W przeddzień rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego, w domu warszawianki, Marzenny Schejbal, układane były wiązanki goździków. Od pewnego czasu można już mówić: „jak co roku”. Bo rzeczywiście wygląda to na zaczątki zwyczaju: jesienne sprzątanie polskich grobów na londyńskich cmentarzach, marcowa zbiórka datków na rzecz Funduszu Inwalidów Armii Krajowej, w której młodzi współpracują z przewodniczącym Funduszu Andrzejem Sławińskim, również warszawskim powstańcem; i ta wigilia, w której wędrują wraz z Marzenną Schejbal po cmentarzu Gunnersbury, aby na mogiłach żołnierzy położyć parę goździków. Ledwie zarysowane życiorysy przykuwają uwagę. Anzelm Jerzy Cydzik „jeż”, pułk „Baszta”, batalion „Bałtyk”. Walczył na Mokotowie, ranny 23 września. Działacz Polskiego Stronnictwa Ludowego, współorganizator i wieloletni sekretarz naczelny Ruchu Młodych Federalistów Europy Środkowej. Współorganizator, a następnie redaktor pisma „European Press”. Odznaczony srebrnym krzyżem Virtuti Militari.
Przy stole z goździkami spotykają się: Agnieszka – studentka etnologii na Uniwersytecie Śląskim, która w Londynie gromadzi materiał do pracy magisterskiej; Paweł Procajło, członek ze statusem współzałożyciela jednej z pierwszych w Wielkiej Brytanii organizacji, którą utworzyli ludzie z pokolenia wielkiej pounijnej fali migracji, nazywanej zarobkową; Adriel Kasonta, specjalista w prawie gospodarczym Polski i Wielkiej Brytanii, od niedawna pracownik Brytyjsko-Polskiej Izby Handlowej. Rozmawiamy o tym, co sprowadziło ich do tego miasta i dlaczego znaleźli się przy tym stole, akurat 31 sierpnia.
Mądrzy, post factum
– Uważam, że należy się szacunek osobom, które oddały swoje życie za kraj i za to, żebyśmy byli wolni. Po prostu należy o tym dniu i wydarzeniu pamiętać, i dotyczy to każdego z nas, bez względu na podziały polityczne. Chciałbym w tej kwestii pomijać jakikolwiek aspekt polityczny – podkreślił Adriel.
Łodzianin. Przyjechał do Londynu niespełna rok temu, na staż do kancelarii prawniczej. W tym czasie ukończył studia podyplomowe w Polskim Ośrodku Naukowym Uniwersytetu Jagiellońskiego, na kierunku polsko-brytyjskie partnerstwo strategiczne w Unii Europejskiej i NATO.
Paweł pochodzi z Jarosławia na Podkarpaciu, przyjechał do Londynu osiem lat temu, po ukończonych studiach na Akademii Ekonomicznej w Katowicach i kilku nieudanych próbach podjęcia w kraju pracy. Jeszcze zanim ukończył studia, spędził trochę czasu w Stanach Zjednoczonych, wyjazd nie był więc niczym nowym. – Po przyjeździe do Londynu zaczepiłem się „w biznesie hotelarskim” – ironizuje. Pracował w kilku hotelach, a specjalizuje się w organizowaniu sposobów spędzania czasu, z francuskiego, fach ten określany jest mianem concierge. Prywatnie i nie tylko w ramach stowarzyszenia Poland Street, często angażuje się w rozmaite społeczne inicjatywy, zwłaszcza te, które związane są z upamiętnianiem polskiej historii
– Jeśli spojrzę po swoim otoczeniu, to wydaje mi się, że młodzi ludzie nie przywiązują do tej rocznicy większej wagi, nie wiedzą na temat powstania zbyt wiele, a jeśli ktoś się nim interesuje, to dlatego, że w ogóle interesuje się polską historią – stwierdza Agnieszka.
– Przede wszystkim należy się tej sprawie pamięć. Oczywiście, że znam ludzi, których ono nie interesuje i nawet nie wiedzą, kiedy wybuchło, albo łączą je z powstaniem w getcie, bo tak było przecież wcześniej przedstawiane, że działo się to razem – wtrąca Paweł. Adriel skwapliwie przytakuje. Także niejeden raz spotkał się z tym, że sami Polacy mylą te dwa zrywy. – Podejście młodego pokolenia charakteryzuje wypieranie newralgicznych etapów w polskiej historii, a więc ignorancja jest na porządku dziennym – stwierdza.
– W ostatnich latach ta rocznica jest jednak bardziej nagłaśniana. Media się nią interesują, stworzenie Muzeum Powstania Warszawskiego też miało bardzo duże znaczenie, jest większa świadomość tego, co się wydarzyło – uważa Paweł. – Inaczej było dziesięć, piętnaście lat temu, tylko jakaś informacja w dniu 1 sierpnia i tyle. W kwestii pamięci idzie więc jednak chyba ku lepszemu, mam nadzieję – dodaje.
„Było nie do uniknięcia”
Z ostatnich badań sondażowni Homo Homini dla dziennika „Rzeczpospolita” wynika, że Powstanie Warszawskie jest według Polaków najważniejszym zrywem narodowym. A jednak wątek podważania jego sensu zdominował debatę, jaka w ramach obchodów 68 rocznicy rozegrała się w polskich mediach w roku ubiegłym. A jak było i jest tym razem? Przed 1 sierpnia mówiło się przede wszystkim o trosce, jaką napawała możliwość wyrażenia dezaprobaty dla obecności niektórych gości, podczas oficjalnych, pierwszo-sierpniowych obchodów, na cmentarzu powązkowskim. Drugim lejtmotywem jest porównywanie dwóch zrywów, do jakich doszło w okupowanej przez Niemców stolicy i ubolewanie, że Polacy i Żydzi nie dzielą wspólnej pamięci, odgradzają się od siebie w przeżywaniu tych dwóch rocznic. Kilka dni temu, w ramach obchodów 69 rocznicy Powstania Warszawskiego, w Muzeum Historii Żydów Polskich odbyła się debata: „Warszawa dwóch powstań”. Jeden z wniosków dyskusji stwierdza, iż przyczyny trudności we wspólnym przeżywaniu tkwią w spuściźnie PRL-u i całych dekad, pozbawionych dyskursu o tych doświadczeniach. „Władze podkreślały jednak rolę powstania w getcie warszawskim, umniejszając przez to wagę powstania warszawskiego, co było sposobem antagonizowania społeczeństwa. Kolejne rocznice powstania w getcie były także dla ówczesnych władz okazją do załatwiania różnego typu ‘interesów’ politycznych” mówił historyk dr Mikołaj Mirowski (za: Polska Agencja Prasowa).
– Wszyscy są mądrzy post factum. Ale kto wtedy wiedział, że sowieci się zatrzymają przed granicą? Wyobrażam sobie, że to musiała być naturalna decyzja i nieunikniona, musimy walczyć i tyle. To, że nas wykiwano, sowieci stanęli i pozwolono Hitlerowi zniszczyć Warszawę, to teraz możemy o tym dyskutować, ale wtedy? Perspektywa była zupełnie inna – dodaje Paweł.
Co na to świadkowie i uczestnicy zdarzeń? Archiwum mówione w Muzeum Powstania Warszawskiego zawiera wspomnienie Jana Nowaka-Jeziorańskiego, który powiedział, że kiedy przyjechał do Warszawy, w mieście było takie napięcie, że nic nie powstrzymałoby walk. „Nawet gdyby rozkazu nie wydano, do powstania by doszło” – mówił Nowak. „Było nie do uniknięcia” uważa odznaczony Krzyżem Virtuti Militari profesor Witold Kieżun.