23 kwietnia 2012, 14:27 | Autor: Justyna Daniluk
Lęk ciemności

Z Krystyną Keren (z domu Chiger), autorką książki „Dziewczynka w zielonym sweterku” i jedną z ocalałych z lwowskiego getta, dzięki pomocy Leopolda Sochy, rozmawiała Justyna Daniluk.

 

Krystyna Keren

Jest pani jedną z bohaterek nominowanego do Oscara filmu Agnieszki Holland „W ciemności”, który powstał na podstawie przeżyć m.in. pani i rodziny. Czy współpracowała pani z Agnieszką Holland podczas realizacji filmu?

Nie. Usłyszałam o filmie, jak był już skończony. Podczas robienia filmu myśmy nie były w kontakcie i Agnieszka też nie wiedziała, że napisałam książkę „Dziewczynka w zielonym sweterku”. Ona nakręciła swój film na podstawie scenariusza, który został napisany 10 lat wcześniej, przez Kanadyjczyka p. David Shamoona. Kiedy jednak spotkałyśmy się podczas projekcji filmu, bardzo się zaprzyjaźniłyśmy.

Czy Robert Więckiewicz realistycznie odtworzył postać Leopolda Sochy?

Muszę powiedzieć, że tak. W 95 procentach, tak. Socha, jeśli chodzi o zewnętrzny wygląd, to był blondyn, z niebieskimi oczami i miał taką pełną twarz. Ale jeśli chodzi o resztę, to jak najbardziej. Przede wszystkim, jak Więckiewicz świetnie mówi po lwowsku! Włożył dużo trudu, żeby nauczyć się tak mówić. Pytałam go o to specjalnie.

W filmie Holland Lwów był przedstawiony jako miasto wielokulturowe. Każdy mówił swoim językiem, czy to po polsku, ukraińsku, czy w jidysz… i każdy każdego jakoś rozumiał.

Lwów przed wojna to było piękne miasto. Nazywano Lwów „małym Wiedniem”. Architektonicznie zupełnie przypominał to miasto, niektóre budynki były projektowane przez tych samych architektów co w Wiedniu. Niestety podczas wojny miasto było zaniedbane, a po wojnie Rosjanie też nie starali się dużo odnowić. Może teraz Ukraińcom się uda.

Była pani we Lwowie po wojnie?

Tak. Byłam we Lwowie jakieś 4-5 lata temu.

Widziała się Pani z córką Sochy?

Nie, bo wtedy nawet nie widziałam gdzie ona mieszka. Kontakt z nią zerwał się wiele lat temu. Moi rodzice pisali z jej matką, później za czasów gomułkowskich myśmy mieszkali w Izraelu i nie chcieliśmy pisać listów z Izraela do Polski. Baliśmy się, żeby im się nic nie stało. Także korespondencja na ogół szła przez Londyn, bo w Londynie mieszkali Marguliesowie. Kiedy moi rodzice zmarli nie miałam nawet do nich adresu. Później dowiedziałam się, że Sochowa zmarła w 1996 roku, a Stefcia dwa lata temu.

Pamięta pani moment, kiedy po raz pierwszy zobaczyła pani Poldka Sochę?

To było jak mój ojciec po raz pierwszy zeszedł do kanału, spotkał tam Sochę i go przyprowadził do piwnicy w baraku, gdzie myśmy siedzieli. Pamiętam jak nagle z wybitej przez ojca dziurze w podłodze pojawiła się twarz okrągłą, uśmiechniętą i te jego zęby – uśmiech od ucha do ucha, jakby spod ziemi jakieś słońce wyszło. To był wspaniały człowiek, nawet dziś jest mi o nim ciężko mówić…

Kiedy napisała pani książkę?

Dwa lata temu. Właściwie napisałam ją pod wpływem moich dzieci i wnuków. Stale mnie pytali o to jak myśmy się uchowali w kanałach we Lwowie. To były różne pytania: „Mama, jak żyłaś z tymi szczurami, a jak te robaki, jak się bawiłaś?” i tak w kółko, i w kółko. Wreszcie mój syn mi powiedział: „Mama, czemu ty nie usiądziesz i tego nie napiszesz?” Oni mnie właściwie mnie zmusili, żebym tą książkę napisała. Byłam już wtedy na emeryturze, więc miałam czas i postanowiłam ją napisać.

Dlaczego tak długo zwlekała pani z napisaniem tej książki?

Bo to nie jest taki temat… lekki. Bardzo ciężko jest wrócić, przypominają się różne chwile… Rodzice i brat, którego już nie ma. Dla mnie to było bardzo ciężkie. Ja jestem dość czułą osobą i każdą rzecz przeżywam… To nie jest łatwy temat.

Pani ojciec, doskonale wykształcony, prowadził notatki w czasie wojny. Korzystała pani z nich w trakcie pisania książki?

Nie. Chociaż, mój ojciec miał te notatki. Gdy w 1970 roku odwiedził nas w Ameryce i mieszkał trochę z nami, zmusiliśmy go wręcz, żeby napisał manuskrypt. Siedział przy maszynie przez trzy miesiące, wszystko uporządkował i napisał. To był jego pamiętnik. Zaraz potem zmarł i ja nie mogłam w ogóle zaglądać do tego, co ojciec napisał, to było za trudne. Później po latach, gdy zaglądnęłam, to mogłam przeczytać tylko jedną stronę i musiałam odłożyć. Podobno dobrze, że nie wiedziałam, co ojciec pisał, jak sama pisałam swoją książkę. Chciałam przedstawić to, co ja przeszłam jako 9-letnia dziewczynka i jak ja to odczuwałam. Dopiero jak napisałam to zaglądnęłam, żeby sprawdzić czy przypadkiem daty mi się nie pomyliły. Książka mojego ojca została opublikowana w Polsce, mam ją, ale nawet teraz jest mi ją ciężko czytać. Przeczytam dwie strony i zostawiam. Ci, którzy ją przeczytali twierdzą, że jest świetnie napisana. Mój ojciec pięknie pisał, jego język jest bardzo bogaty. Pisał też poezje i satyry.

Była pani wychowana w domu, w którym niczego nie brakowała, jak mała księżniczka… Czy wtedy we Lwowie, jako dziewczynka, zdawała sobie pani sprawę z tego co się dzieje?

Dziecko ma bardzo dobrą intuicję, niebezpieczeństwo wyczuwa z sytuacji jaka się wokoło odbywa. Widziałam, że rodzice byli bardzo podenerwowani, mówili mi, że się muszę chować itd. Dziecko uczy się szybko.

Czy rodzice tłumaczyli pani, że jest wojna?

Tak, mówili. Przede wszystkim, jak byłam w getcie, to wiedziałam, że mi nie wolno wychodzić, że muszę się chować. Później zdawałam sobie sprawę z tego co się dzieje, bo dzieci w takich wypadkach stają się dorosłymi bardzo szybko.

Czuje się pani bohaterką, bo pani przetrwała, kimś specjalnym, kimś wyróżnionym?

Bohaterką na pewno nie, inne dzieci też szczęśliwie się uchowały, a te które się nie uchowały są dla nie większymi bohaterami niż ja…

Pytam o to, bo prawdopodobnie Socha pomógł pani rodzinie ze względu na panią i pani brata. Widząc dzieci, nie mógł odmówić.

Tak było, zresztą on to sam powiedział. Jak pierwszy raz wszedł do tej piwnicy w której myśmy siedzieli i zobaczył moją mamę z dwojgiem dzieci – jedno z jednej strony, drugie z drugiej, tacy przytuleni, bo przecież nie wiedzieliśmy kim on jest – to później wspominał: „jak zobaczyłem tą kanię z pisklętami, postanowiłem was uratować”. To na mim zrobiło takie wrażenie.

Tytułowy „zielony sweterek” z pani książki stanowi dziś symbol pokolenia, które przetrwało. Czy dla pani jest jakimś prywatnym symbolem?

O absolutnie. To jest sweterek, który moja babcia zrobiła dla mnie na drutach. Pamiętam doskonale ją jak go dla mnie robiła. Później ten sweterek nosiłam i getcie, i w kanale, a później moja mama ten sweterek przechowała. Jakieś 10 lat temu, kiedy pokazałam go moim synom, to pierwsze ich wrażenie było: „O, mama, tyś była taka malutka!”. A później stwierdzili, że najlepiej będzie jak oddam ten sweterek do muzeum. Powiedzieli mi: „Jak ty go trzymasz, to go nikt nie widzi, a w muzeum to będzie miało jakieś znaczenie”. I wtedy przekazałam go do Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie, gdzie się znajduje do tej pory. Jest wystawiony w gablotce i przez lata jeździł po całym świecie. W Londynie jest też ekspozycja odnosząca się do naszych doświadczeń w Imperial War Museum. To jest stała ekspozycja, jest tam dekiel z tego kanału, skąd myśmy wyszli i jest cała nasza historia, zdjęcie Sochy i 10 osób, które on uratował.

Jak wyglądało codzienne życie w kanale?

Mój ojciec starał się utrzymać nas na poziomie ludzkim, żebyśmy nie stali się zwierzętami, jak te szczury na około nas. Mój ojciec pisał: sztuki, poezję… robił teatr, gdzie każdy miał swoją rolę. Wszystko było przedstawione w satyryczny sposób, także myśmy się wszyscy z tego śmieli. Żyjąc w takich niezwykłych warunkach, stale mieliśmy humor i to nas podtrzymywało, pomoglo nam to zachować łączność ze światem i łączność z ludzkością. Mój ojciec twierdził, że humor jest szalenie potrzebny.

Jaki był najcięższy moment pobytu w kanałach?

Raz był bardzo silny deszcz i mało co myśmy się nie potopili. Drugim razem był wybuch i pożar… to były takie większe kryzysy.

Niemcy sprawdzali kanały?

Sprawdzali, ale bali się do tych kanałów schodzić. Posyłali Polaków. Raz po paru tygodniach jak siedzieliśmy w kanale, jakiś pracownik z kanalizacji odtworzył dekiel i nas zobaczył i zaczął krzyczeć: „Tu są Żydy, tu są Żydy”! Myśmy szybko stamtąd uciekli, po drodze spotkaliśmy Sochę, który akurat szedł do nas, żeby dostarczyć nam jedzenie i on nas wtedy wyprowadził do innego miejsca.

Co było po kanałach? Pamięta pani moment wyjścia na powierzchnię?

O tak! Pamiętam, że myśmy wyszli na podwórze, Socha zebrał ludzi, co tam mieszkali na około i z dumą pokazał, że to jest jego praca, to są jego Żydzi. Później znalazł nam pomieszczenie do mieszkania. To było niesamowite uczucie być na powierzchni. Widziałam wszystko na czerwono, bo jak tyle miesięcy w ciemności, a to był jasny dzień…

Jakie było życie od nowa?

Było ciężko, ale w porównaniu z tym, co myśmy przeżyli: getto, Niemcy, kanały… to już było w porządku.

Ze Lwowa przenieśli się państwo do Krakowa…

W Krakowie mieszkałam do 1957 roku. Chodziłam do szkoły, zaczęłam moje studia w Krakowie i w 57. Wyjechaliśmy do Izraela.

Dlaczego zdecydowali się państwo wyjechać?

Wtedy był taki okres, że dawali Żydom wyjechać do Izraela. Większość Żydów, którzy mieszkali wtedy w Polsce, starała się wtedy wyjechać.

Wielu ocalałych nie chce wracać do Polski, która kojarzy im się jedynie z Holocaustem. Czy pani odczuwa to podobnie?

Polska nie kojarzy mi się jedynie z Holocaustem, bo ja mieszkałam po wojnie w Krakowie, miałam wielu znajomych, ale jednak zawsze czułam, że jestem mniejszością, że ja tu nie należę. I to było podświadome, ale dość nieprzyjemne uczucie. Dopiero jak przyjechałam do Izraela, to podniosłam głowę do góry, poczułam, że nikt mi nie może powiedzieć: „żydówka”.

Rok po tym jak Socha państwa uratował, sam zginął pod kołami sowieckiej ciężarówki. Na jego pogrzebie padły bardzo przykre słowa…

(Cisza) Tak, wiem o tym. Wiem. Osoba, która stała za nami na pogrzebie, powiedziała, że jego śmierć to jest kara od Boga za to, że ratował Żydów.

To są okrutne słowa. Czy to ze względu na przejawy antysemityzmu wyjechali państwo z Polski?

Tak, to był jeden z powodów. Myśmy nie byli jedni, którzy przeżyli, dlatego emigracja była tak liczna.

Czy boi się pani ciemności?

Tak. Mam lęk przed ciemnością i zamkniętą przestrzenią.

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

komentarze (0)

_