20 kwietnia 2012, 15:00 | Autor: Jarosław Koźmiński
Skarbnica wiedzy i tradycji

Z dr. Andrzejem Czesławem Żakiem, dyrektorem Centralnego Archiwum Wojskowego rozmawia Jarosław Koźmiński


W ostatnich latach powstało wiele prac traktujących o osiągnięciach emigracyjnej kultury. Mimo to cała rzesza twórców działających poza krajem odeszła w zapomnienie. Szereg wartościowych nazwisk nie weszło w krwiobieg polskiej kultury. Czy w Polsce minęło zainteresowanie dorobkiem emigracji?

– Trudno mówić o polskiej kulturze nie uwzględniając wielkiego dorobku polskiej emigracji, szczególnie tej po 1939 roku. To tu, mimo ciężkich warunków wojennych i późniejszych problemów, w warunkach wolności i demokracji, mogły powstać dzieła które weszły do skarbnicy dorobku narodowego. Trzeba pamiętać, że w interesie władz komunistycznych nie było propagowanie dorobku polskich autorów znad Tamizy. W Kraju szalała cenzura, obowiązywała „nowa” wykładnia historii i wzorce sowieckie. Tak więc docierały do Kraju, oficjalnymi kanałami, starannie wyselekcjonowane dzieła, często okaleczone przez cenzurę. Ten stan rzeczy trwał aż do 1989 roku! Minęło ponad 22 lata wolnej Polski, ktoś może powiedzieć, że to dużo ale zapóźnienia sięgają okresu po 1939 roku…

W Kraju istnieje w dalszym ciągu duże zainteresowanie emigracyjnym dorobkiem. Mam tu na myśli przede wszystkim bliskie mi środowiska historyczne i archiwistyczne. Szanujący się historyk czy publicysta zajmujący się historią XX wieku nie może nie znać wydawnictw źródłowych i monografii które tu powstały.

Ważne uzupełnienie stanowi prasa, jak choćby „Dziennik Polski”, który jest obecny ponad 70 lat i stanowi ważne uzupełnienie dla wiedzy zgromadzonej w archiwach i bibliotekach. Nie wspomnę tu o różnych dyscyplinach sztuk pięknych.

 

A jak jest na polu archiwistyki i instytucji, którą Pan reprezentuje? O ile dorobek kulturalny emigracji nie miał swoich mecenasów i archiwistów to sfera życia polityczno-wojskowego znalazła znakomite oparcie w londyńskim Instytucie Polskim i Muzeum im. gen. Sikorskiego…

– Sądzę, że ludzie zakładający Instytut Polski i Muzeum im. gen. Sikorskiego, Instytut Józefa Piłsudskiego czy Studium Polski Podziemnej, byli świadomi roli jaką będą odgrywały w przyszłości te instytucje i ten mecenat nad „strażnikami pamięci narodowej”, cały czas trwał. To było niezwykle ważne także dla nas w Kraju.

Żałować trzeba, że dorobek kulturalny (artystyczny) emigracji nie miał takich mecenasów i archiwistów. Ogromna jego część uległa zapomnieniu, zaprzepaszczeniu.

 

Co dziś sprowadza Pana do Londynu?

– Oczywiście sprawy zawodowe, ale także… sentyment do wspólnych „korzeni” archiwalnych. Kilka słów historii… Centralne Archiwum Wojskowe liczy już 94 lata. W okresie 1918-1939 gromadziło przede wszystkim akta polskich związków niepodległościowych, formacji wojskowych z lat 1908-1918 oraz powstań i wojen polskich. Jednak kampania wrześniowa 1939 roku, wojna i późniejsze wydarzenia sprawiły, że mamy tak duże luki w zasobie. W obliczu zagrożenia atakiem niemieckim na Warszawę, major Bolesław Waligóra – ówczesny dyrektor, a obecny patron CAW – wywiózł część akt z Warszawy. Następnie przedostał się do Rumunii z materiałami Oddziału II SG WP, Adiutantury Naczelnego Wodza, powstań śląskich. Cześć udało się wywieźć przez Lizbonę do Nowego Jorku, a część, poprzez Francję, trafiła do Londynu. One stanowiły podstawę archiwalną powstałych w tych miastach instytutów Marszałka Józefa Piłsudskiego i ich zbiorów.

Materiały CAW, których nie udało się wywieźć, ani zniszczyć, Niemcy składowali i badali do końca wojny w Gdańsku-Oliwie. Pod koniec wojny część przedwojennego zasobu archiwum zabrali Rosjanie. W 1964 roku strona sowiecka zwróciła około 150 metrów bieżących akt. Znacząca część akt pozostaje w Ośrodku Przechowywania Zbiorów Historyczno-Dokumentacyjnych w Moskwie.

Obecnie w CAW zgromadzono ponad milion trzysta tysięcy jednostek archiwalnych. Jest to ponad 13 tysięcy metrów bieżących akt. Materiały te tworzą cztery działy: akta z lat 1908-1939, akta z kresu II wojny światowej, akta Wojska Polskiego z lat 1943-1945 i akta po 1945 roku. W zbiorach CAW zebrano również akta personalne i odznaczeniowe z lat 1918-2007. Akta żołnierzy II Rzeczypospolitej liczą ponad 220 tysięcy jednostek archiwalnych. Przechowywane są także kolekcje fotograficzne, kartograficzne, regulaminów i wydawnictw fachowych. To sporo, ale jest dużo luk zwłaszcza materiałów dotyczących II wojny światowej.

Wielce cenię bardzo dobrą współpracę z Instytutem Polskim i Muzeum im. gen. Sikorskiego czy Studium Polski Podziemnej. Wydajemy razem źródła i monografie, w oparciu o zbiory naszych instytucji. Nasi partnerzy mogą zawsze liczyć na lojalną współpracę z CAW.

 

Czy Centralne Archiwum Wojskowe to tylko historia?

– Oczywiście przechowujemy także materiały jak najbardziej współczesne, dokumentujące m.in. udział polskich żołnierzy w misjach w Iraku, Afganistanie, czy też dokumenty o przeobrażeniach zachodzących w siłach zbrojnych. Inne materiały archiwalne trafiają do podległego CAW Archiwum Ministerstwa Obrony Narodowej oraz archiwów rodzajów sił zbrojnych: Marynarki Wojennej w Gdyni, Sił Powietrznych w Nowym Dworze Mazowieckim, Wojsk Lądowych w Toruniu i Oleśnicy. Stale wzrasta liczba osób, korzystających z wiedzy zgromadzonej w archiwach wojskowych. Otrzymujemy listy z Wielkiej Brytanii, Kanady, Australii, Izraela, Stanów Zjednoczonych, Rosji, Ukrainy czy Białorusi. Ludzie pytają się o losy swoich przodków. Jest to znak, że kultywowane są tradycje, prowadzone rodzinne badania genealogiczne. Większość tych „usług kwerendalnych” stanowią rozmaite zaświadczenia o służbie i pracy w wojsku, poświadczenia dla Kancelarii Prezydenta RP, ZUS, Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych, PCK czy IPN. Dużo korespondencji napływa także z Londynu i okolic, ale przede wszystkim z „polskiego Londynu”.

 

Czym dla Pana jest „polski Londyn”?

– W czasach PRL była to stolica Rządu na Uchodźstwie… Przez wiele lat Polacy wsłuchiwali się w głos płynący z Londynu. „Polski Londyn” to skarbnica wiedzy i tradycji, poczynając od emigracji popowstaniowej 1831 roku. To kawał historii Polski. Tu także spoczywa patron CAW mjr Bolesław Waligóra. Zginął l listopada 1940 r., podczas nocnego bombardowania Londynu i został pochowany na cmentarzu Streatham Hill. Mam tu wielu znajomych, których poznałem jeszcze przed wolnymi wyborami 1989 roku i tych późniejszych, równie życzliwych badaniom CAW i nieśmiałym propozycjom wydawniczym . Sądzę, że doskonale rozumiemy się w tych i innych sprawach.

 

Jak na „polski Londyn” patrzy się w kraju dziś? Czy już tylko przez pryzmat serialu telewizyjnego „Londyńczycy”, o mało zajmującej fabule i przesłaniu na poziomie popołudniowych gazet…

– Mogę wypowiadać się tylko o swoich odczuciach. Przyznam się, że po obejrzeniu kilku odcinków tego serialu zrobiło mi się bardzo przykro i przestałem oglądać. Trochę tu „pomieszkiwałem” i imałem się różnych prac, poznałem różne środowiska, podobnie jak wielu krajanów którzy później wrócili do Kraju. Ten serialowy obraz to jest wyolbrzymiony margines dużej grupy ludzi, którzy przyjechali tu, aby za uczciwe pieniądze uczciwie pracować. Jeżeli ukazujemy tzw. młodą emigrację poprzez pryzmat najgorszych polskich cech, często upadek moralny i duchowy, to robi się przykro na duszy … Szkoda, bez „propagandy sukcesu” można także dużo pokazać…

 

Szacuje się, że przez Wyspy Brytyjskie w ostatnich ośmiu latach przewinęło się ponad milion Polaków. Początkowo były to pobyty raczej sezonowe. Teraz widać, że ci ludzie zostaną tu na dłużej. Brytyjska Polonia dostaje tym samym spory zastrzyk polskiej krwi. To należy wykorzystać, potraktować, jako wielki kapitał…

To dosyć skomplikowane… Z jednej strony obowiązek zapewnienia godnego bytu rodzinie czy też wspinanie się po kolejnych szczeblach kariery, z drugiej strony działalność społeczna… Trudne, ale do wykonania. Ważne, żeby chcieć… Przy mądrym „gospodarowaniu” takim zasobem ludzkim, włączaniem w wspólne projekty różnych środowisk, poczynając od szczebla szkoły, dzielnicy czy organizacji, będzie rosła świadomość wspólnoty w realiach i warunkach życia poza Krajem. Trzeba trochę czasu…

 

Emocjonalny związek z krajem, patriotyzm to są pojęcia, z którymi musi uporać się każde pokolenie na swój sposób. Czym jest dziś, w Europie bez granic, zachowanie polskiej tożsamości? Czego uczy nas na tym polu historia…

– Historię i tradycje należy znać i szanować, ale nie można tylko nią żyć i przedkładać nad sprawy żywotne, istotne dla normalnej egzystencji. Różnorodne działania powinny służyć zachowaniu naszej tożsamości narodowej, ciągłości tradycji. I tu jest wielka rola rodziny, szkoły, różnorodnych organizacji i Kościoła. Nie odczuwam jednak obawy o naszą, polską tożsamość. Kto będzie chciał wyprzeć się polskości i swoich korzeni, zrobi to bez względu na rodzinę i otoczenie… Pamiętam jak przed wstąpieniem do Unii Europejskiej niektórzy rysowali wizje utraty suwerenności, zanik związków z krajem i polskiej tożsamości, totalny triumf kosmopolityzmu… Nic takiego się nie stało. Brak wiz i kontroli na granicach państw-członków Unii Europejskiej odbierany jest jako ułatwienie życia ludziom, wymiany, interesów. Chyba wszyscy lepiej czujemy się bez upokarzających często kontroli granicznych. Pamiętamy jak to bywało przed laty… Naszym obowiązkiem w stosunku do ludzi którzy z różnych powodów znaleźli się poza Krajem, obowiązkiem w stosunku do przyszłych pokoleń, jest pielęgnowanie i przekazywanie świadectw naszej historii, w oparciu o które można kształtować postawy patriotyczne i przywiązanie do Kraju ojców.

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

komentarze (0)

_