– Mnie na każdym widzeniu córka mówi, że pani z rodziny zastępczej bije ją i mojego synka. Na pierwszej i drugiej wizycie widziałam u dzieci siniaki, mój syn miał prawie rozciętą głowę. Dzieci miały brudne pupy, odparzone. Dzieci zawsze są smutne, płaczliwe i wystraszone opieki społecznej i nie chcą wracać do rodziny zastępczej – pisze 22-letnia Natalia, matka Matyldy i Kamila.
Wysłała wiele maili, zapewne nie tylko do redakcji Dziennika. Mieszka w jednym z brytyjskich miast i prosi o całkowitą anonimowość. Opieka społeczna odebrała jej dzieci. Natalia uważa, że w sumie bezpodstawnie. – Bo nic takiego na mnie nie mają, jedynie, że awanturowałam się przy dzieciach z moją matką.
Natalia traci dzieci
To nie jest pojedynczy wypadek. Podobnych zgłoszeń polska ambasada w Londynie otrzymuje wiele. Podobne telefony, raz na jakiś czas, zdarzają się również w biurze Zjednoczenia Polskiego. Kierowane są do wydziału konsularnego Ambasady, do East European Advice Centre, do prawników.
– Sprawa Natalii jest bardzo dobrze znana polskiej Ambasadzie w Londynie – mówi rzecznik placówki, Robert Szaniawski. Udzielono jej wszelkiej dostępnej prawnie pomocy. – Niejednokrotnie interweniowaliśmy w służbach socjalnych, przedstawiciel Ambasady uczestniczył w rozprawie sądowej w sprawie dzieci, przekazaliśmy jej przykładową listę prawników, w tym polskojęzycznych. Udzieliliśmy jej zapomogi finansowej, kilkanaście razy Wydział Konsularny Ambasady był z nią w kontakcie. Jesteśmy otwarci na udzielanie dalszej pomocy w zależności od rozwoju sytuacji i możliwości prawnych – deklaruje Szaniawski.
Swego czasu jednym z priorytetów rodzinnej polityki Tony Blaira było znaczące zwiększenie liczby adoptowanych dzieci. Ponadto obowiązuje reguła, by białe dzieci trafiały do rodzin białych, tymczasem w ośrodkach opieki zawsze przeważają dzieci kolorowe. Statystyki nijak nie chcą się zgadzać. Uczestnik dyskusji na portalu Moja Wyspa, która odbyła się w listopadzie ubiegłego roku, pisze, że do dzisiaj poszczególne oddziały Social Services rozliczane są z ilości pomyślnie przeprowadzonych adopcji: „Od tego zależą nie tylko premie, ale też często kariery pracowników. I nie jest to żadna tajemnica. (…) To nie jest żadna zorganizowana akcja. Nikt nie każe odbierać Polakom czy Czechom dzieci. Po prostu – białe, czyste, zdrowe, niezapchlone dzieci są łatwiejsze do adopcji. Łatwiej znajdzie się chętny. (…) Osobiście znam trzy takie przypadki: w jednym dwójka dzieci poszła do adopcji. Rodzice walczą od 3 lat o prawo widywania się z dziećmi. Wszystko zaczęło się od tego, że starsze dziecko było chorowite i często opuszczało szkołę. W drugim przypadku para po prostu uciekła z UK. Tutaj sprawa była inna – dzieciak spadł z bujaczki. Matka poleciała z nim do szpitala (bo mieszkali niedaleko). Ze szpitala już go nie odebrali. Social Services podejrzewało w tym wypadku przemoc w rodzinie i do czasu wyjaśnienia – dzieciak został przekazany rodzinie zastępczej. Najciekawszy przypadek jest taki, że rodzice zostali zmuszeni do zrzeknięcia się władzy rodzicielskiej i przekazali ją dziadkom, którzy specjalnie musieli przylecieć z Polski.”
Z listu Natalii wynika, że mąż stanął w jej obronie, gdy pijana matka chciała ją uderzyć. Kiedy agresję obróciła przeciw niemu, doszło do bijatyki, której świadkami były dzieci. Matka Natalii zadzwoniła na policję. Marka zatrzymano na 48 godzin, został wypuszczony z zakazem zbliżania się do matki Natalii, jej brata i miasteczka, w którym mieszkają. Wyjechał do siostry, a policja zabroniła Natalii dołączyć do niego z dziećmi.
Dom samotnej matki
– Owszem przyznaję, że gdy była raz opieka społeczna angielska u nas w domu sprawdzić warunki, to miałam jednego zużytego pampersa w szafie, nieład z rzeczami i dwa talerzyki. Ale schowałam te rzeczy do szafy – pisze Natalia. Została sama z dziećmi i matką alkoholiczką, której się boi. Myśli, że ta chce odebrać jej dzieci, by „dorobić się za pieniądze z adopcji”. Natalia poprosiła, aby umieszczono ją w domu samotnej matki.
„Był istny syf, brudno, wanna strasznie brudna, zardzewiała i zakamieniała. Ja bym nigdy dzieci w czymś takim nie wykąpała, chyba żadna porządna matka nie wykąpała by dzieci w takim syfie.” Dzieci nie chciały jeść jedzenia z puszek, a tak według Natalii były tam karmione. Po dwóch dniach przyszła pracowniczka opieki społecznej, aby umieścić ich w rodzinie zastępczej. Natalia się nie zgodziła, a kiedy spotkanie się przeciągało, mała Matylda wpadła w histerię, była zmęczona i głodna. – Przypomniałam sobie, że mam czopka na uspokojenie, który zalecił mi lekarz w Polsce, w nagłych przypadkach. Po 5 minutach przyszła ta baba z opieki społecznej z jakąś inną kobietą do pokoju zobaczyć, co się dzieje, stwierdziły, że robię dziecku krzywdę i zabrały nas do szpitala. Lekarz w szpitalu stwierdził, że z dziećmi jest wszystko w porządku, takie leki są normalne w Polsce i że nie ma się o co martwić – pisze Natalia. A jednak, jak wynika z jej listu, wtedy do szpitala przyjechała policja. „Powiedzieli, że zabierają moje dzieci do rodziny zastępczej beze mnie. A ja w szoku, jakim prawem i dlaczego, jeśli nie zrobiłam nic złego?!”
Policja dzieci zabrała, a Natalia wróciła do matki.
Bzdury o mężu
Po kilku dniach, dzieci były z powrotem. Przesuwane z miejsca w miejsce, z domu, który znały, do obcych ludzi, budynków, pomieszczeń. Bez mamy. Taty nie ma. Trudny dla nich bałagan, większy od tego, który dobrze znają, który jest z ich własnego domu.
– Wzięli dzieci na 72 godziny, po czym mi dzieci oddali. A oddali, bo moja matka kazała mi mówić same złe rzeczy na mojego męża, powiedziała, że tylko w taki sposób odzyskam dzieci, a jak nie będę źle mówić na mojego męża, to ona zrobi wszystko, żebym straciła dzieci – pisze Natalia. Według jej relacji, matka zatrzymała dzieciom paszporty, dlatego Natalia zwróciła się po pomoc do Ambasady. Miała przyjechać do Londynu z dziećmi, zostałby im umożliwiony powrót autokarem do Polski, wyrobione nowe dokumenty. W dniu wyjazdu do Ambasady chciała wyjść z domu wcześnie rano, dojazd zająłby jej kilka godzin. – Matka z moim bratem stanęli w drzwiach i powiedzieli, że nigdzie nie pójdę. Matka zadzwoniła na mnie na policję. Przyjechała i powiedzieli, że nie mogą mnie zatrzymać z tymi dziećmi, po czym przyjechała baba z opieki społecznej z inną policją i zabrali mi bestialsko dzieci bez żadnych podstaw – opisuje Natalia. Od tamtej pory Matylda i Kamil przebywają w rodzinie zastępczej. Spotykają się z matką na widzeniach.
– Zawsze córka mówi, że pani ich bije i zawsze dzieci są głodne, zawsze chce im się strasznie pić, wypijają po litr wody. Zaczęłam przynosić im jedzenie na te spotkania, bo płakały i mówiły, że są głodne – pisze mama Matyldy i Kamila. Powtarza się ta sama sytuacja. Bywają zadrapani i brudni. Kiedy nie widziała się z nimi aż tydzień, bo powiedziano jej, że dzieci miały nieżyt żołądka, Natalia zadzwoniła na policję, żeby sprawdziła, co się z nimi dzieje, w jakich żyją warunkach, u jakich ludzi.
– Przed rozprawą sadową powiedziano mi, że jeżeli jeszcze jeden taki numer zrobię, że zadzwonię na policję, to stracę dzieci i trafią do adopcji, i już nigdy dzieci nie zobaczę – pisze Natalia. Twierdzi, że nie ma z czego żyć, że to, co dostaje z opieki społecznej wystarcza jej na kilka dni. Nie pracuje i nie mówi po angielsku, czuje się zastraszona i nie ma kogo prosić o pomoc, do matki nie chce wrócić, mieszka więc w ośrodku dla bezdomnych. Pisze, że na rozprawie sądowej nie było polskiego tłumacza, że jej adwokat o to nie zadbała. Natalia twierdzi, że nie wie nawet, jaka jest decyzja sądu i czego dokładnie dotyczyła.
Imiona bohaterów zostały zmienione