Z pisarzem Piotrem Czerwińskim, którego książka „Międzynaród” niedawno trafiła do księgarń, rozmawiała Justyna Daniluk
Twoja najnowsza książka „Międzynaród” to satyra na Polskę i Polaków. Czy nie da się już o patriotyzmie i polskości pisać „na poważnie”?
Jasne, że się da. Cała Polska pisze o Polsce na poważnie, cała Polska Polsce bokiem wychodzi, bo jest tak beznadziejnie poważna. Spojrzyj na jakąkolwiek polską gazetę i świadomie mówię „spojrzyj’, bo czytać tego już się po prostu nie da.
Mnie w każdym razie ta powaga obrzydła. Powaga przez wielkie Pe, jak „Polska” i powaga w ogóle. Muszę odpocząć od powagi i napisałem tę książkę dla ludzi, którzy mają podobną potrzebę. Choć przyznaję, pod tym płaszczykiem purenonsensu przemyciłem w „Międzynarodzie” sporo poważnych treści. Jak u Chaplina, którego uwielbiam, za jego śmiech przez łzy.
Czy ostatnie wydarzenia Polsce ze Święta Niepodległości, pogłębiający się kryzys, a wraz z nim brak tolerancji w stosunku do „innych” (kulturowo, rasowo, religijnie, seksualnie), wzrost tendencji nacjonalistycznych nie sprawia, że zastanawiasz się: – Może świat rzeczywiści będzie taki jak go opisałem?
Mało tego, ja jestem prawie pewien, a przynajmniej nie wykluczam tego, że świat będzie taki jak go opisałem. Naprawdę uważam, choć to smutne, że za parę setek lat, jeśli Ziemia tyle wytrzyma, demokracja będzie już tylko epizodycznym wybrykiem w historii ludzkości i zapanują na tej planecie krwawe reżimy, wyżynające się nawzajem w walce o władzę. Myślę, że świat zmierza w tę stronę, bo świat to ludzie, a ludzie podlegają prawu dżungli. I w skali mikro, i makro. Przez ostatnie kilka tysięcy lat zrobili wszystko, by tego dowieść, są zwierzakami i serio, mogliby już przestać sobie wmawiać, że jest inaczej.
Mam jednak i takie przekonanie, że ludzkość ma do dyspozycji kilka alternatyw, które mogą ją uratować. Największą nadzieją jest to, że faktycznie, zniknie kiedyś pojęcie narodowości, bo narodowości i rasy przemieszają się na tyle, że zatrą się między nimi granice.
Natomiast nie sądzę, by Polska była kiedykolwiek taka, jak ją opisałem w książce. Polacy nigdy nie będą potęgą, za bardzo nienawidzą się nawzajem. To jest naród samouciskowy, ma przed sobą tylko taką przyszłość, jak cała jego przeszłość. Choć bardzo chciałbym się mylić. Przyznam szczerze, że „Nowa Polska”, gdzieś daleko, daleko od Polski, alternatywna ojczyzna wszystkich polskich emigrantów, taki „polski Izrael”, to moja wielka obsesja. Bardzo chciałbym, by cos takiego było możliwe do zrealizowania i gdybym tylko mógł, sam chętnie włączyłbym się w taki projekt. Być może nawet mogę i to bardzo, lecz jeszcze o tym nie wiem.
„Międzynaród” w bardzo dużym stopniu dotyczy relacji skomplikowanych polsko-brytyjskich. W swojej książce odwróciłeś istniejące obecnie role. W Twojej powieści to Polska jest zasobna i wyzyskująca biednych emigrantów, a Anglicy czyszczą polskie toalety…
Relacje polsko-brytyjskie są bardzo proste. Historycznie jesteśmy dla nich mięsem armatnim, tanią siłą roboczą. Miałem bardzo nieprzyjemne doświadczenia z Anglikami, którzy niemal dosłownie dawali mi do zrozumienia, że jestem podgatunkiem. Zapierałem się rękami i nogami przed szufladkowaniem wszystkich Anglików w jednej przegródce. Na szczęście przyszedł taki moment, kiedy dla przeciwwagi poznałem też mnóstwo fantastycznych mieszkańców Anglii, artystów, pisarzy, ludzi o szerokich horyzontach, których polubiłem. Wtedy mnie olśniło i postanowiłem, że odtąd nigdy nie będę oceniał ludzi na podstawie koloru ich paszportu, nawet tych, którzy stosują takie kryterium wobec mnie. Naprawdę uwierzyłem, że nie ma żadnych narodowości: są tylko osobowości.
I wyśmiałem całą tę sytuację, odbijając ją symetrycznie w krzywym zwierciadle. Postanowiłem wyśmiać wszystkie znane mi stereotypy.
W swojej książce dotknąłeś kilka polskich wrażliwych punktów. Po pierwsze – stworzyłeś Polskę czarnoskórą! Nie znasz najnowszych haseł nacjonalistów polskich: „Polska cała tylko biała?”
Nie znam haseł, fakt. Ale takie hasła zawsze były. Na świecie różni ludzie wygłaszają różne hasła. A tak swoją drogą, nie rozumiem co ma nacjonalizm wspólnego z kolorem skóry. Przecież można być nacjonalistą dowolnej rasy. Polska czarnoskóra w „Międzynarodzie”, oprócz tego, że to futurystyczna wizja wynikająca ze wspomnianego zacierania się granic między narodami i rasami, to także satyra z rasizmu. Chciałem, by ta książka i ten wątek miał czytelne przesłanie antyrasistowskie. Prócz tego ta powieść stawia całkiem kluczowe pytania o patriotyzm polski i myślę, że ktoś, kto uważa się za polskiego patriotę, w tym także patriotę skrajnego, czyli nacjonalistę, powinien ją przeczytać, by się zmierzyć z własnym pojęciem patriotyzmu, własnym pojęciem dobra narodowego, własnym pojęciem narodu w ogóle, i Polski, w ogóle. W tej książce Polacy strzelają do Polaków, Polacy zdradzają Polaków, ileż razy się to zdarzyło w naszej historii? Targowice, przewroty majowe, w końcu komuna i ubecja. To niekończący się polski serial. Uważam, że każdy może być najlepszym Polakiem, jakiego kiedykolwiek ugościła nasza ziemia, bez względu na rasę czy pochodzenie. I na tej samej zasadzie każdy może być Polakiem najgorszym.
Tylko pytanie: co to znaczy być Polakiem? Co to jest Polska? Może rzeczywiście Polska to nie państwo, może to stan umysłu?
Po drugie, ukazałeś Polaków jako naród dumny ze swoich tradycji, to prawda, tylko co z tego, gdy tradycje mało warte lub opacznie pojmowane. Polacy nie lubią krytyki…
Prawie nikt nie lubi krytyki i prawie wszyscy opacznie pojmują wartości, to przywara każdego człowieka. Ale cóż. Prawdziwa cnota kretyna się nie boi, jak to Rewiński sparafrazował kiedyś Krasickiego…
Właśnie wróciłeś ze spotkania z czytelnikami w Cork. Jaki był ich odbiór Twojej przecież dość kontrowersyjnej powieści?
A dziękuję, odbiór był naprawdę genialny! Nie pomnę już ile złożyłem autografów i ile razy wystąpiłem w roli zakopiańskiego misia, z którym każdy chce mieć zdjęcie! (śmiech). Wiesz, na takie spotkanie przychodzą ludzie na konkretnym poziomie, w konkretnym celu. Poza tym w większość przypadków są to oddani czytelnicy, którzy chcą spotkać autora. Przychodzą porozmawiać o różnych drobnych szczegółach z książek, spytać czy coś zdarzyło się naprawdę, wielu pyta o sam proces pisania. To jest bardzo miłe, spotkać człowieka z tej drugiej strony papieru. To dla mnie wspaniała nagroda, że mogę obcować z takimi ludźmi, że mogę utrzymywać z nimi kontakt, że materializują się, niejako. Po to człowiek pisze – dla ludzi. Traktuję moich czytelników jak przyjaciół. Ich pojawienie się na świecie niesie ze sobą tyle dobrego, że nie mógłbym ich traktować inaczej.
Mówi się, że „Międzynaród” to satyra na antyutopię, smutna prognoza nadchodzących czasów, czy powieść a la political fiction. Czym jest „Międzynaród” dla Ciebie?
Na to pytanie znam tak wiele odpowiedzi, że wymieniałbym je przez godzinę i zanudził Cię kompletnie. Dla mnie to opowieść o Polsce, której nie ma. O Polsce, o której zawsze marzyliśmy, i do której nigdy nie dotrzemy, bo jej…. nie ma.
Oprócz tego to jest książka satyryczna, taka miała być w zamyśle.
W warstwie najniższej, choć nie mniej atrakcyjnej, jest to też rodzaj antidotum dla Polaków mieszkających na wyspach: patrzcie, jak by było klawo, gdyby to oni czyścili nasze kible. Pośmiejmy się. To także próba pokazania samym Anglikom, jeśli do nich kiedykolwiek dotrze ta książka, jak by wyglądał świat, gdyby to oni znaleźli się w takiej sytuacji i byli tak traktowani.
A tak koniec końców, uważam, że to po prostu wciągająca historia. Jest tu przecież i miłość, i momenty, i strzelaniny. I wystrzelone w kosmos okoliczności przyrody, przecież też. Przyznaję, że z wielką chęcią uciekałem do tego świata i do tych bohaterów, kiedy pisałem tę książkę. Zatracałem się w nim bez reszty. Było mi nawet trochę smutno, kiedy już dobrnąłem wraz z nimi do końca. Myślę, że ta historia długo sie nie kończyła, bo ja wciąż siedziałem z nimi wszystkimi w ostatniej scenie i myślałem, co robić dalej… Tak opornie było mi wracać od nich do zwyczajnego życia.
Już 18 grudnia 2011 będziesz gościł w Londynie na spotkaniu z czytelnikami, organizowanym przez „Dziennik Polski”. To będzie już drugi Twój pobyt w Londynie związany z promocją książki…
Nie mogę się tego Londynu doczekać, bo jeśli powtórzymy imprezę sprzed dwóch lat, to będzie fantastyczne wydarzenie! Tym razem może być jeszcze ciekawiej, bo w programie dla gości przewidziana jest degustacja piwowinu! (napoju „Nowej Polski” z „Międzynarodu”, przyp. red.). Oprócz tego ja jestem wielkim wielbicielem poskowego Jazz Cafe i to dla mnie zaszczyt gościć u nich jako autor. No i liczę spotkać jak najwięcej czytelników. Może nawet takich, którym też było smutno, gdy dobrnęli do ostatniej sceny powieści…