim współpraca wielu ludzi i nie można w tej pracy działać na własną rękę. Jak twierdził Paweł Edelman, przejście ze szkolnej teorii do praktyki i nauka pracy w zespole były dla niego najlepszym doświadczeniem szkoły filmowej, szczególnie wtedy, gdy zaczęli pracować profesjonalnie. „Tradycją naszej szkoły była bliska współpraca – wspólne omawianie scenariusza, lokacji itp. I taki styl pracy u mnie pozostał” – wyznał Edelman. „To bardzo interesujące być częścią procesu powstawania filmu, dobrze jest mieć wpływ na jego całokształt” – dodał.

O tym, że nie są to słowa rzucane na wiatr świadczy współpraca z wieloletnim przyjacielem, reżyserem Romanem Polańskim. Zdjęcia do „Pana Tadeusza” przyciągnęły uwagę Polańskiego, który następnie zaproponował Edelmanowi współpracę przy „Pianiście”. I tak rozpoczęła się jego międzynarodowa kariera. Jak twierdzi, „jest zdecydowanie duża różnica między robieniem filmów w Europie i w USA. W Ameryce jest to cały przemysł – robienie filmów to bycie jedynie częścią tej wielkiej maszynerii. W Europie często kręci się filmy z przyjaciółmi i jest się częścią procesu kreacyjnego” – podsumował.

Światła, kamera, akcja!

Każdy członek ekipy filmowej ma swój własny styl pracy, według którego realizuje swoją artystyczną wizję. Jednak na planie współdziałają ze sobą dziesiątki albo nawet i setki osób, dlatego też członkowie ekipy muszą się dopasować, spotykać na każdym kroku i wzajemnie do siebie dotrzeć. Paweł Edelman wspomina wyjątkowy styl pracy z Romanem Polańskim przy „Pianiście” (2002). „Nie mieliśmy na początku długich rozmów nad scenariuszem. Jedyną rzeczą, którą uzgodniliśmy, jeśli chodzi o styl filmu, to by był jak najbardziej naturalny i jak najbardziej dokumentarny. Dzięki temu film stał się wiarygodny” – opowiadał Edelman. I faktycznie, każdy, kto oglądał ten film przyzna śmiało, że film uderza, czasem wręcz razi brutalną rzeczywistością. Edelman zaprezentował jedną ze swoich ulubionych scen, podczas której niemieccy żołnierze wyrzucają przez okno niedomagającego, starszego mężczyznę w wózku inwalidzkim tylko dlatego, że nie mógł stanąć na własnych nogach na ich rozkaz, po czym rozstrzeliwują zgromadzonych wokół leżącego na ulicy ciała mieszkańców, a następie przejeżdżają po nich samochodem, miażdżąc, czasem jeszcze żywe, ciała.

„Z wiekiem zdaje sobie sprawę, że scenariusz daje wszystkie odpowiedzi, dyktuje rozwiązania” powiedział Edelman. Jednak każdy scenariusz wymaga omówienia, a każdy filmowiec interpretuje go na swój własny sposób. I choć Edelman zawsze ma wizję, jak powinna wyglądać dana scena, to do reżysera należy ostatnie słowo. Edelman miał okazję pracować z dwoma wybitnymi polskimi reżyserami – Romanem Polańskim i Andrzejem Wajdą – i zapewnia, że style ich pracy diametralnie się od siebie różnią. Polańskiego charakteryzuje precyzja, dokładność, jest bardzo konkretny i dobrze wie, czego chce. „Nie wiemy za wiele o scenie, zanim spotkamy się aktorami na miejscu. Podczas prób każdy zaczyna orientować się, jak coś zagrać i dopiero wtedy widzimy, jak można nakręcić scenę. Uwielbiam ten typ pracy, bo wszystko wychodzi naturalnie ze scenariusza i gry aktorskiej” – wspomina pracę z Polańskim Edelman. Jako ciekawostkę dodał, że jest on też jedynym reżyserem, który do produkcji całego filmu używa zaledwie dwóch obiektywów – by nie burzyć spójności scen.

Andrzej Wajda, z którym Edelman pracował przy „Katyniu” (2007), jak twierdzi operator, „jest bardziej intuicyjny – być może dlatego, że był kiedyś malarzem – wszystko zaczyna się od jego wizji, następnie wsadza aktorów w sytuację i zaczyna ich kręcić” – powiedział Edelman. Z Wajdą pracuje się na zasadzie improwizacji, nigdy nie wiadomo, co się będzie następnego dnia kręciło. Edelman wspominał pracę nad filmem z niedokończonym scenariuszem, nagłe zmiany, ciągłe improwizacje. W tej współpracy pewne jest tylko jedno – że zawsze jest ciekawie i zaskakująco.

Poczuć film

„Kiedy czytam scenariusz, staram się wyczuć film – od razu wiem, jakich użyję barw, czy będzie to kamera ręczna czy nie. Jeśli tego nie czuję, to nie robię filmu – bo nie wiem jak. W każdym filmie idę za pierwszym przeczuciem” – to, co wyróżnia Pawła Edelmana wśród wielu, jest jego niespotykane wyczucie. Operuje kamerą tak, by jak najlepiej uchwycić światło, kolor, gesty i ruchy. Wykorzystując paletę barw, kontrast oświetlenia i ostrość podkreśla zarazem ideę każdej sceny i sens całego filmu. W obrazie „Wszyscy ludzie króla” (2006), zainspirowany niemiecką ekspresją, pokazał siłę i okrucieństwo polityki przy użyciu niemalże czarno-białych barw i mocnej gry świateł i cieni. W biograficznym filmie o Ray’u Charlesie „Ray” (2004) Edelman postanowił pobawić się barwą. Wczesne lata życia muzyka przedstawione zostały w naturalnych kolorach, jednak później kolory bledną, zanikają wraz ze wzrokiem muzyka. W latach największej kariery Raya, a także największych dramatów miłosnych i osobistych, dominuje żółć – kolor zazdrości oraz złości, a także czerwień – symbolizująca namiętność i pasję. W filmie „Oliver Twist” (2005) Polański postawił przed Edelmanem zadanie, że zdjęcia mają być „bigger than life” – nieco przerysowane, nadnaturalne. Było to jedno z większych wyzwań w tym filmie, a poradzono z nim sobie używając szerszych obiektywów, mocniejszego makijażu, prostego, specyficznego oświetlenia – świec, lamp przenośnych. Ciekawym wyzwaniem okazał się również „Autor widmo” (2010), którego w większości nagrywano w terenie. „Ten film kręciliśmy tylko przy zachmurzonej pogodzie” – wspomina Edelman. „Przyjemniej jest pracować w terenie, bo nie trzeba tworzyć scenerii ani pogody. Z drugiej strony nie ma się nad niczym kontroli i trzeba czekać na odpowiednie warunki, czasem bardzo długo” – dodał.

„Film, jak powiedział Lenin, to najważniejsza dziedzina sztuki. Kultura filmowa, kiedy zaczynałem naukę i pracę w filmie, była dla mnie najważniejsza. Teraz jest trochę inaczej, czasy się zmieniły – robi się komercyjne filmy i ambicja zeszła na drugi plan” – powiedział Edelman podsumowując pracę w branży filmowej. Odnosząc się do własnej profesji podkreślił, że to nie operator powinien być widoczny na ekranie, lecz tylko i wyłącznie opowieść. „Nie chcę być zapamiętamy jako koś, kto zrobił dobre zdjęcia do złego filmu. Wolałbym zrobić dobry film ze złymi zdjęciami” – wyznał z powagą Edelman. „Zdjęcia same w sobie nie powinny być piękne, bo muszą służyć sensowi i ogólnemu stylowi filmu. Ładne zdjęcia wcale nie muszą być najlepsze” – podsumował. Słowa te zdają się być gwarancją jakości zdjęć Pawła Edelmana.

Magdalena Czubińska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

komentarze (0)

_