Szeroko rozumiana oświata polonijna jest częścią składową edukacji narodowej. „Istnieje bardzo ścisły związek między jakością i organizacją systemu edukacji narodowej w kraju i za granicą. Jest to sprzężenie zwrotne. Jaki jest poziom edukacji w kraju, taki z grubsza biorąc, mamy poziom edukacji i jakości nauczania poza jego granicami” – mówił 14 kwietnia w POSK-u profesor Adam Koseski z Akademii Humanistycznej im. A. Gieysztora w Pułtusku. W trzeciej i ostatniej odsłonie konferencji „Szkolnictwo polskie w Wielkiej Brytanii i Republice Irlandii 1939-2011” pora przedstawić problemy polskiego szkolnictwa wyższego, w kraju i poza jego granicami. Pora również odpowiedzieć na fundamentalne pytanie: w jakim duchu uczyć i wychowywać? Przywiązania do korzeni i tradycji, tożsamości chrześcijańskiej i narodowej, czy w duchu dążenia ku uniformizacji, gdzie coraz głośniej próbuje się nam sugerować, że nawet przywiązanie do własnej płci może być groźnym stereotypem?
– Reformowanie polskiego szkolnictwa wyższego po 1989 roku ciągle grzęźnie w systemie biurokratyczno-etatystycznym, w związku z tym, polskie szkolnictwo jest nisko notowane w świecie. Najlepsze polskie uniwersytety zajmują miejsce w czwartej dziesiątce według rankingów międzynarodowych, a w Polsce uczy się mniej studentów zagranicznych (nieco ponad 13500) niż na Węgrzech czy w Czechach.
Komercjalizacja, czyli zanik jakości
W Polsce istnieją dwa sektory studiów wyższych: państwowy i prywatny. Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego rozpatrywało różnego rodzaju koncepcje poprawy jakości nauczania, w rezultacie, jak mówił prof. Koseski, przyjęto znowelizowaną ustawę o szkolnictwie wyższym, która obowiązuje od początku roku akademickiego 2011/2012. Charakterystyczna dla tej ustawy jest daleko posunięta komercjalizacja szkolnictwa wyższego, zarówno prywatnego, jak i państwowego. W Polsce istnieje około 450 uczelni, z czego około 300 to placówki prywatne, w wielu przypadkach na bardzo niskim poziomie. Na kraj liczący nieco ponad 38 milionów mieszkańców stanowi to liczbę przesadnie dużą, ze szkodą dla jakości. Jeśli w Niemczech, kraju ponad 80-milionowym, jest około 200 wyższych uczelni, to dlaczego i po co w Polsce mamy ich aż tyle? Z pewnością stwierdzić można jedno: niesłychana rozbudowa szkolnictwa wyższego służy przechowywaniu tysięcy młodych ludzi, którzy w przeciwnym razie byliby bezrobotni.
W kraju trwa właśnie konkurs mający wyłonić najlepsze ośrodki naukowe. Nie startuje w nim ani jedna niepubliczna szkoła wyższa (za: „Rzeczpospolita”). O status Krajowego Naukowego Ośrodka Wiodącego (KNOW), czyli mającego szczególne osiągnięcia w dziedzinach nauk, m. in. matematycznych, fizycznych, chemicznych, medycznych czy farmaceutycznych, ubiega się 25 wydziałów, jednostek naukowych i konsorcjów. Uczelnie niepubliczne nie ubiegają się o ten status ani indywidualnie, ani jako członek konsorcjum. Wydział czy instytut, który zdobędzie ów status, otrzyma maksymalnie 10 mln zł z budżetu państwa, a jego pracownicy dostaną dodatki do pensji i wyższe stypendia.
– Polski system nauczania, co znajduje odzwierciedlenie w odniesieniu do szkolnictwa wyższego poza granicami kraju, jest skrępowane standardami, zaleceniami, minimami kadrowymi i programowymi. Jest to fatalne, zwłaszcza jeśli chodzi o kadry, ponieważ nie liczy się jakość studiów, lecz… etaty – mówił prof. Adam Koseski. Podał przykład absurdalny, jednak odzwierciedlający sytuację: otóż nawet noblista zatrudniony jedynie na podstawie umowy o dzieło (wszak noblista nie potrzebuje etatu), nie byłby zaliczony do minimum kadrowego, a kierunek studiów nie spełniający liczbowych wymogów kadry zatrudnionej na etatach, jest narażony na zniesienie. – Kolejny problem to minimalna mobilność nauczycieli akademickich. Profesorowie są na ogół przywiązani do miejsca nauczania od momentu zatrudnienia, aż do emerytury. Skutkuje to tym, że na wielu państwowych uczelniach jest nadmiar samodzielnych pracowników naukowych, często jest ich więcej, niż studentów. Na podstawie liczby profesorów ministerstwo przyznaje środki finansowe na studia i płace, a w warunkach polskich wydaje się na płace bardzo dużo pieniędzy – kontynuował.
Uniwersytet czy Instytut?
– Zasady polityki realizowanej względem Polonii są niespójne. Rywalizacja różnych podmiotów powoduje dezorganizację i marnotrawstwo środków finansowych. Polonia i Polacy za granicą są kartą przetargową, a wyraźna gra polityczna przysłania potrzeby i aspiracje środowisk polonijnych. Mamy w tej chwili zmianę w sposobie finansowania studiów młodzieży pochodzenia polskiego, chodzi o stypendia z Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Środki te, od początku 2012 roku, znalazły się w dyspozycji MSZ. Swoją silną pozycję utraciła Wspólnota Polska, która po 1989 r. była najważniejszą organizacją pozarządową wspierającą Polonię i Polaków za granicą. W tej chwili nie wiadomo jak będą dzielone środki finansowe i czy MSZ pozostanie jedynie ich koordynatorem, czy decydentem. Być może jest to sięgnięcie ponownie do modelu, który obowiązywał w II RP, ale obowiązywał także po roku 1945, kiedy MSZ PRL-u prowadził politykę za pośrednictwem Towarzystwa „Polonia” – mówił prof. Koseski. W swoich rozważaniach poruszył również formę , w jakiej funkcjonuje obecnie PUNO. Zakres działania Polskiego Uniwersytetu na Obczyźnie różni się od tego, czym zajmował się on do 1989 roku. Według obowiązujących w kraju przepisów, PUNO nie ma formalnie statusu uczelni wyższej i nie spełnia wymagań dotyczących minimum kadrowego. Nie tracąc jednak swego dorobku, rozważał prelegent, warto byłoby rozważyć przekształcenie go w instytut naukowo-badawczy wspierany przez kadrę krajową i Polską Akademię Nauk (której nota bene grozi likwidacja – red.). – Na badania celowe, projekty naukowe PUNO mógłby otrzymywać stosowne granty, podobnie jak za realizację ekspertyz, gdzie jest ogromne pole do popisu. Jednak bez wsparcia finansowego i kadrowego z kraju, PUNO będzie miał trudności z prowadzeniem dydaktyki na poziomie wyższym, tym bardziej, że zapotrzebowanie na nauki humanistyczne maleje – powiedział w ostatnich zdaniach swojego wystąpienia.
Konferencję zakończyła wypowiedź dr Joanny Pyłat, która skupiła się w niej na znaczeniu PUNO dla przyszłości oświaty polonijnej w Wielkiej Brytanii. Uczelnia, chociaż boryka się z problemami finansowymi i kadrowymi, jednak prowadzi kilkanaście projektów naukowych, organizuje kursy, szkolenia, sympozja naukowe i konferencje, a jedną z jej ostatnich, trwałych inicjatyw, jest powołanie w lutym tego roku Zakładu Dydaktyki Polonijnej. W ramach podniesienia jakości kształcenia w polskich placówkach oświatowych Wielkiej Brytanii, PUNO wspólnie z Uniwersytetem Jagiellońskim planuje uruchomić studia podyplomowe z zakresu: nauczanie języka i kultury polskiej. Jednym z najważniejszych zadań PUNO, podobnie jak w latach minionych, jest bowiem wspieranie polskiej oświaty na Wyspach. Wielu pracowników naukowych PUNO angażowało się w przeszłości w pracę odtwarzanej Polskiej Macierzy Szkolnej, jak i bezpośrednio w nauczanie w szkołach przedmiotów ojczystych. Odbudowując czy też tworząc namiastkę systemu polskiej edukacji w Wielkiej Brytanii po wojnie, zakładano, że PMS powinna stać się główną centralną oświatową i prowadzić własne placówki szkolne. Dzisiaj jest z tym problem, bowiem jak zostało wspomniane w poprzednich artykułach z serii „Polskie szkoły: Emigracja, Pokolenia, Tożsamość” – dzisiaj szkoły sobotnie powstają oddolnie, z inicjatywy rodziców, którzy niekoniecznie uważają za stosowne angażować w swoje działania Polską Macierz. Wiele z tych szkół nie informuje organizacji o swoim istnieniu, prawdopodobnie z tych względów, że ani im to pomoże, ani zaszkodzi. PMS utraciła swe dawne znaczenie, lecz jak mówiła podczas konferencji obecna prezes Macierzy, Aleksandra Podhorodecka: PMS mogłaby stać się bardzo ważnym ośrodkiem wiedzy o oświacie polonijnej, ale musi rozrosnąć się jako organizacja.
Podstawa ideowa
Słaba znajomość polskiej historii, problem z wychowaniem zakorzeniającym w silnym poczuciu tożsamości narodowej dotyczy również młodzieży w kraju, podkreślała w swoim wystąpieniu znawczyni polskiej prasy niepodległościowej, autorka obszernej pracy poświęconej historii i społecznej roli „Dziennika Polskiego”, profesor Jolanta Chwastyk-Kowalczyk z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach. – Badając łamy polskiej prasy można mniemać, że rząd polski w Londynie, władze wojskowe, środowiska akademickie, nauczyciele szkół różnych stopni, wreszcie studenci i uczniowie, traktowali naukę jako niezbędną inwestycję narodową. Nie na darmo mówi się, że media to czwarta władza. Można by wykorzystać ich funkcję propagandową, jeśli chodzi o utrzymanie szkolnictwa polskiego na obczyźnie – podkreśliła.
W 1964 roku, ówczesny prezes Polskiej Macierzy Szkolnej pisał w ten sposób: „Cel ideowy szkoły ojczystej streszcza się w utrzymaniu dziecka dla Polski i polskości. Dla osiągnięcia tego celu dom rodzicielski, parafia polska, nauczycielstwo i całe społeczeństwo polskie muszą wspólnie wytężać wszystkie siły. Jest to nasz obowiązek wobec Polski i narodu polskiego w kraju. Młodzież polską na emigracji musimy wychować w wierze naszych ojców i dziadków zgodnie z tradycją pokoleń, które Polskę chrześcijańską budowały i o jej wolność i niepodległość walczyły”.
Czy dzisiaj cel ten jest i powinien być podobny? Pytała Joanna Pyłat. Oczywiście! Odpowiedź nie powinna ulegać wątpliwości. Bo jeśli to nie na takiej podstawie ideowej kształtować się będzie wychowanie polskich dzieci, to co w takim razie można zaproponować w zamian?