Małgorzata Mroczkowska
Nakładem Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie w Londynie ukazał się właśnie najnowszy tom poezji pod tytułem „Pisarze i malarze”.
Czytać czy pisać?
We wstępie Regina-Wasiak Taylor pisze, że antologia wierszy poetów polonijnych jest czymś zupełnie nowym w historii wydawniczej Związku Pisarzy. Choć od samego początku wydawano utwory pisarzy i poetów, to jednak nigdy nie było to główne zadanie stowarzyszenia. Od 1976 ukazuje się „Pamiętnik Literacki”, drukujący również poezję i krótkie formy prozą.
„Wszystko to jednak za mało na szerszą prezentację współczesnej poezji polonijnej”, pisze Regina Wasiak-Taylor, która zredagowała i przygotowała tom. „Życie polskich poetów mieszkających w tylu różnych miejscach i krajach, nazywanych często drugimi ojczyznami wpływa na ich wrażliwość, poszerza ich wyobraźnię i pojmowanie otaczającej rzeczywistości”, dodano we wstępie do antologii „Warto też przyjrzeć się warsztatowi poetów-emigrantów. Mamy nadzieję, że przegląd piętnastu autorów i lektura prawie stu wierszy otworzy okno na panoramę rozwijającej się obecnie w takim nasileniu poezji polonijnej”.
Do pierwszego londyńskiego Arkusza poetów zaproszono także artystów plastyków działających w diasporze. Poetów w książce sportretowała Joanna Ciechanowska, absolwentka warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, doskonale znana w londyńskim środowisku, która od piętnastu lat wolontaryjnie pełni funkcję Dyrektora Galerii POSK. Piotr Kirkiłło, który jest członkiem Związku Polskich Artystów Plastyków w Wielkiej Brytanii (APA) wzbogacił książkę o swoje biało-czarne, wymowne grafiki.
W naszym poetyckim dodatku przedstawiamy Państwu kilka wierszy z powyższego wydawnictwa, prezentujemy też sylwetki wybranych autorów, z którymi udało nam się porozmawiać. Mamy nadzieję, że chwila spędzona ze współczesna poezją emigracyjną umili Państwu świąteczny czas.
Anna Maria Mickiewicz, poetka, ale także założycielka portalu Fale Literackie/Literary Waves. Publikuje zarówno po polsku, jak i po angielsku. Mieszka w Londynie.
O swoim pisaniu mówi: „Może to jest dla wielu zaskoczeniem, ale wśród nas jest coraz więcej poetów. Poezja jest formą spełnienia dziecięcych marzeń i ucieczki od spraw, które w codziennym życiu bardzo nas obciążają. Nowym niejako zjawiskiem jest pisanie w starszym wieku, już na emeryturze. W Polsce jest takich klubów dla poetów-seniorów bardzo wiele. Jest jakaś tęsknota za przekazem lirycznym i wiek, nie ma tu nic do rzeczy. Uprawianie poezji to dziedzina bardzo subtelna, bo wiadomo, że nie da się z tego żyć. Każdy z nas ma swoją pracę, a pisanie to oderwanie się od rzeczywistości chociaż na chwilę. W wielu z nas potrzeba pisania istnieje od wczesnych lat, a wraz z upływem życia ta potrzeba staje się coraz silniejsza. Satysfakcja z pisania jest nieporównywalna do niczego innego, dlatego zachęcam tych, którzy chcą pisać, by zaczęli to robić.
Co mogę powiedzieć więcej o wierszu mojego autorstwa „Regent’s Park”? Stoi za nim do ciekawa historia. Wiersz zainspirowała moja rozmowa z dziewięćdziesięcioletnią Polką, która opowiedziała mi o tym, jak została zesłana wraz z rodzicami do Archangielska. Przeszła całą syberyjską tułaczkę, by po wojnie osiedlić się w Londynie. To właśnie w tym mieście jako młoda dziewczyna poznała polskiego żołnierza, który walczył pod Monte Cassino. Zakochali się w sobie i on pewnego dnia zaprosił ją do Regent’s Park, i tam się jej oświadczył. Byli bardzo szczęśliwym małżeństwem.”
REGENT’S PARK
Oświadczył się
W Regent’s Park
Niewidzialnym chmurom
A ona
Zaplątana różanym muślinem
Słońcem zatoczonym
Przeszła stopą złocistą
Przez szklane drzwi
Pod niebem zawieszonym
Na blaszanym zegarze
U wierzchołków wiktoriańskich wież
Wieczorem zamglonym
PORANEK
Anioł Stróż nałożył buty
Nie wypił nawet wody
Nakarmił kota
Pożegnał matkę
Poprawił garnitur
Wsiadł do metra
Przywitał przyjezdnych żebraków
I pogubieńców
Otworzył cyfry ksiąg
W londyńskim biurowcu
Zadzwonił później:
Systemy ludzkich spraw zamykają o dwunastej
Tomasz Mielcarek, poeta i działacz polonijny urodzony w 1974. Należy do grupy artystycznej KaMPe, współorganizował też Festiwal Poezji Słowiańskiej w Londynie. Mieszka w Anglii.
ŚWIATŁO
Światła nie widać
Dopóki wpadając do pokoju
Nie rozpadnie się na książkę, łóżko, stół
I drąży cień twojej dłoni,
Gdy z trudem sięgasz po szklankę z wodą.
OBECNOŚĆ
Tamte miejsca – byłem tam;
Patrzyłem na nie, a one zmieniały się
Aż pewnego dnia stały się obce.
Otwierałem drzwi, przemykając
Po cichu wstrzymywałem oddech.
Chodziłem na palcach.
Słyszałem głos dochodzący zza ściany
Ale nie mogłem go rozpoznać.
Nasłuchiwałem. Ten głos był mój.
To ja byłem w tamtym domu.
Poszedłem sam,
Chowając się za drzewami.
Znalazłem kulę pełną światła.
Zakopałem ją w ogrodzie. Od tamtej pory,
Nieustannie czuję na sobie czyjś wzrok.
Katarzyna Zechenter, jest profesorem nadzwyczajnym Wyższej Szkoły Studiów Slawistycznych UCL w Londynie, wykładała na University of Kansas, USA. Wykłada polską literaturę i kulturę na University College of London. Jest też autorką pierwszej monografii o Tadeuszu Konwickim w języku angielskim.
Poetka tak mówi o swoim pisaniu: “Moje życie tak się ułożyło, że mieszkam, na różny sposób, w kilku językach. Nie tylko praca, nie tylko dom, nie tylko moje pisanie, nie tylko przyjaźnie. Po prostu w każdym miejscu istnieję nieco inaczej ale swoje wiersze piszę głównie po polsku bo pewne rzeczy jestem w stanie wyrazić tylko w tym języku.
Literaturą polską zajmuję się jednak także jako naukowiec i w tym kontekście Londyn jest dla mnie niesamowicie ciekawy badawczo – nie tylko jako miejsce starej, polskiej emigracji, np. Norwida ale i tej powojennej, która od 1946 roku w Londynie miała swoje „Wiadomości” pod redakcją Mieczysława Grydzewskiego, a która do dzisiaj ma “Pamiętnik Literacki” – ostatnie czasopismo literackie poza granicami Polski, wychodzące od prawie pół wieku, czyli od 46 lat. Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie ze swoją siedzibą przyciąga polskich twórców z całego świata.
A pisanie? Moim zdaniem, pisanie to próba zrozumienia świata, którą czasami można podzielić się z innymi mając nadzieję, że razem zrozumiemy więcej”.
DWUJĘZYCZNOŚĆ
Ma czterdzieści kilka lat
I jest osobą dwujęzyczną.
W pracy dużo czyta, tłumaczy, poprawia
A także pisze wiersze.
Praca wymaga znajomości
Jeszcze jednego języka,
Który również opanowała
Do perfekcji.
Kiedy zmęczona zasypia
I budzi się zmęczona
Zamiast do łazienki
Wchodzi w ścianę.
Jest na prawo
A powinna przecież być na lewo.
Od czterech lat pisze powieść
W języku, który zna naprawdę.
Ma już pół strony.
Z domu wyjechała
Dwadzieścia trzy lata temu.
Osoba jest na pewno
Dwujęzyczną.
TAM I TUTAJ (Ojcu)
Żyje tutaj
I tam
Tęskni za małym miasteczkiem
Gdzie spędzała wakacje
I dużym miastem nad olbrzymim jeziorem za
Dearborn Street and Newberry Library.
Ma dzieci
Żywe i nieżywe
Dużo zdjęć
Leżeć chce jednak w Krakowie,
Na cmentarzu na Salwatorze
Jak mówił jej ojciec:
„Czegóż można chcieć jeszcze od życia?
Dobre towarzystwo,
Spokój,
I widok na Tatry,
Kiedy przestaje padać”.
I zawsze ktoś wpadnie,
Przynajmniej na Wszystkich Świętych.
Jakub Kurzyński, poeta i reżyser, rocznik 1991. Realizuje filmy krótkometrażowe, członek ScenyPolskiej.uk. Otrzymał wyróżnienie za pracę „Papier” w Konkursie Legalnej Kultury podczas 43. Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni. Uczestnik Pracowni Otwartej Prozą podczas festiwalu Stacja Literatura 24 organizowanego przez Biuro Literackie. Od 2016 mieszka w Londynie.
Na moje pytanie jak wygląda życie współczesnego poety młodego pokolenia, odpowiada: „Zupełnie nadzwyczajnie zwyczajnie. Zazwyczaj krążę wokół koła, skaczę jedną nogą po linii zawieszonej nad przepaścią praca-dom-praca wpinając pomiędzy Morrisons/Asdę/polskie sklepy. Zaś w weekendy spadam i unoszę się, roznoszę to pomiędzy rozciąganiem na wyjazd do centrum, w zależności od nastroju/ potrzeby/ pogody/ stanu fizyczno-psychiczno-mentalnego. Czasem coś wpadnie do głowy, czasem coś ucieknie. Coś wleci i wyleci. Ot, życie przez małe „ż”, małe „y”, małe „c”, „i”, „e”, chociaż tyle, że nie przez „rz”. Czy Londyn to dobre miasto dla poetów? Czy tu da się tworzyć? Da się. I się nie da. Jak wszędzie. Mogę pisać zarówno w Londynie, jak i w Katowicach, Oświęcimiu i gdziekolwiek, gdzie aktualnie jestem. To raczej nie kwestia miejsca, a dyscypliny, regularności.
Wiersz „Kawałki” powstał w czasie lockdownu, chyba nawet w sklepie, podczas robienia zakupów. Chyba też wcześniej wyciągnąłem z paczki ostatniego papierosa i zobaczyłem ten przeklęty napis „palenie zabija”, na co w myślach odpowiedziałem: dzięki Sherlocku! Życie zabija!”.
KAWAŁKI
Swego ducha pokroiłem na kawałki,
po czym poczęstowałem nim wszystkich,
którzy mieli wilgotne dłonie.
Rozdałem siebie, a sobie
Zostawiłem tylko las, jeziora,
Powietrze czyste jak spirytus.
Z chęcią sięgam po kolejną paczkę
Szlugów z napisem
„życie zabija.
Dobrze, że informują,
Zaciągnę się mocniej,
Do dna i już nie wypuszczę.
Założyłem maseczkę
I tak wybrałem się do sklepu,
Na karteczce zapisałem:
Jajka, mleko, chleb i spokój,
Chociaż to ostatnie
Mogę już skreślić.
ODROBINA PUSTKI
Miasto opustoszało,
Na ulice wyszły zwierzęta. Do zatok wróciły delfiny.
Są bezpieczne.
Drapieżniki zostały zamknięte w klatkach czterech ścian.
Kościoły zamieniliśmy w kostnice,
Lepiej byłoby zamienić je w spichlerze,
Nie wierzę, że stamtąd bliżej do nieba,
Które od dawna nie było tak czyste,
Tak błękitne
I tak puste.
Praktycznie
I w kawałku pustki
Można znaleźć odrobinę szczęścia,
Zaś w kawałku szczęścia
Odrobinę pustki.
Renata Cygan, poetka i tłumaczka, redaktorka naczelna Kwartalnika Literacko-Artystycznego „Post Scriptum”. Laureatka wielu konkursów, w 2021 udekorowana przez ministra kultury i dziedzictwa narodowego odznaczeniem „Zasłużony dla kultury polskiej”. W Anglii mieszka od 1992.
PUMA
Tyle dobrego we mnie co mi dajesz
Mnie – pumie mknącej po ostrych krawędziach
Bez ciebie pustka – z tobą urodzaje
Raz po raz karze mnie los – srogi sędzia
Bo przecież każdy za swoje dostaje
W świecie, gdzie dobro ze złem się zazębia
Łzami popłyną perłowe korale
Nad głową chmura z popiołem się skłębia
Lecz ja na przekór złym wróżbom brnę dalej
Idę na oślep przemierzam rozstaje
Ja – czarna puma tęskniąca w piosenkach
Pogrzebię siebie, lecz ciebie ocalę
Raniąc swe stopy na otartych krawędziach
Bez ciebie pustka – z tobą urodzaje
Tyle dobrego we mnie co mi dajesz
CAŁUN
Idziemy grzebać w ceglanych zwaliskach
Na horyzoncie wybuchy i łuny
Nad gruzowiskiem rozsnuła się cisza
A matka pierze płócienne całuny
Dzieci nie płaczą
Zamilkły kościoły
Zblakły wspomnienia
Albumy spłonęły
Rower zniszczony
Nie chodzę do szkoły
Matka prasuje bielutkie całuny
Warkot silnika – to śmierć woła z nieba
Kurz wzbił się w górę targany piorunem
I nagle jedna się zjawia potrzeba
By ciało matki otulić całunem
Arleta Cłapa, rocznik 1974, z wykształcenia pedagog. Od 2015 w Londynie, w siedzibie Streatham Tate Library Club organizuje Klub Książki i Miłośników poezji.
ZEGAR SŁONECZNY
Dziadek odszedł za zagrodę
Z walącą się stodołą. Wczoraj,
Pół dnia przekopywał ziemię pod uprawę,
Babcia czytała przypowieść o Bogu, który
Cofnął zegar Achaza o dziesięć stopni.
Zamknęła Księgę Królów. Wskazówka
Zatrzymała się. Piąta pięćdziesiąt trzy.
Zrozumiałam, dni są znaczone.
STAROŚĆ LUBI PRZESIADYWAĆ NA ŁAWCE
Zapomnieliśmy, jak otwierać rozmowy. Samotność
Zaprasza na cygaro. Wrona skrzeczy między kaszlem
A kichaniem. Krzątanina między wschodem
A zachodem. Lęgowiskiem a zimowiskiem.
Jakbym znalazł zgubę Mojżesza
I szedł ku skale Meriba; puk, puk laską,
Aż ziemia otworzy się, da odpocząć,
bo w połowie zapominam o celu podróży.
Na chruścianej grodzy, liść – przewodnik.
Jarząbek ze skrytki zwiastuje
Dobrą nowinę. W bruzdach dłoni mam
Trzy orzechy. Co kryje ich zdrewniała łupina?
Chwiejnie nadgryzam ostatnim trzonowcem.
Charles Kraszewski, urodzony w 1962 w Stanach Zjednoczonych, poeta, slawista i tłumacz. Wydał pięć tomów poetyckich. W 1990 uzyskał stopień doktora literatury porównawczej na Penn State University. Tłumaczył na język polski T.S. Eliota.
Fot 7 Charles Kraszewski, rys. Joanna Ciechanowska
PRYSZNIC U KONWICKIEGO
Na żółtej klatce schodowej
Mijam starszą Panią
I słyszę za plecami
Rany boskie
Zamykam za sobą jego drzwi
Wieszam na jego haczyku swoją parasolkę
Która w sumie nie jest zupełnie moja
Bo Instytutowa
Siedzę przy jego malutkim stole
W jego maleńkiej kuchni
I pijam jego herbatę
(pudełko co znalazłem
Jest wyblakłe od jednej strony od słońca
Więc przypuszczam)
Kładę się na jego łóżku
Z książką (na pewno nie jego)
Ale z jego segmentów
To wszystko trochę dziwne
Ale dopiero teraz, pod prysznicem
Czuję się jak intruz
Przez moment na kogoś innego
Spływa woda wiślana
To trwało tylko moment
Scaliłem się z powrotem i
Ty Durniu mówiłem
Przestań układać życie jak powieść
Jesteś intruzem wszędzie
Lub outsiderem raczej O to właśnie chodzi
Nigdzie nie należysz
I ta twoja inność jest odczuwalna
Z daleka zawsze i wszędzie
Jak zapach imbiru
Zobacz jak sierść temu psu