1 marca Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych
Generała Emila Augusta Fieldorfa, szefa dywersji Armii Krajowej, powieszono w więzieniu na Mokotowie, 24 lutego 1953 r. „Pani mąż, to człowiek ze stali, nie okazuje ani skruchy, ani żalu. Szkoda, że on nie jest po naszej stronie, my potrzebujemy takich ludzi – powiedział do żony Fieldorfa jego obrońca z urzędu, Jerzy Mering.
W 1977 r. Janina Kobylińska nagrała na taśmie opowieść o swoim mężu, której transkrypcję, wiele lat później, opublikował w paryskich Zeszytach Literackich Andrzej M. Kobos.
„Był żołnierzem z krwi i kości. Kiedyś go pytałam, gdy już wiedziałam że był zawsze w pierwszych szeregach walczących, że cudem nieraz uniknął śmierci – czy nigdy się nie bał? Przed walką, po walce, w czasie walki? Powiedział: „Nie. Nie znam zupełnie uczucia lęku, nigdy go nie odczuwałem”.
– Emil pochodził z Krakowa, gdzie tętniło życie narodowe, a najprostsza i najstarsza prawda brzmi, że musi być w wychowaniu jedność: domu, podwórka, szkoły, wojska, wszelakich państwowych instytucji, wtedy tworzy się pewien kanon zespołu wartości, który kiedyś nazywano imponderabiliami. I to jest naturalne, że mógł chuliganić w szkole, bo nie przykładał się do nauki, miał kłopoty z nauczycielami, ale jednocześnie wiedział, że kiedy trzeba, należy działać na rzecz wartości. Od 1912 roku już znalazł się w Strzelcu [Związek Strzelecki – red.], wciągnął swojego brata i kiedy przyszedł ten szczęśliwy sierpień 1914 r., ochotniczo zameldował się u swojego komendanta, Józefa Piłsudskiego. Tak było przez całe jego życie, szedł tam, gdzie trzeba było. A kiedy rodziła się Polska, znalazł się w oddziale Polskiej Organizacji Wojskowej i w 1918 r. budził ją do życia – opowiadał w Londynie prof. Wiesław Jan Wysocki, autor książki „’Nil’ generał August Emil Fieldorf 1895-1953”.
Po kampanii wrześniowej Fieldorf przedostał się na Węgry, dotarł do Francji i wreszcie do Anglii. W listopadzie 39 r. skontaktował się z żoną, która wspominała: „Emigracja, jak to emigracja. Ludzie wytrąceni z równowagi, zrozpaczeni, wyszukują winnych. Zaciekli, w sposób okrutny załatwiają osobiste porachunki. Mszczą się za rzekome krzywdy ze strony obozu sanacyjnego. I to wszystko przejmuje obrzydzeniem”.
Na swoją prośbę, wrócił do Polski jako emisariusz, został członkiem Komendy Głównej Armii Krajowej i dwa lata później objął stanowisko szefa dywersji. „W więc zamachy, np. na Kutscherę, na Krügera, bomby, wysadzanie mostów, torów. Jak mi sam opowiadał, jego praca była możliwa z takimi, jak jego, podkomendnymi, harcerzami z Parasola i Zośki. ‘Dobrych żołnierzy [miałem] – i tylu ich zginęło’. Głos mu drżał ze wzruszenia, kiedy mówił o nich”. Janina Kobylińska-Fieldorf, powołanie tajnej organizacji „Niepodległość”, kryptonim „Nie”, na czele której Bór-Komorowski postawił generała Nila, nazywa „błędem potwornym w swych skutkach”. Organizację stworzono z myślą o walce z sowietami, jednak zdaniem generałowej, ani Komorowski, ani Sosnkowski nie mieli pojęcia o sowieckich metodach i rozbudowanej już w Polsce, sowieckiej sieci szpiegowskiej. Ich złudzenia , związane z wkroczeniem do walczącej w powstaniu Warszawy, generałowa kwituje własną więzienną opowieścią. „Jakże mało znali Rosjan! Piłsudski na pewno nie liczyłby na to. On ich dobrze znał. A ja pamiętam dobrze, jak oficer śledczy, który mnie badał zawołał: ‘A co wy Polacy myśleliście, że będziecie mogli sami opanować Warszawę, a potem z wojskami rosyjskimi walczyć? A wiecie, co powiedział Stalin dowódcom naszym, którzy stali pod Warszawą? – Nie ruszajcie się z miejsca, czekajcie, niech Niemcy wybiją jak najwięcej Polaków, my będziemy mieli mniej do roboty’”.
W marcu 1945 r. generał Fieldorf, posługujący się nazwiskiem Walenty Gdanicki, zostaje przez NKWD oskarżony o handel walutą. Nie rozpoznany, trafia na zesłanie do Uralu. Ciężko chory, wraca trzy lata później, żonę z córkami, które pozostawił w Wilnie, odnajduje w Łodzi.
„Błagałam, żeby się starał przedostać za granicę. Nie chciał, choć jak sam twierdził, przejście granicy było dla niego drobnostką. ‘Moje miejsce w kraju – twierdził – tutaj są moi harcerze, moi ludzie, nikt nie powie, że uciekałem przed niebezpieczeństwem’. Wyjeżdżał ciągle do Warszawy, Krakowa, a ja truchlałam na każdy odgłos kroków na schodach w nocy, na każdy dzwonek późnym wieczorem…”
Walenty Gdanicki zdecydował, że się ujawni
Jego przełożony z kampanii wrześniowej, gen. Gustaw Paszkiewicz, stanął na czele Wojewódzkiego Komitetu Bezpieczeństwa Publicznego, który rozpracowywał AK na Białostocczyźnie. Doniósł na generała Nila. Nakaz aresztowania wydała prokurator Naczelnej Prokuratury Wojskowej ppłk Helena Wolińska. Oskarżycielem przed Sądem Najwyższym była wiceprokurator Generalnej Prokuratury PRL Paulina Kern. Podobnie jak Wolińska, wyjechała potem do Wielkiej Brytanii. Tutaj zmarła w 1980 r.
Janina Kobylińska-Fieldorf poszukała adwokata, wybór padł na Mieczysława Maślankę. „(…) tak dziwnie się zachowuje, że niepokój mój wzmaga się. Ale myślę sobie: ‘Skoro Żydzi zasiadają w sądzie, należy wziąć na obrońcę również Żyda’. Nic to nie pomogło. (…)”
Co miesiąc usiłowała zdobyć przepustkę na widzenie, ale nie zawsze ją otrzymywała, zresztą nawet jej posiadanie, nie zawsze umożliwiało spotkanie. „Był czas, kiedy przez kilka miesięcy z rzędu na próżno stałam pod więzieniem. Ukarali Emila w ten sposób, że nie dopuszczali mnie na widzenie z nim. Kiedy wreszcie znalazłam się w rozmównicy, Emil zapytał z żalem: ‘Dlaczego tak długo nie byłaś? Tak czekałem’.
Ostatni raz, widziała go 2 lutego 1953 r. Wiedział już o wyroku. „Po raz pierwszy zostaliśmy sami. Wtedy Emil powiedział: ‘Czy wiesz dlaczego mnie skazali? Bo odmówiłem współpracy z nimi. Pamiętaj, żebyś nie prosiła ich o łaskę! Zabraniam tego’.
– Chcieli wykorzystać gen. Nila do swojej prowokacji w zmontowanej V Komendzie WiN-u. Liczyli, że będą mogli prowadzić grę z zachodem, przede wszystkim poznać drogi kurierskie. W spotkaniu, na którym padła propozycja współpracy, uczestniczyli na pewno pułk. Józef Różański, płk. Anatol Fejgin i bardzo możliwe, że płk Józef Czaplicki, ponieważ specjalizował się w przesłuchaniach akowców, ale nie jest też wykluczone, że również Julia Brystygierowa i wiceminister Roman Romkowski. Nie da się ukryć, że od momentu aresztowania do egzekucji, wokół Nila pracowali wszyscy ludzie narodowości żydowskiej. Dlatego poparłem apel córki generała, żeby pamiętać o tych szlachetnych Żydach, którzy po wojnie ratowali Polaków. Niestety, konto jest puste – powiedział prof. Wysocki.
W 2009 r. Alina Cała z Żydowskiego Instytutu Historycznego opublikowała na łamach „Rzeczpospolitej” artykuł pt. „Antysemicki świat antywartości”, w którym oskarżyła Polaków o współodpowiedzialność za Holokaust. Maria Fieldorf-Czarska, a było to na rok przed jej śmiercią, odpowiedziała apelem: „Staram się zawsze kończyć moje spory z różnymi ludźmi propozycjami pokojowymi, pozytywnymi. Teraz także mam propozycję, by mi Pani pomogła w realizacji pewnego pomysłu. (…) Zorganizujmy wspólnie – Polacy oraz Żydowski Instytut Historyczny – akcję upamiętniania Żydów, którzy z narażeniem życia ratowali Polaków z rąk NKWD-UB i KGB-SB w latach 1939-89, szczególnie w okresie okrutnej sowieckiej okupacji Kresów oraz w pierwszym dziesięcioleciu po wojnie. (…) Szlachetność i odwaga ludzka winny być zauważone i nagrodzone nie tylko przez Izrael, ale i przez Polskę”.
Wszędzie znajdziemy takie „Łączki”
– Jesteśmy po jednym sezonie ekshumacji dokonanych na Łączce, w kwaterze ‘Ł’. W wyniku pobrania próbek DNA od osób najbliższych, zanalizowano w tej chwili mniej więcej około 70 profilów. Wiemy, że siedem ofiar zidentyfikowano. Coraz bardziej zacieśnia się pętla pewności, że jest tam także rotmistrz Pilecki, ale nie można tego powiedzieć o generale Nilu. Ciągle jeszcze mówi się o wariancie ulicy Wałbrzyskiej, lasku kabackiego, także innych miejsc, ale też pochówku na Łączce. Rada Ochrony Pamięci finansowała pierwszy etap badań, teraz rozpoczyna się kolejny, bardzo kosztowny, ale z tego, co wiem, środki są zagwarantowane. Pochodzą m.in. ze składek i darowizn. Zakład medycyny sądowej Akademii Medycznej w Szczecinie, która wykonuje te badania, wsparł także jeden z banków. Przez najbliższy czas jest więc pewność, że nie będzie żadnych przerw w pracy. Niedawno IPN wydał album z miejscami kaźni. Jeśli powiem, że takich miejsc jak „Łączka” znajdziemy w Polsce setki, to boję się, że powiem liczbę bardzo minimalną. „Łączki” znajdziemy w Polsce wszędzie.