Katarzyna Bzowska
Jak to dobrze, że Scena Polska.UK znowu zeszła do podziemi. Pięćdziesiąta premiera w dorobku zespołu kierowanego przez Helenę Kaut-Howson odbyła się w Jazz Café. Lubię to miejsce i kibicuję piwnicy artystycznej od założenia jej przez Marka Greliaka. Rzadko bywam tam na imprezach muzycznych, a znacznie częściej na spektaklach teatralnych. Atmosfera tego miejsca (tak to sobie wyobrażam) przypomina piwnice Paryża lat 1950. To „układanie” się widzów – na ustawionych tradycyjnie rzędach krzeseł, na schodach, na stołkach zapełniających część położoną. Najbardziej lubię siadać właśnie tam, ale tylko w pierwszym rzędzie, bo z dalszych miejsc, choć są tam wygodne ławy z oparciami, nic nie widzę. Nie ten wzrost.
Na ulotce reklamującej sztukę „Ścielę wieczne łoże” przeczytałam, że obecnie Jazz Café to studio. Nie rozumiem, dlaczego próbuje się zmienić nazwę. Nawet personel obsługujący bar najwyraźniej tej zmiany nie przyjął. Na czarnych T-Shirtach jest wyraźna nazwa „Jazz Café”. I niech tak zostanie.
Nazwa Studio pasowała do sztuki autorstwa Marka Otwinowskiego, bo jej akcja rozgrywa się studiu radiowym. To w pewnym sensie monodram, w którym główną rolę gra prowadzący program radiowy oparty na rozmowach ze słuchaczami, a jego rozmówcy stanowią uzupełniające tło, choć ich historie mają duże znaczenie dla rozwijającej się akcji.
Przyznaję, że wcześniej nie słyszałam o autorze. W internecie znalazłam krótką notatkę. „Autor dramatu – Marek Otwinowski – ur. w 1972 r. we Wrocławiu. Absolwent ASP, projektant publikacji i komunikacji graficznej. Muzyk (basista) i kompozytor-wykonawca. Od 2005 r. kompozytor i producent muzyki teatralnej oraz słuchowisk radiowych. Od 2003 r. muzyk i współautor projektów artystycznych grupy Karbido (m.in. „Stolik/The table”, „Music 4 Buildings”, „Karbido & Andruchowycz”). Autor scenariuszy i małych form audio-teatralnych. Sztuka „Ścielę wieczne łoże” zdobyła Grand Prix, Nagrodę Publiczności i Nagrodę Dziennikarzy w konkursie dramaturgicznym „Metafory Rzeczywistości 2015” w Poznaniu. Sporadycznie tłumaczy poezję ukraińską (Jurij Andruchowycz, Ołeksandr Irwanieć). Stypendysta Prezydenta.”
Tylko tyle. Udało mi się też ustalić, że w Teatrze Polskim w Poznaniu odbyło się tzw. czytanie sceniczne. Później sztuka nie była wystawiana. W POSK-u odbyła się więc prapremiera.
Autor napisał na facebooku: „Osiem lat później – nie wierzę, że to się dzieje – zapraszam na premierę mojej sztuki do Londynu. A to, co totalnie zwala mnie z nóg, to fakt, że spektakl reżyseruje absolutna legenda światowego teatru, Royal Shakespeare Company, Royal Exchange Theatre czy Theatr Clwyd – Helena Kaut-Howson.”
Dla Heleny chapeau bas! Wyreżyserowania sztuki, dziejącej się w jednym miejscu z udziałem zaledwie piątki aktorów, z ograniczonymi rekwizytami, to ogromne wyzwanie. Dla odtwórcy głównej roli, Wojciecha Piekarskiego, równie trudne. Jego powrót na scenę po kilku latach przerwy – posługując się określeniem Otwinowskiego – zwala z nóg. Piekarski gra brawurowo, ale nie przekracza pewnej granicy, nie szarżuje.
Sztuka Otwinowskiego to tragifarsa albo mówiąc inaczej czarna komedia. Jak pisze autor, dzieje się w „niedalekiej przyszłości, w kilka lat od dnia dzisiejszego”. Główna postać, Brat Marek, prowadzi stałą audycję radiową opartą na rozmowach ze słuchaczami. Jest im potrzebny, bo znaleźli się w trudnej sytuacji życiowej, wracają niełatwe wspomnienia, byli świadkami przestępstwa. Potrzebują porady, zrozumienia, dobrego słowa. Często powtarza się biblijne zdanie „daję świadectwo”. A Brat Marek serwuje im słowny bełkot lub nic nieznaczące opowieści o pięknie krajobrazu i wielkości naszej historii. Gdy nie ma nic do powiedzenia oświadcza „w górę serca”. Jest na wpół kaznodzieją, na wpół szefem sekty wyznaniowej, zakonnikiem bez zakonu, eremitą, jak mówią o nim jego rozmówcy. Ci jego rozmówcy: Anna (Renata Lambourne), Edmund (Jarosław Redestowicz), Janusz (Łukasz Zapłotny) i Wanda (Patrycja Zając) służą mu do wzmacniania ego prowadzącego. On ich potrzebuje, bo sam też przeżywa kryzys – na oczach widzów rozpada się psychicznie i fizycznie, co wynika nie tyle z wyczerpującej pracy, ale zamiłowania do alkoholu i narkotyków. Z każdą rozmową coraz mniej u niego wyrozumiałości, a coraz więcej gniewu, mowy nienawiści i nawoływania do fizycznego odwetu na wrogach. Wpisuje się tym zresztą w nastrój swoich rozmówców. O samej sztuce można przeczytać w „Tygodniu Polskim” (Anna Ryland „Teatr, który stawia pytania”).
A przesłanie autora? Skłonna jestem znaleźć wiele interpretacji. To opowieść o niszczącej sile słowa, o manipulacji ze strony kogoś kogo uważamy za autorytet, zwłaszcza w momentach, gdy czujemy się samotni i bezsilni. To także opowieść o problemach współczesności – bezduszności urzędników, przestępstwach na tle seksualnym, nędzy i problemach psychicznych. Brat Marek ucieka do ogólników, odwoływania się do wspaniałej, a utraconej przeszłości, sloganów, a wszystko to udekorowane nostalgią narodowo-patriotyczną. Czy zdaje sobie sprawę z tego, że jego nieopacznie rzucone słowa mogą doprowadzić do tragedii?
Sztuka Otwinowskiego ma wiele odnośników do polskiej literatury. Zwróciła na to uwagę prowadząca po spektaklu rozmowę z publicznością Iwona Załuska, kierownik literacki Sceny Polskiej. Zapewne dla wielu wielbicieli literatury to zaproszenie zabawa, by te konotacje literackie odnajdywać. Szczególny jest też język sztuki, zwłaszcza Brata Marka. To język barokowo bogaty, a jednocześnie naszpikowany najbardziej brukowymi słowami, od czego nie uciekają także jego rozmówcy.
A sam tytuł sztuki? Otóż Papkin w „Zemście” oświadcza, że właśnie pisze testament, bo zażył truciznę i dodaje: „Potem kupię wieczne łoże, / Potem pogrzeb swój zapłacę / Potem – Requiescat in pace”. Brat Marek nie jest kabotynem w stylu Papkina. To postać znacznie bardziej niebezpieczna, a wieczne łoże szykuje zarówno dla siebie jak innych.
Widzowie nie wychodzą ze spektaklu uspokojeniu. Sztuka pozostawia bowiem wiele wątków niedopowiedzianych, a dalsze losy bohaterów pozostają nieznane. Ta sztuka uwiera. Jest jak niewygodne łóżko, dające nieprzespaną noc, a być może i koszmary nocne. Jest z jednej strony bardzo polska, z drugiej uniwersalna.
CYTAT